Pół Wieku Poezji Później – recenzja fanowskiego filmu ze świata Wiedźmina

Dawno, dawno temu, gdy jeszcze nikt nie słyszał o planach Netflixa na przeniesienie twórczości Andrzeja Sapkowskiego na serial, w głowach kilku fanów Geralta z Rivii zrodziła się myśl, aby stworzyć film. Nie miało to być nic wielkiego, po prostu kilkadziesiąt minut hołdu dla świata Wiedźmina, gdzie zobaczylibyśmy, co mogło się wydarzyć po zakończeniu ostatniej książki z sagi. Jednak ostatecznego efektu nie spodziewało się nawet pewnie tych kilku fanów, którym zamarzyła się owa produkcja o spuściźnie Białego Wilka.

Pierwsze prace na planie Pół Wieku Poezji Później ruszyły już cztery lata temu, a za projekt odpowiadał w głównej mierze reżyser Jakub Nurzyński. Skromny plan bardzo szybko zaczynał się rozrastać, a twórcy zwrócili się do fanów o pomoc finansową. Ludzi nie trzeba było szczególnie przekonywać, gdyż na produkcję czekało wiele osób zakochanych zarówno w powieści stworzonej przez Andrzeja Sapkowskiego, jak i w grach od polskiego studia CD Projekt Red. I tak jakoś nie wiadomo kiedy, projekt szacowany na 30 minut materiału rozrósł się do ponad 90 minut! Nie obyło się też bez wielu zawirować i kilku dłuższych obsuw premiery, ale to wszystko było podyktowane tym, że twórcy chcieli dostarczyć nam jak najlepszy film. I tak, zdecydowanie warto było czekać.

Zobacz również: GWINT: Wiedźmini – recenzja dodatku do gry

 

Slogan towarzyszący filmowi od samego początku, czyli „Od fanów dla fanów” widać w Pół Wieku Poezji Później doskonale. Twórcy, którzy jednocześnie również są fanami przygód Białego Wilka, swoją pasję chcieli pokazać w tej oto produkcji. Doświadczymy tego na każdym kroku, czy poprzez wplecenie wielu znanych tekstów z książek, jak Na pohybel skurwysynom, czy z gier – tutaj bezsprzecznie królowała pewna sławna fraszka recytowana przez Geralta w Wiedźminie 3: Dziki GonLambert, Lambert, ty… Takie smaczki budowały fanowski klimat filmu, który świadczył o miłości twórców do całego świata Wiedźmina.

Wróćmy jednak do samego filmu, bo w końcu o tym ma być tekst, a o historii powstawania Pół Wieku Poezji Później spokojnie można by napisać książkę – czytałbym. Fanowska produkcja skupia się na losach Lamberta, czyli jednego z wiedźminów cechu wilka. Film opowiada o wydarzeniach dziejących się po Pani Jeziora, czyli po ostatniej książce sagi Andrzeja Sapkowskiego. Siłą rzeczy nie mógł w nim pojawić się Geralt. Twórcy nie zdecydowali się pójść śladem CD Projekt Red i pokazali nam bardziej realistyczne następstwa rzezi rivskiej. Tak więc śledzimy losy Lamberta, który również nie ma lekko. Wiedźmini stali się obiektem prześladowań, a po tragicznych wydarzeniach w Kaer Morhen, ten szuka odkupienia i zemsty. W wędrówce towarzyszy mu niespodziewany kompan, czyli Julian – bękarci syn barda Jaskra. Niesforny młodzieniaszek odziedziczył dużo po swoim ojcu, a jego relacja z Lambertem wygląda bardzo podobnie do tej między Jaskrem a Geraltem lata temu.

Zobacz również: Cyberpunk 2077 – recenzja gry. Co wyszło, a co nie w nowej grze od CD Projekt RED?

Pół wieku poezji później

Fabułę filmy można naprawdę pochwalić. Twórcy nie poszli na łatwiznę i zafundowali nam zupełnie nową historię kontynuującą wydarzenia z książek. Widzimy więc świat praktycznie pozbawiony wiedźminów. Spotykamy kilka znanych postaci, które muszą sobie radzić z końcem legendy Białego Wilka. Na pierwszy szereg wychodzi Lambert, który charakterem nie przypomina Geralta, co mocno podkreślają twórcy. Świetną decyzją było ukazanie zupełnie nowej historii, której poznawanie sprawia ogromną frajdę. To tak, jakbyśmy znali już wszystkie historie z tego świata, a nagle odkryli coś zupełnie nowego. Chwała twórcom, że nie bali się ukazać nam czegoś świeżego. Do tego całość jest spójna i kończy się satysfakcjonującym finałem. Nie jest to może nic odkrywczego, jednak super poznać alternatywną wersję wydarzeń względem gier.

Pół Wieku Poezji Później trzeba pochwalić też za świetną obsadę. Fantastycznie w roli Lamberta sprawdza się Mariusz Drężek – aktor oddał się roli całkowicie, by ukazać wiedźmina jak najlepiej. Bardzo podobała mi się jego relacja z Julianem, która ewoluowała przez cały film. Zasługa tu także Marcina Bubółki grającego syna Jaskra – dla mnie osobiście najlepiej odegrana postać filmu. Na uwagę zasługuje tu również sołtys Młodych Pup – świetny Andrzej Strzelecki, czy także cameo Zbigniewa Zamachowskiego jako Jaskra. Przedstawienie tego ostatniego nie wszystkim może przypaść do gustu, jednak cieszę się, ze się tutaj pojawił. Nie można zapomnieć także o oryginalnej postaci z filmu, czyli Ornelli Vigo. W tej roli Kamila Kamińska prezentuje się niezwykle imponująco i myślę, że nie jeden wskoczyłby za nią w portal. Mimo wszystko przy wszystkich tych rolach trzeba wziąć poprawkę, że wypadają dobrze, jednak zdarzają się sceny niezwykle drętwe, co jednak można wybaczyć filmowi amatorskiemu. Zganić trzeba zwłaszcza Triss, która wyglądała super, jednak grą nie zachwycała.

Zobacz również: Disaster Artist – recenzja książki

Pół wieku poezji później

Film Pół Wieku Poezji Później to także wysoki poziom wykonania, który nie odstaje za bardzo od wysokobudżetowych produkcji. Zdjęcia prezentują się olśniewająco, podkreślając wspaniałe scenografie. Tutaj polska sceneria sprawdziła się wyśmienicie – ruiny zamków, rozległe łąki, skanseny, czyli słowiańskometr poza skalą. Do tego wszystko okraszone wspaniałą muzyką, od razu przywodzącą na myśl twórczość Percivala, więc zespołu odpowiedzialnego za muzykę w grze Wiedźmin 3 – tutaj słowiańskometr wystrzelił już na orbitę. Stroje to także ogromny pozytyw filmu. Wszystkie przygotowano z ogromną dokładnością i tym aspekcie nawet serial Netflixa może mieć problemy z dotrzymaniem poziomu. No i medalion jest tu taki, jaki być powinien. Efektów specjalnych nie ma za dużo, jednak jeśli się pojawiają, to wyglądają zaskakująco dobrze. Na plus wyszło zrezygnowanie z potworów – tylko ta scena po napisach…  – obejrzyjcie jednak koniecznie, bo pojawia się tam też niespodziewany gość.

Film ze świata Wiedźmina nie mógł obejść się bez charakterystycznego humoru oraz ciętego języka. Wszystko to dostajemy tu z nawiązką. Zaprezentowano wiele świetnych dialogów z humorem oraz sporo równie śmiesznych scen. Wyróżnię scenę, gdzie Julian rozsypuje prochy, a w tym czasie Lambert jak gdyby nigdy nic podlewa drzewo nieopodal. Do tego dialogi nie szczędzą bluzgów, więc to także odpowiada realiom książkowym. Zobaczymy, czy równie odważnie postąpi Netflix. Na koniec jedna wada, która chyba najbardziej rzuciła mi się w oczy, czyli słabe walki. Może ruchy walczących nie wypadają najgorzej, jednak reakcja czy sam dźwięk są mało satysfakcjonujące. Tutaj zdecydowanie zabrakło większego wkładu pracy.

Zobacz również: Hunt: Showdown – recenzja gry. Oryginalny, wciągający gameplay vs. uboga zawartość

Pół wieku poezji później

Na Pół Wieku Poezji Później czekałem z wielką niecierpliwością, gdyż projekt śledziłem od samego początku. Choć wielokrotnie zwątpiłem w zakończenie prac nad filmem, to muszę przyznać, że warto było czekać, bo końcowy efekt przerósł moje oczekiwania. Spodziewałem się krótkiego, fanowskiego wideo, a dostałem produkcję pełnometrażową, która w wielu aspektach nie odstaje od produkcji wysokobudżetowych. Film ma trochę wad, typu drętwa gra aktorska czy słabe sceny walki, jednak to nic przy świetnie zrealizowanej całości. Aż zakręciła się łezka, że projekt w końcu udało się sfinalizować, a po dniu od publikacji film widziało już ponad 400 tys. osób. To co, kiedy sequel?

OCENA: 7.5/10

Mateusz Chrzczonowski

Nie zna się, ale czasem się wypowie. Najczęściej na tematy gamingowe, bo na graniu i czytaniu o grach spędził większość życia. Nie ukrywa zboczenia w kierunku wszystkiego, co pochodzi w Kraju Kwitnącej Wiśni czy też niezdrowego zauroczenia kinem z różnych zakątków Azji.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze