W okolicach premiery gry Wiedźmin 3: Dziki Gon chyba nikt nie spodziewał się, jak może rozwinąć się Gwint – mała minigierka, stworzona dla urozmaicenia zabawy między kolejnymi zleceniami na potwory. Trochę ponad trzy lata od wydania opus magnum CD Projekt Red dostajemy jednak pełnoprawną grę opartą właśnie na tej formule. Czy jest to dzieło warte uwagi? Zapraszam do recenzji.
Pracę na Gwintem rozpoczęły się niedługo po premierze Wiedźmina 3, gdy twórcy gry dowiedzieli się o wielkim zainteresowaniu minigierką. Już w październiku 2016 roku rozpoczęły się zamknięte beta testy karcianki przeznaczonej do rozgrywki sieciowej, a pół roku później każdy mógł przysłużyć się do rozwoju nowej produkcji Redów. Pracę nad Gwintem trwały aż do 23 października 2018 roku, gdy światło dzienne ujrzała pełna wersja. Tego samego dnia wydana została również gra Wojna Krwi: Wiedźmińskie opowieści, którą osadzono w świecie znanym z prozy Sapkowskiego, a w skrócie była po prostu fabularyzowaną singlową wersją Gwinta.
Zobacz również: GWINT: Wiedźmini – recenzja dodatku do gry
Jak mówiły osoby pracujące przy sieciowej karciance od CD Projekt, na początku Wojna Krwi miała być jednym z trybów Gwinta, gdzie gracze, przechodząc fabularną kampanię, poznawaliby mechanikę samej gry. Potem jednak dodatek ten tak się rozrósł, że studio postanowiło wydać singlową kampanię jako oddzielną grę. Tak właśnie w nasze ręce trafiła duża produkcja, która jest prawdziwą gratką dla fanów gier oraz książek z Geraltem w roli głównej. Dzięki Wojnie Krwi wiedźmińskie uniwersum zostaje rozbudowane, a my możemy śledzić znane nam wydarzenia zupełnie inne perspektywy.
O czym więc opowiada gra Wojna Krwi: Wiedźmińskie opowieści? Główną bohaterką jest tutaj Meve – królowa Lyrii i Rivii, a akcja toczy się trochę przed oraz w trakcie II Wojny Północnej. Jest to więc okres, w którym dzieją się wydarzenia znane z sagi wiedźmińskiej, lecz przed wszystkimi grami Redów. Historia w Wojnie krwi rozpoczyna się, gdy królowa Meve wraca do swojego kraju z obrad władców północy. Pod nieobecność królowej rządzeniem królestwem zajmował się jej młody syn, który niestety nie wywiązał się z powierzonego mu zdania należycie. Meve na miejscu zastaje krainę w chaosie, pustoszoną przez bandytów. Musi więc wziąć sprawy w swoje ręce. Nie jest to jednak jej jedyne zmartwienie, gdyż z południa nadciągają siły wrogiego Cesarstwa Nilfgaardu, a wojna już wisi w powietrzu.
Zobacz również: Pół Wieku Poezji Później – recenzja fanowskiego filmu ze świata Wiedźmina
Po uruchomieniu gry i po obejrzeniu przerywników filmowych – dla osób grających z Wiedźmina 3 będą one znajome, gdyż to ten sam komiksowy styl – naszym oczom ukaże się świat w rzucie izometrycznym, czyli z kamerą zawieszoną nad głowami bohaterów. Kierując postacią Meve, przemierzamy zróżnicowane mapy, zbieramy zasoby oraz przechodzimy w tryb walki, gdy napotkamy wrogów. Opis znajomy, co nie? Od początku, bawiąc się z Wojną Krwi, czułem się jak w domu, wręcz jak bym już w to grał. Jest to związane z tym, że nowa gra polskiego studia wzorowana była na dobrze znanym modelu rozgrywki charakterystycznym dla serii Heroes of Might and Magic. Twórcy oczywiście tego faktu nie ukrywają, a w samej grze dają nam jeszcze smaczki, które inspirację Heroesami potwierdzają.
Podróżując po świecie Wojny Krwi, zbieramy zasoby, takie jak drewno, złoto oraz jednostki. Surowce możemy znaleźć w pobliżu ścieżek i domostw, a także przy truchłach pokonanych przeciwników. Opłaca się być tutaj zbieraczek i zaglądać w każdy kąt, gdyż dużo zasobów to dużo możliwości. Posiadając ich odpowiednią ilość, możemy rozbudować obóz – za co dostaniemy bonusy i poszerzymy nasze możliwości, a także mamy możliwość pomocy mieszkańcom, wykonując w ten sposób pomniejsze questy poboczne. Wyciągnięcie pomocne ręki do ludu to w efekcie także bonusy dla nas w postaci zwiększonego morale. Nie pozostaje to bez znaczenia podczas pojedynków – zwiększone morale to większa siła kart oraz odwrotnie – zmniejszona siła, gdy morale jest niskie. Jednostki natomiast zbieramy, odwiedzając specjalne miejsca w wioskach, a są nam one potrzebne do pozyskiwania nowych wojów w postaci kart oczywiście.
Zobacz również: Cyberpunk 2077 – recenzja gry. Co wyszło, a co nie w nowej grze od CD Projekt RED?
Sama walka w Wojnie Krwi to dobrze znana formuła z Wiedźmina 3 oraz Gwinta. Jeśli jednak nie pogrywacie w sieciowego Gwinta, to możecie być trochę zagubieni w nowej odsłonie karcianki. Nawet jeśli graliście w początkową wersję beta, to gra od tego czasu cały czas ewoluowała – zwłaszcza w momencie wydania wersji 1.0 – i teraz trudno ją poznać. Do najważniejszych zmian można zaliczyć usunięcie trzeciego rzędu z kartami, co było charakterystyczną cechę karcianki od Redów. Twórcy tłumaczą się tutaj, że trzeci rząd bardzo utrudniał wprowadzanie im nowych rozwiązań do gry. Teraz mamy do dyspozycji rząd dla kart walczących w zwarciu oraz drugi dla jednostek dystansowych. W efekcie odbiło się to również na kartach, których atrybuty uległy zmianie lub lekkiej modyfikacji. Z tego faktu niezadowoleni mogą być zaprawieni w gwintowych bojach gracze, którzy w Wojnie Krwi muszą uczyć się grać praktycznie od początku.
Strony: 1 2