Eden – recenzja 1. sezonu anime. Czy świat bez ludzi byłby lepszym miejscem?

Eden to kolejna oryginalna seria anime od Netflixa. Platforma streamingowa coraz śmielej inwestuje w tę gałąź animacji, a twórcy z Japonii mogą dzięki temu zaprezentować nam historie nieco odbiegające od popularnych trendów w przemyśle anime. Tak też powstało Eden, czyli opowieść o upadku ludzkiej cywilizacji, a także o nietypowej relacji człowieka z robotem.

Już sam zamysł fabularny zaprezentowany nam przez Justina Leacha może się podobać. Bo oto podziwiamy wizję świata, gdzie ludzie wyginęli, a na świecie spotkać można tylko roboty. Roboty te dbają o środowisko, uprawiają sady, zbierają jabłka, a następnie przerabiają je na biopaliwo. Wizja ta jawi się na jako tytułowy „Eden” czyli rajski ogród, gdzie wszystko jest piękne i idealne, a życie toczy się w niezachwianej harmonii. Od czasu panowania ludzi minęło około tysiąca lat. Wtedy to właśnie nieodpowiedzialność ludzi doprowadziła do klimatycznej katastrofy na Ziemi. Planeta stała się niezdatna do życia. Część osób udało się jednak umieścić w kapsułach, które miały przetrwać setki lat, do mementu, gdy Ziemia znowu będzie przyjaznym miejscem.

Zobacz również: Yasuke – recenzja 1. sezonu anime. Samuraj, magia i mechy

W pięknym, ale pozbawionym ludzi, świecie jedna z kapsuł zostaje odnaleziona. Znajdują ją roboty odpowiedzialne za pielęgnowanie sadu z jabłoniami. Kapsuła otwiera się, a z jej wnętrza wydostaje się kilkuletnie dziecko o imieniu Sara. Dla mechanicznych pracowników jest to szokujące odkrycie. Po pierwsze, powszechnie zostało przyjęte, że ludzie wyginęli, a po drugie ludzie przedstawiani byli jako istoty, które używały brutalnej siły oraz doprowadziły do wyniszczenia środowiska na Ziemi. Roboty E92 oraz A37 powinny szybko zgłosić znalezisko, jednak przyjazna i nieznana dla nich natura Sary doprowadziła ich do stwierdzenia, że może ludzie nie są takimi potworami. Postanowili więc zaopiekować się spotkanym człowiekiem (którego ładować trzeba pożywieniem organicznym) i ocalić przez unicestwieniem z ręki strażników. Relacja wspomnianej dwójki robotów oraz dziewczynki to jeden z najjaśniejszych elementów serialu. Roboty są rozbrajająco niedoświadczone w obchodzeniu się z ludźmi, a Sara szybko zaczyna nazywać ich mamą i tatą.

Eden
Fot. Kadr z 1. sezonu anime Eden / Netflix

Sama fabuła w Eden pędzi na złamanie karku. Nie jest to dziwne, biorąc pod uwagę długość serialu, czyli 4 odcinki po 25 minut. W drugim epizodzie Sara jest już nastoletnią dziewczyną, która zaczyna zadawać coraz więcej pytań. Najbardziej doskwiera jej brak kontaktu z innymi ludźmi. Dlatego też zaczyna zwiedzać świat, a z czasem odkrywa prawdę o upadku ludzkiej cywilizacji oraz o kapsułach. Potem poznajemy też backstory pomysłodawcy Edenu, historię jego rodziny oraz o pobudkach nim kierujących. Całość historii zamyka się całkiem zgrabną klamrą z kilkoma poruszającymi momentami. Trudno jednak nie odczuć niedosytu, gdy tak ciekawy pomysł upchnięty zostaje w 1,5h materiału, czyli w rozmiarach standardowego filmu. Pięknie za to wybrzmiewa przesłanie filmu, które ostrzega przed zaniedbywaniem środowiska. Coś dla siebie znajdą tu zarówno starsi odbiorcy, którzy dostrzegą drugie dno historii oraz docenią świat przedstawiony, a także młodsi, bo roboty są tu naprawdę rozbrajające.

Zobacz również: Castlevania – recenzja 4. i ostatniego sezonu wspaniałej adaptacji gry

Eden
Fot. Kadr z 1. sezonu anime Eden / Netflix

Tym, co jednak najlepiej zapamiętam po seansie Eden, jest bez wątpienia muzyka. Co tu zrobił Kevin Penkin, to ja nie ma pytań. Twórcę muzyki na pewno znają fani Made in Abyss, bo tam ścieżka dźwiękowa była po prostu genialna – zarówno w serialu, jak i później w filmie kinowym. Przy pracy nad Eden Penkin przyłożył się jak zwykle i zaprezentował nam soundtrack zapadający w pamięć na długo. Autor muzyki chyba nie wiedział, że będzie to zaledwie czteroodcinkowy sezon, bo stworzył ścieżkę dźwiękowa składającą się z 39 utworów i trwającą ponad godzinę, czyli niewiele krócej niż całe anime – robi wrażenie. Polecam posłuchać na Spotify (zwłaszcza utwory The Garden of EDEN i The Capsule Under the Tree). Ciężkie, smyczkowe brzmienia wpadają w ucho od pierwszych minut pierwszego odcinka, a przy napisach końcowych skutecznie podnoszą ocenę produkcji przynajmniej o jedno oczko. To soundtrack chyba aż za dobry na tę serię. Graficznie jest już po prostu okej. Połącznie CGI i klasycznej grafiki pod względem teł i animacji prezentuje się bardzo ładnie, jednak sporo modeli postaci wypada zwyczajnie sztucznie.

Zobacz również: Tlen – recenzja filmu

Anime Eden od Netflixa potrafi zachwycić ciekawą wizją świata oraz samym przesłaniem. Czuć jednak niedosyt ze względu na małą liczbę odcinków i pośpieszne tempo akcji. Mimo wszystko nadal świetnie wspominam relację Sary z robotami oraz przede wszystkim fenomenalną muzykę Kevina Penkina. Warto zobaczyć i posłuchać.

Ocena: 7/10

Mateusz Chrzczonowski

Nie zna się, ale czasem się wypowie. Najczęściej na tematy gamingowe, bo na graniu i czytaniu o grach spędził większość życia. Nie ukrywa zboczenia w kierunku wszystkiego, co pochodzi w Kraju Kwitnącej Wiśni czy też niezdrowego zauroczenia kinem z różnych zakątków Azji.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze