Riders Republic – Recenzja gry. Paweł Jumper Simulator

Ubisoft to studio znane z tego, że gdy odkryje coś, co działa, to wyciska tenże pomysł do ostatniej kropli. Riders Republic nie jest tu wyjątkiem. Szczególnie że wydawca ma już podobne marki, jak SteepTrials, czy The Crew. Czy symulator groźnych sportów czymkolwiek się wyróżnia?

Ubisoft to studio, które potrafi wzbudzać skrajne emocje. Ma tak samo wielu sympatyków, jak i tych, którzy najchętniej zakopaliby wszystkie oddziały studia głęboko pod ziemią. Głównie zasługą takiego stanu rzeczy jest powtarzalność pewnych schematów. Jeżeli coś działa, to nie należy tego zmieniać, prawda? Z drugiej strony od czasu do czasu Ubisoft wypuszcza zupełnie odmienne tytuły. Assassin’s Creed: Origins (choć teraz zdaje się nie być tak oryginalnym tworem) swego czasu był rewolucją tego IP. A niekiedy zdarzają się takie perełki jak RaymanChild of Light, czy Valiant Hearts. Czy Riders Republic zalicza się do grona tych pierwszych, czy drugich?

Zobacz również: F.I.S.T. – recenzja gry. Królikiem z mecha-łapą, raz w lewo, raz w prawo

Zacząć należałoby od tego, czy gra wyróżnia się na tle innych typowo wyścigowych produkcji Ubisoftu? Mamy przecież takie produkcje jak SteepThe Crew, albo Trials. Czy więc warto w ogóle rzucać okiem na tę grę? Jak najbardziej. Na tle innych tytułów Ubisoftu Riders Republic to szalona jazda bez trzymanki (dosłownie i w przenośni).

Gra posiada warstwę fabularną, nie jest jednak ona przykrym obowiązkiem, jak to czasem w grach wyścigowych bywa. Tutaj nic ani nikt nie traktuje się na poważnie. Główną oś fabularną stanowią ekstremalnie niebezpieczne zawody sportowe, które transmitowane są w telewizji w ramach osobliwego „reality-show”. Pełno tutaj humoru, samoświadomości. Dzięki temu szaleństwo nas otaczające szybko staje się integralną częścią naszej zabawy. Całość wypada bardzo naturalnie, wszelki „cringe” był celowy i od razu obracany w zupełnie inny żart.

Zobacz również: Strażnicy Galaktyki – recenzja gry. To było ciekawe

Riders Republic

Czas przejść do najważniejszego, czyli rozgrywki. By rozpocząć grę, wymagane jest zalogowanie się do Ubisoft Connect. Fani solowego grania niestety zmuszeni są do połączenia z Internetem. Nie należy jednak spisywać przez to gry na straty. Wymaganie to szybko zwraca nam z nawiązką. Następnie przechodzimy do prostego kreatora postaci (co ciekawe, jedynym wyjątkowo niecodziennym kolorem skóry do wyboru jest zielony, mamy tu jakichś fanów Shreka?). Po stworzeniu naszego idealnego poszukiwacza adrenaliny przyjdzie nam przejść przez dość długi tutorial. Jest to spowodowane wieloma możliwościami, jakie daje nam gra.

Riders Republic daje nam sporo możliwości zabawy. Możemy jechać na rowerze po ekstremalnie stromych torach, zjeżdżać na nartach albo desce po ośnieżonych stokach, latać po przestworzach za pomocą wingsuitów, albo śmigać swobodnie po lądzie przy pomocy specjalnych pojazdów terenowych. Jednym słowem, dowolność. Tą zapewnia również customizacja postaci, dobieranie skórek i akcesoriów, wraz z kosmetycznymi mikro transakcjami. Nie wpływają jednak one na rozgrywkę. Gracz jest tak często nagradzany za samo granie, że nie czuć tu ani razu potrzeby podniesienia sobie statystyk za pomocą garści złociszy.

Zobacz również: The Dark Pictures Anthology: House of Ashes – recenzja gry. Ani ziębi, ani grzeje

Riders Republic

Nikogo chyba nie zdziwi fakt, że gra posiada otwarty świat (jak to na produkcję Ubisoftu przystało). W wielu miejscach jest on jednak naprawdę śliczny. Przyjemnością jest odkrywanie go na własną rękę, badanie znaczników, swobodna jazda będąca wycieczką krajobrazową. Jest tu co zwiedzać i odkrywać. Ogrom wyścigów, wyzwań, punktów widokowych. Zapomnijcie o monotonnym teleportowaniu się z wyścgu na wyścig (są tu znaczniki szybkiej podróży, ale nawet korzystając z nich, na wyścigi trzeba mały odcinek trasy dotrzeć samemu). Ta gra czerpie garściami z RPG-wości (do czego jeszcze wrócimy), dając nam do dyspozycji mapę i świat żywcem wyjęty z gry typu roleplay.

Jeśli ktoś w dalszym ciągu zastanawia się, po co połączenie internetowe, to już spieszę z odpowiedzią. Ten świat po prostu żyje. Wokół podziwiać możemy innych graczy, którzy tak samo jak my zwiedzają świat, bądź biorą udział w wyścigach. Nawet gdy bierzemy udział w zawodach, w tle częstym widokiem będzie grupa przemierzających świat graczy. Ta immersja żywego świata jest bardzo przyjemna, tylko daje nam więcej chęci, by na własną rękę zwiedzać lasy i góry, patrząc, jak w tym samym momencie inni gracze robią to samo.

Zobacz również: Visage – recenzja gry. Symulator chodzenia, straszenia i wyłączania światła

Jak zatem sprawdza się sam model jazdy (bądź jak się czasem zdarzy, lotu)? Trzeba przyznać, że daje ogrom frajdy. Przy czym nie jest to gra dla ludzi niecierpliwych. Tutaj więc pojawia się tytułowy Paweł Jumper Simulator. Zapomnijcie o minimapie z klarowną instrukcją kiedy skręcić. Nie spodziewajcie się również przyjaznych torów, po których suniemy jak przez masło. Riders Republic wymaga od nas dużej ilości refleksu, zręczności i szybkości. Jeden mały błąd a lądujemy w krzakach. Co prawda możemy zawsze „cofnąć czas” (co nie cofa naszych przeciwników, tylko nas) albo szybko wrócić na tor. Jednak jeden mały kamyk na drodze, kierownica nie w tę stronę co trzeba przez ułamek sekundy, albo nieudolna chęć zrobienia back flipa będąc metr nad ziemią, a wywracamy się, łamiąc kręgosłup w 30 miejscach, samemu stając się niczym kula śniegowa sunąca po stoku. Rozgrywka wymaga więc dużej ilości umiejętności i wyczucia.

Mamy również system rozwoju postaci, opierający się na zdobywaniu coraz to lepszego sprzętu. Na myśl graczom przyjść może tu bliźniaczo podobny system z najnowszych odsłon serii Assassin’s Creed. Na pierwszy rzut oka widać tu inspirację gatunkiem RPG. Gracz musi jednak czuć, że robi progres. Czy nagradzanie lepszą deską, która prócz wyglądu niczym nie zdaje się różnić od pozostałych, jest konieczne? Nie. Ale w żadnym stopniu również nie przeszkadza.

Zobacz również: Disco Elysium – Gra otrzyma polską lokalizację!

Same triki robi się bardzo łatwo, jednak kluczowy jest tu timing i odpowiednie wyważenie. Jest ich również bardzo wiele, każdy dostosowany do pojazdu, jakim aktualnie się poruszamy. Postać reaguje również odpowiednio do tego, czy trik wykonujemy dobrze, czy też zaraz czeka nas bliski kontakt z puchem śniegu i wizyta u chirurga. Natura tej gry wręcz zachęca do popełniania błędów. Twórcy zdają sobie sprawę z wysokiego poziomu trudności, z tego, że przyjdzie nam upadać setki razy, puentując każdy błąd słowami „Ała k*rwa rzeczywiście!”. Tym bardziej każdy dobrze wykonany trik, bądź wysokie miejsce na mecie cieszy jak mało co.

Tutaj należałoby również wspomnieć o chyba największym minusie produkcji, czyli o błędach. Nie ma ich zbyt wiele, ale jak już są, to potrafią przekreślić graczowi szansę na wygranie wyścigu. Często dochodzi do zacinania się w jednym miejscu, dziwnych upadkach wymuszających cofanie postaci, drobnych wyboi fizyki gry, która potrafi płatać najróżniejsze figle. W tej grze często będzie dochodzić do upadków i próbowania od nowa. Taka jej natura. Czasem jednak gracz napotka na momenty, gdzie nie będzie to jego winą, przez co może porzucić grę dość prędko.

Zobacz również: Monster Hunter Stories 2: Wings of Ruin – recenzja gry. Zbierz je wszystkie i wyhoduj sobie potworka, ale nie kieszonkowego

Grafika w Riders Republic to festiwal skrajności. Z jednej strony przepiękne krajobrazy, niezwykle ciekawe tory, świat, który żyje i wygląda zniewalająco. Produkcja czasem szczyci się wręcz tym, jak wygląda, ustawiając na trasie punkty widokowe, które trzeba przyznać, imponują. Z drugiej strony mamy również modele postaci. Tutaj sprawa wygląda już gorzej. Choć naszego gracza najczęściej widywać będziemy z perspektywy trzeciej osoby, poruszającego się w szalonym pędzie, tak przy wszelkich cutscenkach można się zastanawiać nad tym, czy produkcja, aby na pewno była równomiernie rozwijana. Twarze potrafią być pokraczne, poruszając ustami w nienaturalny sposób. Jednak jest to mała wada na tle tego, jak dobrze przedstawiono tutaj krajobrazy.

Zobacz również: Back 4 Blood – recenzja gry. Ja chyba już w to grałem

Reasumując, gra ta jest naprawdę dobra. Nie nudzi się tak szybko, przyciąga otwartym, żywym światem, zapewnia ciekawą, szaloną rozgrywkę. Szybkość i dynamika tej gry zapewnią odpowiednią dawkę adrenaliny tym, którzy znudzili się już typowymi grami wyścigowymi. Istnieje jednak szansa, ze grając w tę grę wraz z głową postaci, rozwalicie monitor, klawiaturę, pada, czy cokolwiek, na czym będziecie w to grać. Jeśli macie słabe nerwy, nawet nie dotykajcie. Jeśli jednak niestraszne wam próbowanie setny raz jednej sekwencji, będziecie bawić się wyśmienicie.

Plusy

  • Piękny otwarty świat
  • Konsekwentne szaleństwo wokół
  • Po czasie dalej bawi

Ocena

7 / 10

Minusy

  • Dla ludzi o mocnych nerwach
  • Miejscami uciążliwe błędy
Adrian Hirsch

Miłośnik sztuki i popkultury w jednym. Najpierw ponarzeka na obecny stan Gwiezdnych Wojen, by następnie pokontemplować nad pisaną przez siebie postacią. Pozytywnie nastawiony do świata, choć nie brak mu skłonności do ironizowania rzeczywistości.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze