Keep your expectations low, boy, and you will never be dissapointed. Wspaniały cytat Kratosa sprzed lat. Gdy pierwszy raz go usłyszałem, nie spodziewałem się, że będzie on pełnił tak ważną rolę w moim popkulturowym życiu… Uwaga na spoilery z The Last of Us 1 & 2.
Wiadomo było, że The Last of Us 2 będzie dobre, ale…
Po The Last of Us 2 spodziewałem się bardzo dobrego tytułu. Naughty Dog, jak i zresztą w ogóle duże exy na konsolę Sony, przyzwyczaiły nas do pewnego standardu. Nie łudziłem się jednak, że TLOU2 przewyższy poprzedniczkę. Nie było to uwarunkowane spoilerami, których skutecznie uniknąłem. Na taki stan rzeczy składają się dwa powody. Po pierwsze, rzadko kiedy kontynuacja produkcji, uznawanej powszechnie za kultową, przełomową lub ocierającą się o arcydzieło, ma szansę sprostać takiemu wyzwaniu. Zakończenie części pierwszej było dla mnie idealne. Słodko-gorzkie, tak jak to bywa w prawdziwym życiu. Czy drugi rozdział przygód Joela i Ellie był potrzebny? Moim zdaniem nie, ale nie mogę mieć za złe amerykańskiemu producentowi, że postanowił zrobić inaczej. Podejrzewam, że spora część graczy była zadowolona z takiego obrotu spraw. Patrząc w końcu na dokonania tego studia, można było się spodziewać, że dostaniemy co najmniej solidną grę z ciekawą historią. A świat The Last of Us ma niesamowity potencjał.
Zobacz również: The Last of Us 2 – recenzja gry bez spoilerów. Nie, ta gra nie jest arcydziełem.
Po drugie, co chyba ważniejsze, mam wrażenie, że producenci, scenarzyści i inne podmioty odpowiedzialne za kontynuację danego dzieła popkultury, mają odbiorcę tego produktu za kompletnego kretyna. To znaczy, nieważne czy oddadzą ciepły strumień moczu na oryginał, czy ich historia będzie pozbawiona charyzmatycznych bohaterów i sensownych zwrotów akcji, czy też będą na siłę propagować jakieś ideologie lub strony polityczne – bo głupi konsument i tak kupi. A że mu się potem nie spodoba, to nazwiemy go hejterem, toksycznym fanboyem, et cetera, et cetera. Najpierw zauważyłem to w disneyowskich Gwiezdnych Wojnach. Nabrałem się na Nową Nadzieję 2.0, ale przy epizodach VIII oraz IX wymiękłem. Nikt nie sprawował pieczy nad dobrym rozpisaniem historii w tych trzech filmach. Potem dostaliśmy potworka w postaci Skywalker. Odrodzenie, który – jak nam wmawiano – przedstawiał zwieńczenie trylogii, takim, jak twórcy założyli sobie w 2015 roku. Śmiech na sali. Trylogia sequeli to zresztą materiał na osobny artykuł, jak nie dwa. W międzyczasie dostaliśmy również finałowy sezon Gry o Tron, nijak nieprzypominający swoim poziomem pierwszych sezonów tego serialu. Panował tu chaos, brak jakiejkolwiek logiki w zachowaniu bohaterów (Varys… oj Varys…) i pośpiech. Decyzje scenarzystów tłumaczę sobie tym, że dostali propozycję zrobienia filmu – nomen omen – w świecie Star Wars i chcieli szybko zwinąć serial. Albo, po prostu, gdy skończył się materiał książkowy R.R. Martina, wyszło na jaw, że nie są dobrymi scenarzystami.
Problem nadmiaru kiepskich/przesadzonych scenariuszy, tych na odwal się, tudzież silących się na poprawność polityczną to w branży filmowo-serialowej problem powszechny od dobrych kilku lat. Miałem nadzieję, że branży gier to nie dotknie. Dotknęło. Więc tak. Nie łudziłem się, że The Last of Us 2 przewyższy poprzedniczkę. Ale w życiu bym się nie spodziewał po grze Naughty Dog tak tragicznych, fabularnych decyzji…
Zobacz również: Kraina Indyków #1 – Pantsu Hunter, Love Choice, Friday the 13th: Killer Puzzle
Fabuła The Last of Us 2
Historia skupia się wokół motywu zemsty. Joel zostaje zamordowany za pomocą kija golfowego przez postać o imieniu Abby, czego świadkiem jest brat Joela oraz sama Ellie. Abby, jak się okazuje, należała do Świetlików. Jej ojciec został zamordowany przez Joela w samej końcówce The Last of Us – był on lekarzem mającym przeprowadzić zabieg na Ellie. Od tamtego wydarzenia minęły 4 lata, Świetliki się rozpadły, a Abby nie ustawała w poszukiwaniach Joela. Tommy i Ellie zostają pobici, mija kilka dni i oboje dochodzą do wniosku, że trzeba się zemścić. Tommy wyrusza jednak bez Ellie, zabraniając dziewczynie udziału w wyprawie. Jak można łatwo przewidzieć, Ellie wyrusza następnego dnia za Tommym, w towarzystwie swojej dziewczyny, Diny. W późniejszym czasie dołącza do nich jeszcze azjatycki kolega, Jesse, z którym Dina jest w ciąży. W trakcie trzech następnych dni, Ellie szuka Tommy’ego oraz Abby, zabijając przy tym multum – MULTUM ludzi. W momencie, gdy pojawia się w rzekomym miejscu pobytu Abby, morduje mężczyznę i kobietę obecnych podczas zabójstwa Joela. Kobieta okazuje się być w ciąży, co wywiera mocny wpływ na Ellie. Jesse i Tommy znajdują ją nad zwłokami i zabierają do swojej bazy w centrum Seattle. Ellie odbywa rozmowę z Diną, po czym wychodzi do głównego hollu, do Jessiego i Tommy’ego. Jesse dostaje kulkę w łeb, a Tommy zostaje obezwładniony. Rozwścieczona Abby krzyczy do Ellie, by się pokazała i rzuciła broń.
Teraz następuje druga część gry. Gramy jako Abby i widzimy wydarzenia z ostatnich trzech dni z jej perspektywy. Poznajemy bliżej bohaterów, których wymordowała Ellie, poznajemy samą Abby i jej swego rodzaju przemianę. Poznajemy bliżej dwie wrogo nastawione do siebie frakcje, WLF oraz tak zwane Blizny (znani również jako Serafici). To w tej części gry rozegrają się sceny, znane z trailera opublikowanego na Paris Games Week w 2017 roku. Śledzimy akcje aż do konfrontacji z samą Ellie i jej paczką. Abby omal nie morduje Ellie oraz Diny. Od tego pomysłu odwodzi ją Lev, była Blizna. Abby odchodzi z Levem, mówiąc Ellie, że jak ją zobaczy jeszcze raz, to ją zabije. Mijają miesiące. Abby oraz Lev poszukują Świetlików. Udaje im się znaleźć opuszczoną bazę tej grupy. Dzięki radiostacji, nawiązują kontakt z jednym z posterunków Świetlików. W drodze do swojego obozu zostają jednak napadnięci. Tymczasem Ellie wraz z Diną oraz jej dzieckiem, mieszkają w domku na odludziu. Ellie wciąż nawiedzają koszmary związane z morderstwem Joela. Pewnego dnia odwiedza je Tommy, obwieszczając im iż wpadł na trop Abby. Obie dziewczyny zgodnie twierdzą, że nie mają zamiaru się mścić, że to zamknięty rozdział ich życia.
Zobacz również: It Takes Two – recenzja gry. Bo do tanga trzeba dwojga
Ellie, dręczona wizjami zakrwawionego Joela, zmienia zdanie i w nocy wyrusza by pomścić mężczyznę. Natrafia na tych samych mężczyzn, którzy napadli na Abbie i Leva; dowiaduje się, że są przetrzymywani w pobliskiej twierdzy. Ellie, po wkroczeniu na teren bandytów i rozprawieniu się z nimi, odnajduje wreszcie Abby. Wycieńczoną, zniszczoną, na skraju śmierci. Uwalnia ją oraz Leva, a następnie kierują się do dwóch oddzielnych łódek. Gdy Ellie ma już odpłynąć, oznajmia Abby, że nie może pozwolić jej odejść. Kobiety zaczynają ze sobą walczyć. Ellie ma wyraźną przewagę, choć w trakcie potyczki Abby odgryza jej dwa palce. W końcu, Ellie zdobywa przewagę i dusi swój obiekt zemsty pod wodą. Po raz kolejny dziewczyna przypomina sobie obraz martwego Joela, po czym pozwala Abby odejść. Ellie wraca do swojego domu, jednak jest on już opuszczony. W swoim dawnym pokoju znajduje gitarę, podarowaną jej przez Joela. Dziewczyna próbuje zagrać utwór, który nauczył ją główny bohater części pierwszej. Brak dwóch palców skutecznie jej to jednak uniemożliwia. Ellie odkłada gitarę i wyrusza w głąb lasu.
Świetne momenty kontra kiepskie decyzje w The Last of Us 2
Tak prezentuje się fabuła The Last of Us 2. Scenariusz ten ma naprawdę kilka świetnych momentów. Scena zabójstwa ciężarnej kobiety przez Ellie i szok dziewczyny po uświadomieniu sobie swego czynu to jedna z najmocniejszych scen, jakich mogłem uświadczyć w grach video kiedykolwiek. Sporo tu też krótkich momentów, budujących zgrabnie klimat czy zapadających w pamięć. Takimi scenami są między innymi Take On Me zespołu a-ha w wykonaniu Ellie, ratowanie zebry w retrospekcji Abby czy też sekwencja z nowym typem zarażonego w szpitalu. Sam pomysł uśmiercenia Joela również bardzo przypadł mi do gustu. Joel nie był święty, a po zakończeniu części pierwszej można było go nazwać antybohaterem. Gracze spragnieni interakcji między nim a Ellie, spokojnie mogli zostać zaspokojeni scenami retrospekcji, których w grze mamy kilka. Czuć w nich esencję oryginalnego The Last of Us, a każda z nich wspaniale pokazuje naturę relacji tej dwójki. Problem pojawia się jednak w momencie, gdy zobaczymy jak doszło do śmierci Joela oraz kiedy przez bite 15 godzin, twórcy zmuszają nas do wcielenia się w Abby.
Zobacz również: Cyberpunk 2077 – recenzja gry. Co wyszło, a co nie w nowej grze od CD Projekt RED?
Pamiętacie Joela? Twardy, mrukliwy facet, który stracił córkę na początku apokalipsy. Postać, czujna, nieufna, można powiedzieć bezwzględna jeśli chodzi o przetrwanie. Ten sam facet w części drugiej The Last of Us wchodzi na luzaku do siedziby nieznajomej grupy osób i przedstawia się jakby nigdy nic, co oczywiście skutkuje jego śmiercią. I nie, nie przyjmuję tłumaczenia, że przez 4 lata mieszkania w spokojnej osadzie, zaczął czuć się bezpiecznie. Mówimy tu o końcu świata. Mówimy o traumatycznych przeżyciach, walce o własne życie. Walce toczonej przez Joela przez PONAD DWIE DEKADY. Oczywiście, mógł trochę złagodnieć, mógł być mniej wybuchowy. Ale żeby od razu zidiocieć? Pożegnanie głównego bohatera części pierwszej w taki sposób wzbudza i będzie wzbudzało u jego fanów wściekłość. Co by tu nie mówić, uzasadnioną.
Większy zarzut mam jednak do drugiej części gry i samej Abby. Twórcy usilnie starają się wymusić u gracza poczucie sympatii wobec tej dziewczyny i jej znajomych, których wcześniej zamordowaliśmy rękoma Ellie. Zamysł ciekawy, a zarazem trudny do zrealizowania. Bo zaprawdę potrzeba wiele kunsztu i kilku właściwych decyzji, by finalny wygląd można było uznać za sukces. Problem w tym, że zarówno Abby, jak i ludzi z jej otoczenia, ciężko polubić. Postacie w większości są puste i pogrążone w depresyjnych stanach. Widząc te ich smutne miny i jeszcze smutniejsze dialogi, włączył mi się zespół stresu pourazowego wywołany serialem The Walking Dead. Przez kolejnych 15 godzin będziemy poruszać się w tej grupie. Tak lwia część czasu poświęcona tym bohaterom to zdecydowanie za dużo. Dlaczego ludzie czekali na The Last of Us 2? Przede wszystkim dla postaci. Dla Joela i Ellie. Tymczasem Ellie przez połowę tej gry znika z oczu gracza. Zostajemy przymuszeni do wcielenia się w mało sympatyczną Abby, morderczynię Joela, a w późniejszym okresie gry, musimy także zmasakrować nią Ellie. Uśmiech politowania wzbudził we mnie moment, gdy jako Abby możemy pobawić się z pieskiem w aportowanie. Tak, pieskiem, którego wcześniej Ellie bezwzględnie zamordowała.
Zobacz również: Astro’s Playroom – recenzja gry. Dobre, bo za darmo?
Duża część graczy czuje się także oszukana przez zwiastuny. Sugerowały one obecność Joela w dalszej części gry. Okazało się, że zwiastuny zmanipulowano, by zwieść graczy. Dla przykładu – gdy na zwiastunie Ellie zostaje uratowana przez Joela, w wersji finalnej dostajemy Jessiego. Mam mocno ambiwalentne uczucia, co do takich sztuczek stosowanych przez twórców, bo bardzo łatwo może się to wymknąć spod kontroli. Innym zarzutem skierowanym w fabułę TLOU2 jest samo zakończenie oraz jego banalny morał: Zemsta jest zła. Nie mogę powiedzieć, by zakończenie mi się podobało, ale nie jestem też jego totalnym przeciwnikiem. To i tak całkiem niezłe zwieńczenie historii jak na tak kiepsko poprowadzoną fabułę.
Społeczno-polityczny manifest The Last of Us 2
No, a teraz moja ulubiona część scenariusza The Last of Us 2. Problem drugorzędny, ale o którym wciąż należy powiedzieć. Przez moją opinię na jego temat, wylała się na mnie fala hejtu pod recenzją gry i na Facebooku przez ludzi, którzy nawet w grę nie grali. Dlaczego? Ano dlatego, że raczyłem skrytykować wpychanie graczowi na siłę, do gardła, ideologii woke culture czy, jak kto woli, Social Justice Warriors. Jestem tolerancyjny i staram się patrzeć na drugą osobę przez pryzmat tego, jakim jest człowiekiem. Nie lubię za to skrajności. Prawicowej, lewicowej – żadna nie jest dobra. A scenariusz The Last of Us 2 cierpi na brak równowagi pod tym względem. Naughty Dog mniej więcej od premiery części pierwszej TLOU, kierował się co raz bardziej ku lewej stronie. Nie przeszkadzało mi to w żadnym stopniu. Ok, Bill okazał się gejem. Nathan Drake dostał łomot od Nadine, czarnej kobiety, a jego dziecko – choć pierwotnie miało być płci męskiej – stało się finalnie dziewczynką. Ellie jest lesbijką, a Uncharted 4 dostało standalone’a, gdzie głównymi bohaterkami są kobiety. Dziwnie zaczęło się robić w momencie, gdy już po premierze Uncharted: Zaginione Dziedzictwo, mimo braku jakiegokolwiek kontekstu w grze, developerzy Naughty Dog zaczęli zalewać Twittera fanartami ukazującymi miłość między dwiema głównymi bohaterkami – Chloe oraz wspomnianą już przeze mnie Nadine.
Zobacz również: Horizon: Forbidden West. Co wiemy? Czego się spodziewamy?
Co dostajemy w The Last of Us 2? Absurdalny natłok ideologii woke culture. Ograniczmy do minimum ilość białych mężczyzn na ekranie. Ellie będzie miała żydowską dziewczynę, która będzie w ciąży z ich azjatyckim kolegą. Na końcu gry zresztą będą one wspólnie wychowywać to dziecko. Sarah Connor, Ellen Ripley, Lara Croft czy nawet Tess z części pierwszej – meh, zbyt szowinistyczne – zrobimy z Abby She-Hulk albo damską wersję Marcusa Fenixa. Zakatrupi kijem golfowym głównego bohatera części pierwszej (białego, heteroseksualnego mężczyznę w średnim wieku, rzecz jasna). Jednym z głównych przeciwników będzie religijny, homofobiczny kult składający się z większości białych ludzi. Azjatyckie rodzeństwo ucieknie z tej grupy, bo jedno z nich będzie czuło się transseksualistą, za co wspomniany kult każe śmiercią. Pod koniec jeszcze pstryczek w typowych, prawicowych rednecków i voila!
Oczywiście, niektóre z wyżej wymienionych przykładów są ledwie zauważalne. Sporo osób może nawet nie zwrócić na nie uwagi. Dają one jednak ładny obraz tego, jak Naughty Dog podchodziło do tworzenia świata TLOU w 2013 roku, a jak w 2020 roku. Skąd taka skrajna ofensywa? Ano ma to związek z rosnącą pozycją Neila Druckmanna w firmie Naughty Dog. Druckmann, pełniący od marca 2018 roku funkcję wiceprezesa Naughty Dog, niedługo po premierze The Last of Us ogłosił, że chce walczyć z mizogninią w grach i że jest wielkim fanem Anity Sarkeesian. Jeśli nie słyszeliście o tej pani, to w zasadzie może lepiej dla was. Sarkeesian to popularna w Ameryce Północnej zapalona feministka, hucznie krytykująca gry wideo za to, w jaki sposób przedstawiają kobiety. Powtórzę to, co pisałem tutaj, w samej recenzji i odpowiedziach, zarzucających mi multum najróżniejszych rzeczy. Nie mam nic przeciwko homo, bi oraz transseksualistom. Nie mam nic przeciwko silnym, kobiecym postaciom. Nie mam też nic przeciwko ludziom innego wyznania czy innej rasy, bo skupiam się na tym, kto jakim jest człowiekiem. Przeszkadza mi za to, gdy dostajemy jednocześnie kilkanaście takich wątków. Gra nie jest wtedy grą, tylko manifestem.
Zobacz również: Czy przygodówki point and click to dziś gatunek wymarły?
Wydaje mi się, że głównymi odbiorcami gier są przede wszystkim ludzie mający wywalone na szeroko pojęte problemy społecznej sprawiedliwości. To znaczy, że sięgając po grę, chcą się dobrze bawić. Chcą fajnego modelu rozgrywki. Chcą poruszającej, wciągającej fabuły. Postaci z krwi i kości, do których się przywiążą, którym będą kibicować. Obrzucanie ich z każdej strony absurdalną ilością motywów przez które często cierpi scenariusz, lub które mają na celu wyłącznie przypodobanie się jakiejś mniejszości ich wkurza. Gdy zaś ludzie ci skrytykują poprawność polityczną danej gry, zostają zwyzywani od homofobów, prawaków, nietolerancyjnych idiotów i tak dalej, i tak dalej. Piękne czasy, prawda?
Nie, The Last of Us 2 nie jest arcydziełem
Te wszystkie dziesiątki, tytuły gry generacji, a czasami nawet najlepszej produkcji w historii. Nie wiem. Nie wiem o co chodzi i gdy zobaczyłem, że spośród dziesiątek recenzji, tylko moja i ta od IGN Polska zauważyły problem The Last of Us 2 w scenariuszu, przez chwilę myślałem, że może się mylę i to ja oszalałem. Ale, u licha, nie. Nie, The Last of Us 2 nie zasługuje na ocenę idealną, upragnioną przez tak wiele innych produkcji dyszkę. Gdybym po 7 latach czekania na kontynuację przygód moich ukochanych bohaterów wybulił 259 złotych i w zamian dostał grę z takim scenariuszem, zapłakałbym rzewnymi łzami. Stąd też rozumiem wybuch negatywnych ocen na Metacriticu. Rozumiem i, jednocześnie, uważam je za grubą przesadę.
Myślę, że Naughty Dog, które znaliśmy, może już nie wrócić. Ze studia odeszło sporo dużych nazwisk (wciąż nie mogę przeboleć zwolnienia Amy Henning), a z Neilem Druckmannem za sterami, przyszłe produkcje mogą obrać kierunek znany z omawianego tu przypadku. Sama kontynuacja przygód Joela i Ellie to w aspekcie gameplay’owym i graficznym to jeden z najlepszych tytułów w historii branży gier. Scenariusz, niestety, skutecznie niszczy wrażenia płynące z samej rozgrywki. Mimo kilku genialnych scen i ogólnego ciekawego zamysłu, złe decyzje fabularne, brak poszanowania dla fanów oraz manifest społeczno-polityczny zabijają ten scenariusz. Na zakończenie – przypomnijmy sobie rok 2013 i jedną z najlepszych scen z pierwszego The Last of Us. 2013 rok… To były piękne czasy…