Blair Witch – recenzja. Nieudane zmierzenie się z kultową marką

Polska branża growa rozrosła się do naprawdę godnych podziwu rozmiarów. Obok takich tytanów jak CD Projekt RED czy Techland, mamy sporo mniejszych twórców z często niemałymi sukcesami. Do jednych z nich należy Bloober Team. Krakowskie studio swoją przygodę z nową generacją zaczęło raczej kiepsko. Dziś, od słabo przyjętego Basement Crawl odcinają się chyba już sami ojcowie tej gry. Mężczyzny nie poznaje się jednak po tym jak zaczyna, prawda? Właśnie dzięki kolejnym projektom studia – Observer oraz Layers of Fear – dziś, Bloober Team może pochwalić się dobrą renomą. I to prawdopodobnie właśnie dzięki tym produkcjom, mogli oni zmierzyć się z kultową marką jaką jest Blair Witch.

Blair Witch Project, niezależnie od tego czy jest się jego fanem czy nie, zrewolucjonizował gatunek horroru. To dzięki niemu byliśmy świadkami takich filmów jak REC, Cloverfield Paranormal Activity. Z kolei Bloober Team odpowiada za jeden z lepszych gamingowych horrorów ostatnich lat – Layers of Fear. Dostaliśmy więc na papierze projekt współpracy niezwykle obiecujący. Sam trailer gry na konferencji Microsoftu z okazji E3 w 2019 roku rozpalał wyobraźnię. Gra zadebiutowała na rynku kilka miesięcy później, 30 sierpnia na PC oraz konsoli Xbox One. Niedawno, do Blair Witch mogli w końcu przysiąść posiadacze PlayStation 4. Okazuje się jednak, że raczej nie warto było tyle czekać…

Zobacz również: Co powinien zawierać dobry horror?

Jest rok 1996. Wcielamy się w Ellisa, byłego policjanta z – a jakżeby inaczej – ciężką przeszłością. Wraz z naszym czworonogim towarzyszem imieniem Bullet, przyjeżdżamy do lasu Black Hills. Tam właśnie grupa poszukiwawcza próbuje znaleźć zaginionego chłopczyka. Jako że zjawiamy się ostatni i grupa pod przewodnictwem miejscowego szeryfa już wyruszyła w głąb lasu, musimy działać samodzielnie. Tak właśnie zarysowuje się fabuła w Blair Witch. Brzmi nudno, sztampowo? Nie bójcie się – wcale człowiek tego nie odczuwa. A przynajmniej nie w pierwszych 20 minutach…

Początek to niestety jedyny, naprawdę dobry moment w Blair Witch. Bardzo łatwo wsiąka się w klimat gry. Trudno zresztą tego nie zrobić przy tak kultowej scenerii, jaką jest rozległy, jesienny las. Czuć dreszczyk emocji, gdy z naszym czworonogiem zapuszczamy się po raz pierwszy w głąb lasu. Gdy przez krótkofalówkę słyszymy zawołanie szeryfa o zdanie raportu. Gdy znajdujemy trop zaginionego chłopczyka czy gdy po raz pierwszy zapada zmrok i niedługo potem znajdujemy powieszoną na drzewie dobrze znaną figurkę z patyków. To jednak wszystko. Dwadzieścia, trzydzieści, góra czterdzieści minut wciągającej rozgrywki. Później następuje smutna konkluzja, że wszystko co ciekawe, zostało już w tej grze zobaczone. Od tego czasu czeka nas nudne łażenie po lesie i rozwiązywanie zagadek na zasadzie no dobra, to chyba tam jeszcze nie byłem… a może powinienem teraz wykorzystać węch psa? Albo załamać się, bo za ciula nie jestem w stanie dojść do tego, co sobie wymyślili teraz twórcy. Niestety, mimo i tak krótkiego trwania gry – około pięciu godzin – Blair Witch wydaje się mocno, mocno rozwleczone. To odczucie mogłoby być nieco mniej dotkliwe, gdyby przedstawiona historia oferowała jakiekolwiek pozytywne emocje.

Zobacz również: The Medium – recenzja gry. Polska szkoła robienia pieniądza

Tych jednak brak. Początkowy dreszczyk podniecenia bardzo szybko zostaje zakryty przez znużenie, połączone często irytacją. Niewiele tu też okazji do przestraszenia się. Tak, przyznaję – pierwsze zetknięcie się ze znakiem rozpoznawczym wiedźmy, robiącym przy okazji za logo serii, spowodowało lekkie zwilgotnienie fotela. Za drugim razem już nie robiło to takiego wrażenia, ani tym bardziej za dwudziestym czwartym… Jedno z późniejszych natknięć się na figurkę wywołało u mnie nawet salwę śmiechu. Powinniście bowiem wiedzieć, że gdy w pobliżu znajduje się ten drewniany symbol wiedźmy, Bullet zaczyna niespokojnie warczeć i – aby popchnąć fabułę do przodu, a dokładniej rzecz ujmując naszego pieska – trzeba owy symbol zniszczyć. Wyobraźcie sobie me załamanie nerwowe, gdy w grze panuje noc, od dziesięciu minut przeczesuję teren z latarką w poszukiwaniu drewnianej figurki, pies mi nieustannie warczy, a koniec końców okazuje się, że twórcy postanowili urozmaicić grę i zamiast umieścić figurkę na drzewie – jak robili to dotychczas – umieścili ją na jakiejś małej, ledwo widocznej skale…

blair witch

Jako fan serii Blair Witch, prawie w ogóle nie poczułem tutaj związku z oryginałem. Oczywiście, mamy figurki z patyków czy chatkę. Ale bardziej przypominają one jedynie dekoracje, wymuszony dodatek, bez którego gra właściwie nic by nie straciła. Oczywiście, w drugiej połowie gry pewien rodzaj obecności wiedźmy z Blair zostaje znacznie wzmożony. Wciąż jednak nie jest on moim zdaniem zgodny z duchem filmów. Powiedziałbym nawet, że bardziej jest on zgodny z duchem Layers of Fear. Niewiele w Blair Witch świeżych pomysłów, zarówno gameplayowych jak i fabularnych. Fani horrorów bardzo szybko odkryją, że zawartość nowej gry zespołu Bloober Team to nic innego jak wariacja pomysłów znanych z innych produkcji. Wariacja nudna i mało ekscytująca, gdy miało się do czynienia z poszczególnymi jej elementami. Zwidy głównego bohatera? Dość oklepane. Zabawy z graczem, że coś jest, a później tego nie ma? To już było. Historia, podczas której zaczynamy kwestionować psychikę i intencje naszego bohatera? Dajcie spokój… Dlatego też trudno, by fabuła zachwyciła, a rozgrywka porwała. To 5 godzin błądzenia po lesie i poznawania przewidywalnej historii, której zakończenie zdecydowanie nie wynagradza włożonych starań w to, aby nie zasnąć z kontrolerem w dłoni.

Niestety, od premiery rewolucyjnego dla horroru pierwowzoru z 1999 roku, jedynym dobrym rozwinięciem marki wciąż pozostaje gra Blair Witch Volume I: Rustin Parr. Ani filmowe kontynuacje, ani inne próby przełożenia filmu na growy język nie mogą się równać z tymi dwoma tytułami. Polska interpretacja od studia Bloober Team również zawodzi. Nie tylko jako gra z uniwersum wiedźmy z Blair, ale jako gra w ogóle. Mało się tu dzieje, a strach bardzo szybko zostaje przysłonięty znużeniem i długim ziewnięciem. Ot, dostaliśmy nieudaną powtórkę z bardzo dobrego Layers of Fear, tyle tylko, że ze zmienionym nieco otoczeniem, brakiem świeżej rozgrywki i ciekawej historii. A szkoda.

Plusy

Ocena

4 / 10

Minusy

Krzysztof Wdowik

Nie lubi (albo nie umie) mówić zbyt poważnie i zawile o popkulturze. Nie lubi też kierunku, w którym poszedł Hollywood i branża gamingowa. A już na pewno nie lubi pisać o sobie w trzeciej osobie. W ogóle to on mało co lubi.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze