Arcane, serial animowany na podstawie popularnej gry League of Legends, właśnie dobiegł końca. I mimo że początek mnie nie kupił, a reszta trzymała dość podobny do niego poziom, to jedno muszę przyznać. Warto było zaczekać na końcówkę.
Trzeci akt Arcane ostatecznie (choć czy na pewno?) zwieńczył historię z poprzednich dwóch części. Jinx i Vi konfrontują się ze sobą, Silco musi przyznać się do kłamstw, a Rada podjąć wreszcie jakąś konkretną decyzję odnośnie przyszłości Zaun – a to tylko część wątków, które zdecydowano się podjąć w tych trzech odcinkach. Prócz tego pojawia się też matka Mel, Singed, eksperymenty Viktora… wszystkiego jest dużo, gęsto i chaotycznie. Ale po kolei.
Zobacz również: Arcane. Akt 1 – recenzja serialu. Mogło być lepiej
Nie będę się tym razem szczególnie zagłębiała w to, co konkretnie się działo w fabule, bo za długo by wymieniać. Wątków, jak już wspominałam wyżej, było mnóstwo, a ciągłe przeskoki między nimi sprawiły, że nie dałam rady mocniej wczuć się w żaden. Niemniej jednak poprowadzono je całkiem poprawnie. Chaotycznie i przerywanie, ale poprawnie. Co więcej, część z nich – z końcówką na czele – pozostawiono niedomkniętą, z wyraźną furtką na sequel. Czy faktycznie takowy zrobią? Zgaduję, że tak. A czy będę go oglądać? Pewnie również tak. Bo chociaż większość serialu nie wywołała we mnie żadnego szczególnego zafascynowania, to końcówka ostatniego odcinka naprawdę mnie zaciekawiła.
Sekwencja kończąca pierwszy sezon Arcane mocno mnie zaskoczyła. Zważywszy na całą resztę serialu, kompletnie nie spodziewałam się tak mrocznej, klimatycznej sceny. Wreszcie dostałam to, na co początkowo liczyłam, a na co zdążyłam już stracić nadzieję. Jinx na chwilę przestała być głupkowatą, miotającą się jak liść na wietrze psychopatką i wreszcie zrobiła się naprawdę niepokojąca. Po raz pierwszy poczułam, że mam przed sobą tę niestabilną mentalnie morderczynię, którą mi obiecywano w zwiastunach, a nie zagubione dziecko ze schizami. I bardzo mi się to spodobało. Szkoda, że dopiero na koniec, takiej Jinx z chęcią zobaczyłabym więcej.
Zobacz również: The Tragedy of Macbeth – recenzja filmu. Świeża interpretacja klasycznej szekspirowskiej tragedii
Tak więc, ostatnich około dziesięć minut to dla mnie niepodważalny plus produkcji. Co jednak z resztą? Tutaj już jest dosyć różnie. Z jednej strony dostaliśmy sporo rozwoju świata oraz dobre walki w dużym zagęszczeniu. Klimat też trzyma się nieźle, w czym na pewno pomagają szczegółowe projekty lokacji, dobrze dobrane kolory i, oczywiście, animacja na bardzo wysokim poziomie. Aczkolwiek z drugiej strony mamy też sporo fanserwisu (szczególnie dla fanów Cait x Vi) oraz teledysków powsadzanych pomiędzy sceny odcinków. Drugie z wymienionych już się wprawdzie wcześniej pojawiało, ale zwracam na to uwagę dopiero teraz z prostego powodu – na początku myślałam, że będzie tego mniej. Takie rzeczy potrafią naprawdę ładnie zagrać, aczkolwiek co za dużo, to niezdrowo – a w Arcane pojawia się zazwyczaj po jednym takim klipie na każdy odcinek, czasem nawet więcej. Niektóre z nich można by już sobie darować i wrzucić na YouTube jako dodatek.
Odnośnie bohaterów nie mam tym razem wiele do powiedzenia. Pojawiła się tylko jedna nowa postać, która była w jakikolwiek sposób istotna. Niestety jednak matula Mel, o której tu mowa, zdecydowanie nie przypadła mi do gustu, zwłaszcza ze względu na jej… no cóż, niezbyt dyskretnie sugerowany pociąg wobec młodszych chłopaków. Nazwijcie mnie zacofaną, jeśli chcecie, aczkolwiek jakoś nie potrafię bez wewnętrznego zgrzytu patrzeć na jej flirty z gościem będącym prawdopodobnie w wieku jej córki albo jeszcze bardziej młodocianym. Całe szczęście, że nie ma tego dużo.
Zobacz również: Legion Samobójców – recenzja filmu [DVD]. Jamesa Gunna punks not dead
Warstwa audiowizualna wciąż utrzymuje równie wysoki poziom, co od początku. Szczerze mówiąc, powiedziałabym wręcz, że muzyka w tym akcie pasuje mi nawet bardziej niż w poprzednich. W każdej z poprzedzających części pamiętam jakąś jedną piosenkę (a może nawet więcej), której wprowadzenie mi zgrzytnęło – było za mało płynne, pojawiło się znikąd, nie do końca pasowało do sceny lub coś podobnego. Tym razem nie kojarzę, aby coś takiego obiło mi się o uszy, więc jest pewna poprawa. Tak czy inaczej jednak na większe zmiany nie ma co liczyć. Poziom utrzymany, żadnych niespodzianek.
Nie bardzo wiem, co mogłabym więcej powiedzieć, więc pozwolę sobie przejść już do podsumowania. Trzeci akt Arcane, podobnie jak poprzednie, szczególnie mnie nie porwał. Był w porządku, ale bez efektu łał. Wyjątkiem od tej reguły jest jednak sekwencja końcowa, za którą zdecydowanie muszę podnieść ocenę. Mam szczerą nadzieję, iż jeśli powstanie drugi sezon, to pójdzie właśnie w kierunku, jaki obrał pierwszy pod sam koniec. Nie zawiedźcie mnie, Riot. Czekam.