Final Fantasy VII Remake – recenzja najbardziej oczekiwanego remake’u w historii branży gier!

Wspomniałem o materiach. System materii został użyty już w oryginale i nie mogło go zabraknąć również remake’u, bo wielu graczy naprawdę go polubiło. To dzięki tym magicznym kulom, które łączymy z naszym wyposażeniem, możemy używać czarów. Zależnie więc co dołączymy do naszego ekwipunku, takich też spellów będziemy mogli używać. Dodatkowo działania materii mogą się łączyć, dzięki czemu możemy uzyskać przeróżne kombinacje i ich efekty. Na przykład materię Heal możemy połączyć z materią poszerzającą jej działanie na wszystkich naszych towarzyszy. Podstawowe wyposażenie jak Barrier, Fire, Ice umożliwiają po kolei wzmocnienie obrony, strzelanie ognistymi pociskami czy też lodowymi. Jest tego wiele, wiele więcej i przy kombinowaniu z materiami możemy spędzić dobre parę godzin. A i oczywiście każda materia zbiera swoje doświadczenie, więc przy częstym jej używaniu zyskujemy mocniejsze alternatywy magicznych umiejętności. Złożoność tego systemy robi wrażenie.

Wszystko to jednak nie miałoby znaczenia, gdybyśmy nie mieli motywacji do stawania się silniejszymi. Motywacja jest na szczęście całkiem spora, bo co rusz czekają na nas wymagający bossowie. Ci nie są pierwszymi lepszymi popierdółkami i nieraz będą wam spędzać sen z powiek. Po pierwsze są to bardzo często kolosalni przeciwnicy, przerastający nas kilkukrotnie, wiec już podejście do nich jest sporym wyzwaniem, a co dopiero ich powalenie. Bossowie zaprojektowani są fantastycznie, począwszy od designu – już jeden rzut oka wystarczy, aby wiedzieć, że nie będzie łatwo – a skończywszy na wieloetapowej walce, gdzie ataki wroga zmieniają się wraz ze spadającym paskiem zdrowia. Tak, pasek zdrowia, na starcie może zdawać się nieduży, jednak gdy po kilku minutach morderczego tłuczenia przeciwnika dostrzegamy, że pasek ledwo drgnął, to zaczynamy czuć respekt. Walki z bossami mogą trwać i dobre kilkanaście minut, a satysfakcja po wygranej jest ogromna. Radość bywa często jednak krótkotrwała, bo za pół godziny potrafi wyskoczyć jeszcze większy skurczybyk… Nie jest łatwo.

Zobacz również: Crash Bandicoot N.Sane Trilogy – recenzja gry. Wielki powrót jamraja!

Final Fantasy

Omawiając Final Fantasy VII Remake, trudno nie wspomnieć o oprawie graficznej. Ta prezentuje się niestety nierówno. Na pewno każdy widział zapowiedzi, gdzie postacie wyglądają nieziemsko i tak też jest w pełnoprawnej grze. Modele Clouda, Aerith, Tify, Barreta i innych kluczowym postaci prezentują się obłędnie i opatrzone są niesamowicie realistyczną mimiką – tutaj nie można się nie zachwycić. Z drugiej strony czym dalej w fabule się posuwamy, to co rusz natrafiamy na spore potknięcia twórców. Postaracie poboczne prezentują się już dużo gorzej, często wyglądają jak klony. Wiele lokacji brakuje wykończenia teksturami na zadowalający poziomie, dostajemy często okropnie wyglądające ściany, drzwi czy inne powierzchnie – to nie powinno przydarzyć się w grze przepięknie wyglądającej w pozostałych aspektach. Pięknie prezentuje się na przykład początek, gdzie pociąg, od którego zaczynamy przygodę, jest bardzo dopracowany. Widać, że po prostu twórcom zabrakło czasu na doszlifowanie wszystkich elementów, a reszta musiała zostać wrzucona, aby tylko była.

Final Fantasy VII Remake zdecydowanie nie zawodzi jednak w temacie oprawy audio. Gra brzmi wspaniale na każdym kroku. Co rusz przygrywa nam niesamowita muzyka, czy to z oryginału w świeżej aranżacji, czy też całkiem nowa stworzona na potrzeby remake’u. Gra została też opatrzona pełnym udźwiękowieniem głosowym, co jest dużym krokiem na przód względem oryginału z 1997 roku, gdzie dubbingu nie było w ogóle. Do wyboru mamy dubbing japoński oraz angielski, a także angielskie napisy. Szkoda tylko, że nadal Square Enix nie pozwala na stworzenie polskich napisów do ich gry. Dźwiękowo jest więc wspaniale, głosy brzmią fantastycznie, zarówno japońskie jak i angielskie, a wybór którejś wersji to kwestia czysto subiektywna. No i oczywiście soundtrack jest niepowtarzalny, a gdy podczas ostatniego starcia przygrywa nam One-Winged Angel z majestatycznym „Sephiroth”, nie można zebrać szczęki z podłogi.

Zobacz również: Hellblade: Senua’s Sacrifce – recenzja gry. Definicja psychozy

Final Fantasy

Biorąc pod uwagę, że Final Fantasy VII Remake to nowa wersja gry sprzed 23 lat, trzeba być przygotowanym na pewne archaiczne już dziś elementy gry. Głównie chodzi tu o budowę gameplayu gry, a przede wszystkim o bardzo liniowy jego charakter. Przez większość gry będziemy podróżować wąskimi tunelami, przechodzić z pomieszczenia do pomieszczenia i pokonywać napotkanych wrogów. Trochę swobody dostajemy w trzech rozdziałach, gdzie jesteśmy wrzucani do lokacji z kilkoma misjami pobocznymi i możemy odetchnąć od wartkiej akcji, jednocześnie poznając społeczność slumsów w Midgarze. Osobiście mnie liniowy charakter Final Fantasy VII Remake wcale nie przeszkadzał, bo mam już po dziurki w nosie bardzo popularnych w obecnym czasie otwartych światów z milionem nic nieznaczących misji do wykonania. Taka prosta podróż z miejsca na miejsce to całkiem przyjemna odskocznia.

Twórcom nie mogę jednak wybaczyć rozciągania gry na siłę. Rozumiem, że bali się zarzutów ze strony fanów, że za pełną cenę gry dostają tylko wycinek fabuły oryginału. Niepotrzebnie moim zdaniem twórcy postanowili przedłużyć gameplay, aby trwał te 40 godzin. Ja przeszedłem grę w 43 godziny, ale myślę, że grałoby mi się lepiej, gdy trwała nawet te 10-15 godzin mniej. Moglibyśmy poznać samo sedno historii bez sztucznego przedłużania długaśnymi sekwencjami łażenia. Takim całkowicie zbędnym zapychaczem były dla mnie rozdziały 10 i 11, które nic nie wnosiły, a wymagały od nas 4-5 godzin chodzenia i wybijania tych samych nudnych przeciwników. Niepotrzebnie rozdzielały świetne rozdziały 9 oraz 12, które bawiły i szokowały fabularnie. No i jeszcze wspomniane misje poboczne – są zrobione mocno na odwal i skupiają się głównie na odnalezieniu czegoś i zabiciu kilku stworków. Można było przyłożyć się do tego o wiele bardziej.

Zobacz również: South Park: The Fractured But Whole – recenzja gry. Jaja z Marvela i DC

Final Fantasy

Największy niedosyt pozostawia chyba jednak zakończenie, a raczek jego brak. Jak wspominałem, Final Fantasy VII Remake to jedynie cześć fabuły z oryginalnego Finala. Dochodzi więc do sytuacji, że po 40 godzinach zabawy dostajemy dopiero pierwsze rozwinięcia fabularne, zaczynają rodzić się w głowie nowe pytania… a gra się wtedy kończy. Twórcy starali się wynagrodzić nam to finalnym bossem i niezwykle epicką walką – trochę na siłę, ale prezentowała się bardzo efektownie. Mimo wszystko nie zatarło to niedosytu i ogromnej chęci na poznanie dalszego ciągu, który ujrzymy nie wiadomo kiedy. Jak mówiłem, rozumiem zamysł twórców, ale i tak czułem spory zawód w momencie urwania historii. Gdyby jeszcze premiera kontynuacji miała odbyć się w najbliższym czasie, a tak naprawdę nie wiemy, kiedy będzie nam dane zagrać w część drugą.

Final Fantasy VII Remake to najbardziej oczekiwany remake w ostatnich latach, a może i w całej historii branży growej. Można o nim powiedzieć, że po części spełnił oczekiwania graczy, a na pewno zrobiłby to, gdybyśmy dostali całą historię, a nie tylko mocno rozbudowany prolog. Mimo to przy Final Fantasy VII Remake bawiłem się fantastycznie i aż trudno mi przywołać grę, która by tak intensywnie wciągnęła mnie do jej poznawania. Remake trzeba jednak ocenić mianem nierównego, bo świetny główny wątek fabularny, przepiękne modele głównych postaci oraz niesamowita muzyka przeplatają się z przedłużanymi na siłę segmentami gameplayowymi, brzydkimi teksturami oraz nudnymi misjami pobocznymi. Nadal jednak będę podkreślał, że jest to bardzo dobra gra, która wciągnęła mnie bez reszty i pewnie na dobre rozbudziła miłość do Final Fantasy VII, a może także do innych Finali.

OCENA: 8.5/10

Strony: 1 2

Mateusz Chrzczonowski

Nie zna się, ale czasem się wypowie. Najczęściej na tematy gamingowe, bo na graniu i czytaniu o grach spędził większość życia. Nie ukrywa zboczenia w kierunku wszystkiego, co pochodzi w Kraju Kwitnącej Wiśni czy też niezdrowego zauroczenia kinem z różnych zakątków Azji.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze