Wspieranie mniejszości dźwignią handlu

Pamiętacie czasy, kiedy filmy czy komiksy nie sprzedawały się tylko i wyłącznie dlatego, że w obsadzie znajdywały się jakieś mniejszości? A krytykować można je było bez ryzyka, że zostaniemy określeni każdego rodzaju fobem? No właśnie, ja też nie.

Jakiś czas temu światem popkulturowym wstrząsnęła wiadomość, że według twórców God of War, Atreus może okazać się homoseksualistą. Ponieważ tego właśnie brakuje serii. Jeśli wydaje się to wam absurdalne, to nie martwcie się – połowie Internetu też. W sieci zawrzało, a w komentarzach pod każdym postem na ten temat ludzie dzielili się na dwie grupy.  Jedna, która z tego faktu się cieszyła oraz druga, która w prześmiewczy sposób wyrażała swoje niezadowolenie z propagandy różnorodności. Między tymi dwiema grupami, gdzieś pośrodku, stałem ja –  niczym Scott Free przed obliczem Darkseida. I zadawałem sobie jedno pytanie – kogo to obchodzi? Czy w końcu takie rzeczy jak seksualność postaci przy pisaniu historii nie powinna stać na ostatnim planie zaraz obok jej koloru włosów czy numeru buta, a epatowanie jej preferencjami łóżkowymi nie bywa niesmaczne?

Zobacz również: Popkulturowy przegląd miesiąca – najciekawsze premiery filmów, gier i komiksów grudnia!

Odpowiedź brzmi: tak. Zakładając, że postać nie jest tworzona z myślą o pewnej platformie, której nazwy wszyscy się domyślamy, stałe epatowanie jej seksualizmem bywa niesmaczne. Jestem w stanie zrozumieć wszystkie głosy niezadowolenia na widok kolejnej wiadomości o super postaci wprowadzającej różnorodność. Na dobrą sprawę sprowadza się to jedynie do bombardowania przeciętnego odbiorcy dziesiątką artykułów i wywiadów na temat różnorodności i preferencji łóżkowych fikcyjnej postaci. W których nierzadko tak naprawdę co drugie pytanie lub odpowiedź pada tylko dlatego, aby podkreślić swoją różnorodność i odwagę, jak chociażby w przypadku Brie Larson grającej Kapitan Marvel.

Fot. Okładka Mr. Miracle #11.

W irytacji tym tematem wynikającej z otaczających nas dziś nagłówków, spośród których co drugi podkreśla swoją różnorodność nie ma nic złego. Tak samo jak w akceptacji i cieszeniu się z tej różnorodności. Ponieważ jest to poniekąd zdumiewające jaką światowe kino na przestrzeni ostatnich kilku dekad  przeszło drogę. Od filmów, w których szczytem ekstrawagancji było obsadzenie czarnoskórego, aż po kino, w którym osoby z niepełnosprawnościami mogą się realizować w wielkich Hollywoodzkich produkcjach, jak w przypadku kontrowersyjnych Eternals. Bo kto by pomyślał te 20 lat temu o obsadzeniu głuchej aktorki w jednej z głównych ról, a co dopiero obsadzenie głuchoniemej osoby w głównej roli w serialu. Fakt, że wiele osób może obecnie pokonywać swoje bariery jest godny podziwu, jednak nie ukrywajmy faktu, że za tym wszystkim kryje się po prostu korporacyjny cynizm.

Zobacz również: Poprawność polityczna właśnie osiągnęła następny level

Reklama to sztuka populizmu, jak powiedział kiedyś ktoś mądry. Tym kimś jestem oczywiście ja. Bo przecież czy chcąc sprzedać swój produkt, nie mówimy klientowi rzeczy, które chce usłyszeć, próbując jednocześnie utrzymać go w iluzji słuszności zainteresowania naszym towarem? Tak. Obecnie wiele organizacji lobbuje za wykluczeniem jakiejkolwiek dyskryminacji mniejszości, lub równouprawnieniem osób, które jak na ironię bardzo często bywają uprzywilejowanie nieco bardziej niż inni. Dobrym przykładem tutaj jest akcja CD Projektu, skierowana wyłącznie do jednej grupy, zupełnie wykluczając innych.

woke
Foto. Eternals materiały prasowe.

Przy fali propagowanej przez liczne stowarzyszenia kultury woke, okazję na zarobek wyczuwają duże korporacje. Podążając za trendem poprawności i tolerancji, które stały się czymś na wzór będących już od dawna na wymarciu subkultur. Obecnie wśród młodzieży zauważyć można trend na noszenie – świadomie czy też nie – tęczy. Sam często widuje wyżej wymienione obiekty uposażone w tęczowe torby czy naiwnie spijające słowa internetowych guru na temat problemów mniejszości, co bardzo często przypomina po prostu fascynację punkiem czy dziurawymi spodniami.

Zobacz również: Najlepsi złoczyńcy z bajek Disneya

Starając się wpasować w te trendy korporacje zaczęły nie tyle dodawać reprezentantów mniejszości, co po prostu bezczelnie reklamować nimi swoje twory. Jak w przypadku niesławnej serii Supermana z głównym udziałem Jonathana Kenta – syna Klarka. Seria nie sprzedawała się najlepiej aż do momentu, kiedy młody Kent okazał się on biseksualny. Sprawia to wrażenie rzeczy wyjątkowo niesmacznej, która wygląda jak najzwyklejszy w świecie freak show. Niczym ongiś cyrki reklamowany i sprzedawany jest schlebianiem najniższym gustom publiki. Tylko tym razem, zamiast kobiety z brodą mamy czarnoskórego geja w lateksie i pelerynie, który pełni podobną rolę polegającą na zachęceniu klienta do zapłacenia za możliwość zobaczenia go.

Zobacz również: The Last of Us 2 i jego scenariusz – kiepskie decyzje, przesyt ideologii oraz kilka świetnych scen

Powinienem wspomnieć o jednej rzeczy, bo wiem, że w obecnych czasach wszystko może być zinterpretowane jako jakikolwiek „sizm” czy „fobia”. Nie mam nic przeciwko pojawianiu się w popkulturze osób reprezentujących mniejszości LGBT, niepełnosprawnych czy tych etnicznych. I w obecnych czasach nie powinno to przeszkadzać nikomu, kogo horyzont sięga dalej niż za pasek informacyjny TVP. Problem pojawia się, kiedy jest to wykorzystywane jako wpychany na siłę chwyt marketingowy, który faktyczne  zdaje się umniejszać problemy. przez które pewne społeczności przechodzą każdego dnia i sprowadzać je do poziomu bólu z powodu braku dedykowanego im filmu.

Tak naprawdę zamiast walczyć między sobą w Internecie o wprowadzane wszędzie różnorodności, powinniśmy zacząć kłócić się z korporacjami cynicznie wykorzystującymi propagowaną kulturę woke. Bo tak naprawdę problemy dziecka prześladowanego z powodu posiadania dwójki ojców nie znikną, kiedy Disney zrobi kolejny film bezczelnie reklamowany różnorodnością.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze