Śmierć Zygielbojma – recenzja filmu. Witamy na lekcji historii

Przynajmniej raz do roku do Polskich kin wyjść musi film o tematyce wojennej. W żadnym wypadku nie jest to nic złego. Kultywowanie pamięci to rzecz potrzebna, wręcz konieczna. A Śmierć Zygielbojma to kolejny taki film. I obawiam się, że mimo politycznych kontrowersji w tle, mało kto się na niego wybierze.

Pozwolę sobie odhaczyć to, co konieczne na samym początku, by przejść dalej bez ciężaru politycznego bełkotu. Nieważne jak dobry ten film jest. Żadne dzieło kultury nie powinno paść ofiarą propagandy politycznej obecnej partii rządzącej. A właściwie żadnej partii. Dlatego wspierając wolność kreatywną i przekaz reżysera, Ryszarda Brylskiego, wspomnę. Ten film nie opowiada o tym, że Polacy nie brali czynnego udziału w eksterminacji Żydów. Nie pada też w nim nic o tym, że w tak zwanych obozach śmierci umierali Polacy niepowiązani ze społecznością żydowską. Kultura jak i popkultura zawsze były ściśle związane z polityką, sprawami społecznymi. Jednak używanie jej do okłamywania społeczeństwa, bądź zmieniania historii jest ohydne.

Zobacz również: Eternals – recenzja filmu. It’s a Woke World After All

Śmierć Zygielbojma to film opowiadający o prawdziwych wydarzeniach, dziejących się podczas Drugiej Wojny Światowej. W maju 1943 roku londyńskie służby odnajdują zwłoki mężczyzny, który popełnił samobójstwo. Jest nim Szmul Zygielbojm, socjalista żydowskiego pochodzenia, polityk i działacz. Okazuje się, że jego czyn podyktowany był brakiem działań rządów na całym świecie, który bezczynnie rozkładają ręce, jedynie patrząc na cierpienie narodu żydowskiego dziejącego się w Polsce. Mimo przeciwności młody brytyjski dziennikarz Adam chce dociec prawdy i ujawnić ją ślepemu światu. Film nominowany był do głównego konkursu 46. edycji Polskiego Festiwalu Filmów Fabularnych.

Fot. Kadr z filmu Śmierć Zygielbojma

Polskie filmy wojenne ostatnimi czasy mają jakiś wielki problem, nie do końca jednak jestem w stanie stwierdzić jaki. Wszystkie zdają się być spod jednej taśmy, powstają w wielkim chaosie, z dziwnymi problemami zakulisowymi (ktoś pamięta, że Legiony i Piłsudski z początku miały być jednym filmem?). Osobiście brak mi w nich uczuć. Nie mówię tu oczywiście o dramacie, ludzkiej tragedii, śmierci, te są zawsze. Chodzi mi tu bardziej o skupienie się na postaciach, na tym co czują. Bo pietyzm i oddanie dramatu, jaki dział się w opisywanych czasach jest bezsprzecznie ważny. Co mnie jednak kłuje, to marionetkowi bohaterowie, będący jedynie aktorami dziejących się wokoło wydarzeń. Na ten sam problem cierpi niestety Śmierć Zygielbojma.

Zobacz również: Najmro. Kocha, kradnie, szanuje – recenzja filmu. Ten wąs niejedną akcją trząsł

Odniosłem wielkie wrażenie, że ten film nie wie do końca, czym chce być. Czy filmem historycznym, dramatem człowieka, którego głosu nikt słuchać nie chce, czy kryminalną historią dziennikarza – poznającego tragiczną prawdę o zagładzie narodu żydowskiego? Widać to również i po samych bohaterach filmu. Adam wydaje się być bezbarwny, jakby miał być widzem, poznającym powoli tajemnicę wyłożoną od samego początku jak kawa na ławę. A Zygielbojm to niesamowicie ciekawa postać, której losy rzeczywiście człowieka obchodzą, której się kibicuje i przede wszystkim współczuje. Wielką szkodą dla filmu jest jego chaotyczność, która nie pozwala temu bohaterowi w pełni wybrzmieć. W dodatku Śmierć Zygielbojma w większej części jest przegadany, gdy niektóre momenty wręcz proszą się o niemą narrację.

Prostsza konstrukcja filmu na pewno wyszłaby na dobre. Na szczęście fabuła skomplikowaną nie jest, wątki poboczne nie wprowadzają widza w konfuzję, nie ma więc tu mowy o zagubieniu się. Historia została tu bardzo dobrze przełożona, scenariusz trzyma się zwarcie, zaczyna i kończy wątki (czasem robi to nieszablonowo, zostawiając widza z dozą niedomówienia). Tam, gdzie trzeba czuć ból, cierpienie, ale i nadzieję. To po prostu kompetentny film wojenny, bardzo bezpieczny. Nie ma tu miejsca na kreatywność, popuszczenie wodzy fantazji. To prosty, smutny obraz świata w czasie Drugiej Wojny Światowej.

Zobacz również: Festiwal Polskich Filmów Fabularnych z datą na rok 2022

Mówiąc o postaciach, jest to film, którego akcja dzieje się głównie na ulicach XX-sto wiecznego Londynu, dlatego też spora część obsady jest brytyjska. Zaskoczyć może tu spora naturalność. Zwykle tego typu współprace kojarzyły mi się z łamaną angielszczyzną polskiej części obsady, bądź odwrotnie – kaleczonym językiem polskim. Tu zachowano zdrową przyzwoitość i oddanie historyczne. Konfrontacje nie wprowadzają w dysonans, są szczere, a to cieszy.

Większość obsady gra poprawnie. Miejscami przypomina to bardziej grę teatralną, co całemu filmowi nadaje sztucznej patetyczności. To chyba ogólnie problem polskich produkcji wojennych. Ich sceniczna wyniosłość wydaje się być zwyczajnie zbędna w towarzystwie tak poważnej tematyki, jaką jest sama wojna. Na szczególną pochwałę jednak zasługuje Wojciech Mecwaldowski. Kłamstwem nie byłoby stwierdzenie, że jest to jedna z jego życiowych ról. W żadnym momencie aktora nie ponosi, nie sili się on na karykaturalne odegranie emocji, usilny popis umiejętności. Wręcz przeciwnie, Mecwaldowski gra bardzo skromnie, co pasuje do jego postaci. Dzięki niemu możemy naprawdę poczuć dziejący się dramat. On jest jądrem bezsilności, która to przecież stanowi główną tematykę filmu.

Zobacz również: The Office PL – recenzja serialu. Największe zaskoczenie tego roku! A może nawet i wszystkich innych!

Fot. Kadr z filmu Śmierć Zygielbojma

Scenografia i kostiumy prawidłowo oddają klimat tamtych czasów. Wręcz krzyczą, iż ten film jest takim, jak każdy inny w tym gatunku, dlatego też w tym aspekcie nie ma się co do czego przyczepić. Kadry w znacznej większości są statyczne, mało ciekawe, ukazując bohaterów w całej krasie, co przypomina klimatem wcześniej już wspomniany teatr. Choć nie zawsze! Kilka scen wygląda zaskakująco urokliwie. Napisy początkowe, których tło stanowiły kadry skąpane w czerwonym świetle ciemnicy, były prześliczne. Aż prosiło się, by ten motyw wybrzmiał w filmie częściej. Niestety do tego nie dochodzi. Takich momentów trudno znaleźć wiele więcej, choć gdy już się pojawiają, cieszą niezmiernie, bo świadczą o kompetencji reżysera.

Zobacz również: Wszystkie nasze strachy – pierwszy zwiastun nagrodzonego w Gdyni filmu

Fot. Kadr z filmu Śmierć Zygielbojma

Tytuł recenzji przypadkowy nie jest. Ci, którzy będą się czegoś chcieli nauczyć, coś wyciągną. Jednak cała reszta zapomni o filmie bardzo szybko. Śmierć Zygielbojma nie jest filmem złym. To historia o porażce rodzaju ludzkiego, utraconej nadziei i wielkiej tragedii, która miała miejsce na naszych ziemiach. Pamiętać należy jednak, że na warsztat bierzemy nie tylko przesłanie, a cały film. A dzieło to jest poprawne i tylko tyle.

Plusy

  • Miejscami naprawdę śliczne zdjęcia
  • Mecwaldowski w jednej z życiowych ról
  • Merytoryczny jak na film historyczny przystało

Ocena

5.5 / 10

Minusy

  • Wiele straconych szans
  • Teatralny patetyzm wręcz bije z ekranu
  • Widz szybko o nim zapomni
Adrian Hirsch

Miłośnik sztuki i popkultury w jednym. Najpierw ponarzeka na obecny stan Gwiezdnych Wojen, by następnie pokontemplować nad pisaną przez siebie postacią. Pozytywnie nastawiony do świata, choć nie brak mu skłonności do ironizowania rzeczywistości.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze