DayZ – recenzja gry. O 6 lat za późno.

Ależ ja byłem podjarany w 2013 roku, gdy mod do Arma II pod tytułem DayZ zawitał na komputerach. Survival, postapokalipsa, zombiaki i to wszystko z domieszką online. Jako zatwardziały konsolowiec, patrzyłem z zazdrością na tych, których komp to uciągnął. Ja zaś uzbroiłem się w cierpliwość i czekałem na wersję na PS3. Minęło 6 lat, ja o grze już dawno zapomniałem, a ta zadebiutowała w końcu na PlayStation. Tyle, że z numerkiem 4.

Wątpię, by był tu jakiś pasjonat zombiaków i survivalu, który o DayZ nie słyszał. Gra opiera się na sieciowej rozgrywce z domieszką survivalu i żywych trupów. Brzmi wspaniale, bo jak takie połączenie ma brzmieć źle, prawda? I nie tylko wspaniałe na papierze było, bo i w 2013 roku gra robiła ogromne wrażenie. Tyle że dziś mamy rok 2019 i trochę w branży się zmieniło. Na nikim nie zrobi już wrażenia oprawa rodem z wczesnego PS3 pełna bugów ani pusty, rozległy i wyglądający cały czas tak samo świat. No, od czasu do czasu spotkacie jakiegoś głupiego zombiaka, z którym stoczycie krępującą zarówno gracza jak i tego zombiaka walkę. Już w późnej erze PlayStation 2 postacie lepiej się ruszały niżeli tu. Toporność sterowania odstraszy największych entuzjastów tego tytułu. Boże, jak okropny jest ten ekran ekwipunku… Jak bardzo nieintuicyjny on jest, ileż trzeba się z nim namęczyć, matko i córko! A jednak DayZ na PS4 zrobiło coś dobrze i w tej beczce dziegciu znalazła się łyżeczka miodu. Mianowicie chodzi mi o survivalowy klimat. Bardzo łatwo wczuć się w klimat gry i sprawia to sporo frajdy, odkrywanie kolejnych lokacji, przeszukiwanie domów czy uciekanie przed (jeśli się jakimś cudem trafi) grupką zombie. Najlepiej jednak grać z kimś.

Zobacz również: Najlepsze filmy o zombie

Ta gra w pojedynkę ma tyle samo sensu co wypuszczanie jej po 6 latach na PS4. I tak właśnie po 2 godzinach bezsensownego włóczenia się w samotności, ściągnąłem do gry kumpla, abyśmy mogli bezsensownie powłóczyć się we dwójkę. Najpierw oczywiście szukaliśmy się przez jakieś 3-4 godziny, zanim się poddaliśmy i odpaliliśmy mapę gry na swoich laptopach. Za to jak się już znaleźliśmy, przysięgam, przeżyłem od razu jedną z najbardziej chorych akcji w mojej gamingowej historii. Spotykamy się – w końcu! – na plaży, tylko slow motion zabrakło jak już do siebie biegliśmy. Niespodziewanie zza skały wybiegł jakiś czarnoskóry jegomość. Po chwili patrzenia się na siebie, krzyknąłem do kolegi krótkie zabić go i jakoś tak wyszło, że rzeczywiście go zabiliśmy. A potem pocięliśmy go na kawałki. A następnie mój kumpel zaczął karmić mnie jego mięsem, zaś gdy skończył, powiedział teraz Ty mnie. Godzinę, może dwie później, gdy w świecie gry zapadł zmrok, nagle słyszymy niesamowicie przerażający śmiech, wiecie, jakby kogoś chorego psychicznie. No i tak się właśnie okazało, że nasze postacie oszalały, bo zjadły ludzkie mięso. Akcja 10/10, ale żeby ją przeżyć, trzeba było poświęcić naprawdę sporo, sporo czasu, którego w dzisiejszych realiach mamy co raz mniej.

Zobacz również: Resident Evil 3 – recenzja gry. Czy to remake czy reinterpretacja?

DayZ jest znacznie lepsze do oglądania, niż grania – przynajmniej, jeśli mowa o wersji na PS4. Nie wiem czy jest sens grania w ten tytuł kilkadziesiąt godzin tylko po to, żeby mieć szansę na jakąś niezwykle fajną, pięciominutową akcję, którą pochwalicie się znajomym. Bo to będzie tak na dobrą sprawę kilkadziesiąt godzin topornego gameplaya, pustego świata i wszechobecnej nudy. Spóźnił się ten DayZ i to bardzo. Wyświadczycie więc sobie przysługę, jeśli DayZ obejrzycie sobie na YouTubie, a na konsoli odpalicie po prostu znacznie świeższe i lepsze World War Z.

Plusy

Ocena

4 / 10

Minusy

Krzysztof Wdowik

Nie lubi (albo nie umie) mówić zbyt poważnie i zawile o popkulturze. Nie lubi też kierunku, w którym poszedł Hollywood i branża gamingowa. A już na pewno nie lubi pisać o sobie w trzeciej osobie. W ogóle to on mało co lubi.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze