Castlevania – recenzja 3. sezonu

Castlevania, czyli obecnie chyba najlepsza growa adaptacja, doczekała się w końcu trzeciego sezonu. Czy warto było czekać blisko półtora roku na nowe rozdanie przygód Trevora, Syphi oraz Alucarda i czy po mocnym finale z drugiego sezonu historia może jeszcze czymś zaskoczyć? Zapraszam do recenzji.

Castlevania to prawdziwa perełka Netflixa, po której przed premierą pierwszego sezonu nikt się niczego wielkiego nie spodziewał – ot kolejna próba przeniesienia gry na serial i do tego w oklepanej już tematyce wampirów. Tym większe było zaskoczenie, że animowana seria wypada nadspodziewanie dobrze, a opinia ta została jeszcze mocniej ugruntowana po świetnym drugim sezonie. Największy zarzut do twórców pozostał tylko jeden – dlaczego ponownie kazano nam czekać na nowe odcinki prawie półtora roku?

Zobacz również: Paradise PD – recenzja 3. sezonu! Mocniej, więcej, dziwniej!

Wydarzenia z końcówki drugiego sezonu Castlevanii wymusiły na twórcach poszukania nowej ścieżki fabularnej. Nie ma już bowiem potężnego Włada Drakuli, który zjednoczył wesołe trio we wspólnym celu – uratowanie ludzkości przed gniewem władcy wampirów. Po emocjonującym starciu, gdzie Drakula ginie z ręki własnego syna, Akucarda, gromadka rozdzieliła się. Trevor i Sypha wyruszyli w poszukiwaniu niedobitków armii Drakuli, a Alucard postanowił zostać na zamku swojego ojca i pilnować jego spuścizny. W trzecim sezonie przyjdzie nam śledzić losy jeszcze inny bohaterów. Po pierwsze zobaczymy poczynania Isaaca, który po ocaleniu przez jego władcę, Włada, błąka się po pustyni, a także losy drugiego z generałów władcy wampirów, Hektora. Ten dostaje się w niewolę Carmilli tuż po tym, gdy się do niej przyłączył.

W trzecim sezonie Castlevanii dostajemy aż 10 odcinków. Wydawać się może, że to dużo w porównaniu z poprzednimi sezonami. Jednak budowanie historii praktycznie od zera, a do tego podział jej aż na cztery główne wątki, sprawia, że ta ledwie zdążyła się zawiązać. Tylko jeden z wątków, gdzie śledzimy poczynania Trevora i Syphi, ma swój początek i doczekał się satysfakcjonującego finału z efektownym starciem. Bohaterowie trafiają do wioski niedawno zaatakowanej przez Nocne Stwory – czyli przemienionych ludzi – pochodzących z armii Drakuli. Tam muszą przyjrzeć się tajemniczemu zakonowi, który zaczął oddawać cześć zmarłemu władcy wampirów, a obecnie szykuje jakieś przerażające przedsięwzięcie. Tutaj dzieje się naprawdę sporo i historia pozostawia po sobie pozytywne wrażenie.

Zobacz również: Utsubora – recenzja mangi

castlevania

Inaczej jest w pozostałych trzech wątkach. Isaac po trafieniu na pustynie, szybko zaczyna gromadzić armię z przemienionych ludzi. Za cel obiera sobie odnalezienie Hektora i ukaranie go za zdradę. Tutaj również jest ciekawie, jest kilka momentów mogących się podobać, jednak brakuje czasu na ostateczne rozstrzygnięcie. Na to poczekamy do kolejnego sezonu. Tragiczne losy Hektora, który zdradził Drakulę, nie wiele się zmieniają w trakcie 10 nowych odcinków. Trafia on na zamek Carmilli, gdzie ta rządzi razem ze swoimi siostrami. Hektor trzymany jest przy życiu jedynie ze względu na umiejętność przemiany ludzi w piekielne bestie. Ma to pozwolić siostrom zawładnąć bezpańskimi ziemiami pozostającymi bez władcy po śmierci Drakuli. Najsłabiej wypada wątek Alucarda, na którego twórcy nie mieli pomysłu. Na zamieszkany przez niego zamek przybywa tajemnicze rodzeństwo z Japonii, które chce się szkolić w walce z wampirami. Szybko jednak zabawa w szkołę się kończy, a całość nic konkretnego do fabuły nie wnosi.

W trzecim sezonie Castlevanii akcja rozkręca się bardzo powoli i dopiero ostatnie dwa odcinki dostarczają nam emocji, brutalności oraz soczystej nawalanki. Pojawiają się fajnie zaprojektowane demony z piekła, a rozstrzygnięcie intrygi, w której biorą udział Trevor i Sypha, prezentuje się naprawdę świetnie. Mała podpowiedź – będzie odniesienie do Drakuli. Na równie satysfakcjonujące zakończenie innych wątków poczekamy do czwartego sezonu – miejmy nadzieję, że niedługo zostanie zapowiedziany. Za to graficznie i muzycznie to nadal ten sam, bardzo wysoki poziom z poprzednich lat. Właśnie w tym aspekcie można upatrywać długiego okresu produkcji serialu, bo rysowane kadry prezentują się momentami naprawdę wybornie, a walki ogląda się z wielką przyjemnością. No i nie można zapominać o świetnym polskim dubbingu, który w żaden sposób nie odstaje od oryginalnego.

Zobacz również: Ratched – recenzja 1. sezonu. American Horror Story w wersji light

castlevania

Trzeci sezon Castlevanii od Netflixa to tak samo dobra rozrywka co w poprzednich sezonach. Tutaj jednak, jak w pierwszych 4 odcinkach serialu, historia dopiero zaczyna się zazębiać. Dziesięć odcinków kontynuacji skutecznie rozbudza zaledwie apetyt widza i każe nam czekać na ciąg dalszy, aby ten apetyty zaspokoić. Nadal jest świetnie, ale wysoko postawiona poprzeczka po finale 2 sezonu nie pozwala w pełni docenić tej kontynuacji. Musimy dać twórcom kredyt zaufania i cierpliwie czekać na czwarty sezon. I oby ukazał się jak najszybciej.

OCENA: 7.5/10

Mateusz Chrzczonowski

Nie zna się, ale czasem się wypowie. Najczęściej na tematy gamingowe, bo na graniu i czytaniu o grach spędził większość życia. Nie ukrywa zboczenia w kierunku wszystkiego, co pochodzi w Kraju Kwitnącej Wiśni czy też niezdrowego zauroczenia kinem z różnych zakątków Azji.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze