Obcy: Przebudzenie – recenzja książki. Obcy vs Ripley, runda 4

Kto nigdy nie słyszał o Obcym – ósmym pasażerze Nostromo, ten zdecydowanie powinien zastanowić się nad swoim życiem i nadrobić stratę. Film ten zapoczątkował pierwszą amerykańską serię, w której główną, heroiczną rolę gra kobieta. Girl power! A jeśli bardziej wolicie książki niż filmy, to trzymajcie się mocno – wydawnictwo Vesper oddaje w ręce czytelników już 4 tom zmagań ludzi z Obcym! 

Warto jednak zacząć od tego, że czwart tom został napisany przez kogoś innego niż trzy poprzednie. Tym razem podziwiamy pisarski kunszt Ann Carol Crispin, a nie Alana Deana Fostera. Wielkie sprawy wymagają wielkich zmian i tak zapewne było w tym przypadku. Ma to też sens zupełnie z innego względu, bo Obcy: Przebudzenie niby opowiada o Ellen Ripley, którą możemy znać z poprzednich części, a mimo to jest ona inna, nie podobna do siebie, a więc zmiana autora też ma jakiś podskórny sens, ale to już taka moja mała dygresja…

Jak pewnie powszechnie wiadomo, książki o Obcym powstawały na podstawie filmów, co samo w sobie nie jest niczym zaskakującym. Jednak dla fanów Obcego i Ripley to, co dzieje się na przełomie tych czterech tomów nie jest niczym zaskakującym – widzieli to przecież już wcześniej (przypominam, że pierwszy film z serii miał swoją premierę w 1979 roku!), a mimo to książki z tej serii w jakiś sposób cieszą. Dodatkowo każda z nich jest taką pozycją czytelniczą, którą powinien mieć fan Obcego.

Zobacz również: Murder Park – recenzja książki. Najdziwniejsza forma swatania, jaką widziałam

Opis wydawcy przedstawia książkę Obcy: Przebudzenie w następujący sposób:

Od dramatycznych wydarzeń w kolonii karnej na Fiorinie 161 minęło prawie dwieście lat, niebezpieczeństwo ze strony obcych zniknęło i ludzkość odetchnęła z ulgą. Jednak na dalekiej orbicie Plutona krąży ogromny statek badawczy „Auriga”, a na jego pokładzie grupa naukowców pod ochroną wojska prowadzi w tajemnicy eksperymenty naukowe, by odtworzyć zniszczony gatunek i uczynić z niego broń doskonałą. Droga do tego wiedzie przez wskrzeszenie Ellen Ripley.

Brzmi nieźle, co?

Ale zacznijmy może od okładki książki i ilustracji w niej. Niby nie ocenia się publikacji po tych dwóch rzeczach, ale Maciej Kamuda wykonał naprawdę dobrą robotę. Czuć klimat, kolory na okładce są intensywne, a ilustracje w środku utrzymują swój czarno-biały charakter, zajmując całą stronę. Jest to element, który uatrakcyjnia czytanie tej pozycji i zajmuje kilka dodatkowych sekund, żeby móc przyjrzeć się stworzonym obrazkom.

Książka zachwyciła mnie swoim klimatem, dreszczykiem emocji i kupiła czekaniem na to aż w końcu któryś z doktorków umrze. Chyba autorka może odnotować sukces, skoro udało jej się przedstawić naukowców w taki sposób, że w sumie nie było mi przykro, kiedy działo się z nimi to, co się działo… Po pierwsze, nie poczułam sympatii ani do doktora Wrena ani do Gedimana, mimo że skrajnie się od siebie różnią. To trochę jak zły glina i dobry glina, z tym że dobry glina wkurza tak samo.

Zobacz również: Bo we mnie jest seks – recenzja filmu. Polska Marilyn Monroe na wielkim ekranie! 

Koncepcja czwartego tomu w ogóle utrzymana jest w klimacie tego, że bardziej kibicuje się Obcemu niż załodze. Mamy tu do czynienia z chciwymi ludźmi, ślepo dążącymi do celu, dla których liczą się tylko wyniki badań i tzw. podstęp, niezależnie od tego, jaką ofiarę będą musieli ponieść – i tutaj warto zaznaczyć, że tymi ofiarami są najczęściej niewinni ludzie. Najsmutniejsza (według mnie) scena ma miejsce, gdy facet o nazwisku Purvis jest przekonany o tym, że zacznie nowe życie, bo rząd mu obiecał, bo nowy projekt, bo praca, i daje się zahibernować, a potem wysłać w kosmos – koniec końców kończy on jako jedna z ofiar Obcego, a naukowcy przyglądają się temu, prezentując różne zachowania. Niektórzy wychodzą, inni wymiotują, ale dr Wren nie za bardzo rozumie, co jest oburzającego w tym, że właśnie poświęcili dwadzieścia osób… W końcu to wszystko na rzecz nauki! Prawda?

Zobacz również: Pitbull – recenzja filmu. Vegauniwersum w natarciu!

Podoba mi się jednak ten motyw. Koniec końców książka pokazuje rasę ludzką jako tę, która dla pieniędzy i postępu jest w stanie zrobić wszystko. I jest w tym coś przerażającego, szczególnie kiedy uświadamiamy sobie, że naukowcy bawią się w Boga i nie widzą problemu w tym, żeby ingerować w ludzką naturę. Klonowanie to jedno, ale klonowanie człowieka z obcym w ciele to trochę… no nie wiem, przesada?

W książce mamy też nawiązania do potwora Frankensteina, a później do jego narzeczonej. Są to małe smaczki, ale cieszą. Jestem fanką intertekstualności, a że w Obcy: Przebudzenie ma ona sens, cóż, dobrze się to czyta.

Podsumowując, książka jest dobrym zwieńczeniem serii, a w dodatku pozostawia otwarte zakończenie, o którym nie będę wspominać (musicie więc albo obejrzeć film, albo przeczytać książkę!). Postacie wzbudzają sympatię lub doprowadzają do momentu, że masz nadzieję, że Obcy w końcu po tego kogoś przyjdzie. No i, jest tutaj pewna refleksja: Do czego zdolny jest człowiek, żeby osiągnąć to, co sobie zaplanował i gdzie kończy się granica tym, co ludzkie, a tym co należy do natury? Poza tym śmiało mogę stwierdzić, że jest to niezbędna pozycja czytelnicza dla każdego fana Obcego i Ripley.

Plusy

  • Po tej książce stałam się fanką Obcego
  • Nowa Ripley, nowa mutacja, nowy Obcy
  • Przecudowna okładka!

Ocena

7 / 10

Minusy

  • Literówki i inne błędy
  • Chciałoby się krzyknąć: zostawcie już tę Ripley w spokoju!
Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze