Szybcy i Wściekli 9 – recenzja filmu. Najbardziej familijna franczyza o wyścigach powraca

Szybcy i wściekli 9 to w końcu ten moment serii, gdy grawitacji jest pozbawiona nie tylko fabuła, ale i – dosłownie – bohaterowie. Wieloletni obiekt żartów na temat wysłania nieustraszonych kierowców w kosmos w końcu znalazł miejsce w scenariuszu.

Bądźmy szczerzy – ze świecą szukać osób, które zasiadałyby z jakimiś wygórowanymi oczekiwaniami wobec dziewiątej odsłony cyklu, którego nie lubią. Najnowszą odsłoną serii Szybcy i Wściekli nadal zainteresowani powinni być dotychczasowi fani i ludzie lubujący się w seansach guilty pleasure. Jeżeli ktoś odpadł już na starcie franczyzy, to nie powinien ponownie wchodzić do tej rzeki. No chyba, że jest masochistą. To tak, jakby ósmy raz próbować wrócić do byłej, z którą kompletnie nie wyszło. Ja nigdy nie podjąłem więcej niż pięciu (może sześciu) prób takiego powrotu i wam też nie radzę wracać (zarówno do byłych, jak i nielubianych serii filmowych). Jeżeli z pierwszymi Szybkimi nie było wam po drodze, to i tutaj wasze trasy się rozjadą w przeciwne kierunki. Panujący od kilku części trend, aby każda kolejna przebijała poprzednie pod względem absurdalnej demolki, został podtrzymany. Twórcy są zupełnie świadomi, czym jest ich dzieło, bowiem parokrotnie postacie rzucają wręcz autoironicznymi tekstami.

Zobacz również: Kącik filmowych premier – Sweat, Spirala, Ostatni Komers

Film otwiera retrospekcja, a już pierwsza osadzona w teraźniejszości sekwencja akcji zwiastuje, czego będziemy świadkami w kolejnych dwóch godzinach. Jeżeli ta otwierająca głupawka zupełnie nie będzie w twoim guście, to pierwszy kwadrans stanowi odpowiedni moment do opuszczenia sali czy wyłączenia TV – lepiej nie będzie. Kule i rakiety swawolnie omijają protagonistów (skojarzenia z celnością gwiezdnowojennych szturmowców jak najbardziej na miejscu). Na tym etapie od razu szlag trafia całe napięcie, które powinno być obecne w dobrym akcyjniaku. F&F 9 nawet nie próbuje udawać, że kierowcom może stać się jakakolwiek krzywda. Później słyszymy dowcipkowanie o tym, że najwyraźniej są niezwyciężeni. Osobiście nie przepadam za takimi rozwiązaniami. Tak samo nosem kręciłem, gdy niedawno w jednym z blockbusterów wyśmiano idiotyzmy związane z filmowymi podróżami w czasie, po czym opowiedziano dokładnie tak samo głupi wątek.

Drodzy scenarzyści Szybkich i wściekłych, bawimy/męczymy się z tą serią od lat. Wiemy, że mózg to ostatnia rzecz, jaka jest potrzebna na seansie. Bardziej niż organ służący do myślenia, przydaje się poczciwa dłoń, raz za razem wędrująca w stronę twarzy, bo bez facepalmów się nie obejdzie. Czy będą im towarzyszyć chichoty, to już indywidualna kwestia gustu widza. Tak czy inaczej, śmianie się przez bohaterów z właściwej dla F&F głupoty, w tym przypadku mnie nieco drażniło. Wyglądało na to, jakby nie miano już pomysłów na gagi i wybrano najprostszą opcję – pośmiejmy się z siebie samych.

Zobacz również: Jeden gniewny człowiek – recenzja filmu. Nie zadzieraj ze Stathamem

Choć fabuła nie jest istotna, to jest obecna i próbuje budować jakieś intrygi oraz zwroty, zatem trzeba o niej wspomnieć. Szybcy i wściekli to seria pisana (na kolanie) z filmu na film. Co za tym idzie, może się zdarzyć, że trzy części później ktoś uznaje, że decyzja podjęta w przeszłości przez kogoś innego, jednak była błędna, a dany wątek można było poprowadzić inaczej. Co robi w takiej sytuacji? Dopisuje scenę, kilka dialogów i odkręca dawne wydarzenia. Niestety, trudno to zrobić na tyle sprawnie, by wszystko układało się w logiczną całość (spytajcie Riana Johnsona lub J.J. Abramsa). Tym bardziej w cyklu, który obok logiki nawet nie stał. Ten konkretny przypadek, który mam na myśli, został „wyjaśniony” niemal dosłownie na zasadzie: „magik nie zdradza swoich sztuczek”.

Do wyciągniętego z szafy trupa dołącza inny, kompletnie bezsensowny wątek. Fabularnym wydarzeniem dziewiątki jest wprowadzenie brata Doma. Krewny głównego bohatera grany jest przez Johna Cenę. Chociaż Dom, najszybszy i najwścieklejszy z filmowych kierowców, od początków franczyzy powtarza, jak ważna jest rodzina, to akurat historia jego relacji z bratem zupełnie nie pasuje do prorodzinnej postawy. Bez wchodzenia w szczegóły należy wspomnieć, iż zarzewie konfliktu powstało w naprawdę durnych okolicznościach. To kolejne miejsce, w którym nie sposób oprzeć się wrażeniu, iż autorzy scenariusza nawet się nie starali. Stworzyło to jednak pretekst do nostalgicznego, klasycznego nielegalnego wyścigu jeden-na-jeden i może to było głównym powodem takiego rozwiązania. Koniec końców, jakkolwiek by się nie starać, naprawdę trudno doszukać się plusów przedstawionej historii. Uzasadnienia nie mają sensu, twisty nie zaskakują, a i motywacje wydają się być nie na miejscu.

Zobacz również: CD Projekt Red po raz kolejny strzela sobie w kolano – tym razem za sprawą użytkowników Wykopu

https://www.youtube.com/watch?v=_u5_jGkkSHE

Na znanym wcześniej poziomie są muzyka i efekty specjalne, zatem tutaj sugerowane jest obejrzenie filmu na kinowym ekranie lub dobrym sprzęcie domowym. Ustaliliśmy już, że F&F 9 nie ogląda się dla emocjonującej opowieści, a dla wizualnych fajerwerków i tutaj Szybcy ponownie dowożą zgodnie z zamówieniem.

OCENA: Szybko i Wściekle/10

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze