Szukacie dobrej gry na Halloween? Wspaniale się składa, bo Visage nada się jak mało który tytuł. A że akurat dwa dni temu produkcja miała premierę na nowego Xboxa… Oto recenzja!
A kiedy znajdziemy się na zakręcie, co z nami będzie? Cóż, w Visage zapewne na zakręcie znajdziecie zapalniczkę, świecę lub… stojącego w ciemności demona. Zawsze możecie spróbować się z nim zaprzyjaźnić, choć nie radzę – demon chyba nie szuka przyjaciół.
Zobacz również: Ostatniej nocy w Soho – recenzja filmu. Kuuurła, kiedyś to było
Zacznijmy od tego, że Visage to psychologiczny horror pierwszoosobowy od wydawcy i producenta SadSquare Studio. Akcja dzieje się w jakże uroczym, przytulnym domu, w którym miały miejsce naprawdę popieprzone rzeczy – morderstwo, samobójstwo, opętanie przez demona? Wybierzcie sobie! Włączając grę, wita nas dość niepokojący filmik, o którym nie będę się rozpisywać (szanujmy się, recenzja będzie bez większych spoilerów!), ale jest to całkiem niezłe wprowadzenie w historię. Co ciekawe, później to my decydujemy o wszystkim, co się stanie, bo gra kopie nas w tyłek i zmusza do wędrówki przez nawiedzone domostwo.
I nie, to nie rozpoczyna akcji – najlepsze dzieje się dopiero w momencie, kiedy sięgniemy po jakiś przedmiot i zaakceptujemy rozdział. Wspomnianych przedmiotów jest dość sporo, bo możemy sięgnąć po klucze, kule ortopedyczne czy obrazek pandy narysowany przez dziecko. Historie związane ze znajdźkami nie odpowiadają sobie wzajemnie – są to zupełnie różne historie, mimo że akcja wciąż dzieje się w tym samym domu. Moja ulubiona to ta z małą dziewczynką i jej przyjacielem, ekhm, demonem – przestroga dla wszystkich rodziców lub tych, którzy spodziewają się dziecka. Jeśli wasza pociecha zaczyna mówić o przyjacielu z szafy, polecam egzorcystę i baniak z wodą świeconą.
Zobacz również: Back 4 Blood – recenzja gry. Ja chyba już w to grałem…
Gra straszy nas w najmniej oczekiwanym momencie – to całkiem nieźle, co? Tak, choć kilka razy chciałam zawołać: Halina, mam zawał! Nie są to jednak typowe jumpscare’y i nie widzimy nagle wyskakującej przed twarzą mordy jakiegoś demona. Nie, nie, Visage serwuje nam najczystszy strach, który objawia się subtelnie, by z czasem nabrać rozpędu i wydusić z nas soczyste przekleństwo. Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto w czasie grania w grę typu horror nigdy nie przeklął.
Warto jednak wspomnieć o najważniejszym: bój się ciemności! Wydaje się to oklepane, ale nasz bohater w mroku zaczyna tracić swoją poczytalność, co skutkuje pogłębieniem się jego szaleństwa. Żeby temu zapobiec, szukamy w domu włączników światła (logiczne, co?), świec, zapalniczek i pudełka z tabletkami, dzięki którym psychika wraca do normy. SPOILER ALERT: Zapalniczka daje źródło światła, ale nie pomaga utrzymać poczytalności.
Wciąż naprzód i naprzód! Visage, czyli symulator chodzenia! Jest to chyba jedna z niewielu wad tej gry. Serio, główny bohater nawet z wciśniętym klawiszem biegu nie zaczyna biec, a jedynie idzie nieco szybciej – po prostu sobie idzie. Za plecami czyha demon? Nagle zgasło światło, a facet zaczyna tracić psychikę? Pfff, mamy czas. Po prostu podreptamy przed siebie. Tup, tup, tup.
Zobacz również: Poroże – recenzja filmu. Był potworek, nie było filmu
O czym warto jeszcze wspomnieć? O animacji otwierania drzwi. Ja rozumiem, że ma to być pewne utrudnienie i zapewne nadaje to grze jakiegoś charakteru. Wiecie, otwieramy drzwi do jakiegoś pomieszczenia, nie wiedząc, co tam jest – strach, kropelka potu spływa po czole i… psujemy tę chwilę, bo przez kilka dłużących się sekund próbujemy uporać się z otwarciem drzwi. I jasne, może tylko ja mam ten problem, ale wolałabym, żeby cały mechanizm był nieco bardziej usprawniony.
Trochę w tej grze bugów, ale nie są one ani tak częste ani nie tak mocarne jak w Cyberpunku 2077. Czasem znika nam zapalniczka i lewituje w ścianie, a czasem światło, które powinno bez problemu zostać przez nas włączone, nie działa. Cóż, zdarza się. Czymże jest gra bez bugów? Niczym!
Od siebie mogę dodać tylko tyle, że warto w Visage zagrać. Może grafika jakoś nie powala, a w samej rozgrywce da się dostrzec kilka wad, to jest to tytuł, nad którym warto się pochylić. Przede wszystkim dlatego, że twórcom udało się straszenie i jest ono czymś więcej niż krzywą mordą demona. Plusem są także przedstawione historie – różne od siebie, a wciąż trzymające się nawiedzonego, przesiąkniętego złem domu. Nie jest to jednak tytuł dla osób, które nie lubią myśleć. W grze trzeba być uważnym i łączyć elementy rozsypanej układanki, żeby przejść dalej.
Recka dobra, ale odnośnie problemu z otwieraniem drzwi to wystarczy zmienić jedną opcję w ustawieniach i będzie klasycznie 😉 Pozdrawiam.