W pierwszym DLC zawartym w Season Passie do Far Cry 6 Ubisoft postanowił skupić się na postaci kultowego już antagonisty z tej serii, Vaasie. Szaleństwo to króciutka wycieczka po skrzywionej psychice Montenegro i oj, jest tam co oglądać.
Vaas: Szaleństwo pojawiło się w Far Cry 6 już jakiś czas temu, ale z kilku różnych względów tak się złożyło, iż dopiero teraz mogłam do niego przysiąść. Kiedy jednak w końcu to zrobiłam, to obleciałam je dosłownie w parę dni – z dwóch powodów.
Pierwszy z nich, ten bardziej negatywny, to fakt, iż w grze nie da się robić zapisów – za każdym razem, kiedy wyjdziesz, wszelkie twoje postępy w misji się resetują. Pozostają ci jedynie bronie, jakie zdobyłeś przy poprzedniej sesji oraz ulepszone umiejętności. Całą resztę trafia szlag. W związku z tym nie da się przechodzić fabuły na kilka rzutów, trzeba przerobić całość za jednym zamachem.
Zobacz również: Shin Megami Tensei V – recenzja gry. Nie, to nie jest kolejna Persona
Brzmi fatalnie, prawda? Ale spokojnie, wcale nie ma tego złego. W tym miejscu bowiem wkracza drugi powód – fabuła jest krótka, zwięzła i na temat, dzięki czemu przejście jej całej w jednej sesji nie jest wcale takie trudne. Chociaż osobiście polecam poświęcić najpierw trochę czasu na zebranie pieniędzy i ulepszenie sobie postaci przed wzięciem się za główny wątek, to na upartego pewnie da się i bez tego. A skoro już i tak o fabule mowa, to chyba pora napisać o niej coś więcej.
Głównym celem Vaasa w tym DLC jest odnalezienie trzech kawałków Ostrza Srebrnego Smoka. Nie jest to jednak jego własna inicjatywa – działa on na zlecenie swojej Citry, której pragnie za wszelką cenę zaimponować. Podczas poszukiwania ów kawałków gracz poznaje ułamki wspomnień Vaasa i, co ważniejsze, bada jego relację z siostrą okazującą się w dużej mierze powodem jego problemów. Fani bohatera chcący dowiedzieć się o nim czegoś więcej będą tutaj mieli co oglądać. Zresztą, nie tylko oni – Montenegro nie jest wcale moim ulubionym antagonistą w serii, a mimo tego bawiłam się przednio, śledząc jego wspomnienia.
Vaas: Szaleństwo posiada trzy zakończenia – ukryte, przedwczesne oraz właściwe. I nie, nie będę aż tak wredna, żeby zaspoilerować, jak wygląda które z nich. Wspomnę tylko, że spodziewałam się trochę większych fajerwerków przy dwóch ostatnich z wymienionych. Zdecydowanie najbardziej warte zachodu jest sekretne zakończenie, aczkolwiek jego chyba nie da się zrobić przy pierwszym przejściu – można je uzyskać tylko po przejściu gry na najwyższym poziomie trudności. Mimo wszystko jednak uważam, że warto się pofatygować. Nie ukrywam, kupili mnie tą końcową parafrazą Diogenesa. Jakże niewiele trzeba, by zadowolić humanistę…
Zobacz również: Growing Up – recenzja gry. Kurde, wciągnąłem się
No, ale dość już o fabule, pora przejść do rozgrywki. Gracz zaczyna pierwszą rundę wyposażony wyłącznie w maczetę i pistolet. Z takim ubogim inwentarzem wyrusza on w teren, gdzie ma do wyboru dwie ścieżki – bezpośrednie przejście do głównego wątku lub pokręcenie się po wyspie, żeby zdobyć pieniądze na ulepszenia oraz więcej broni. W zależności od wybranego poziomu umysłu, na mapie można znaleźć różnych wrogów. W większości są to ludzie Vaasa, aczkolwiek w trudniejszych stadiach często pojawia się też Jason Brody, a nawet sama Citra. Nocą z kolei repertuar przeciwników poszerza się o duchy, które eksplodują, gdy znajdą się wystarczająco blisko Vaasa. Brzmi dość banalnie, aczkolwiek przy akompaniamencie klimatycznej oprawy audio wypada naprawdę fajnie. Za pierwszym razem nieźle się spietrałam, kiedy zaatakowały mnie z zaskoczenia.
Co ciekawe, mimo iż podstawowy Far Cry 6 używa sporej gamy różnorakich piosenek, w DLC nic z tego się nie przewija. Przez większość czasu w tle leci zwyczajny, pozbawiony słów soundtrack. I w sumie dobrze – podkład muzyczny jest nieźle dopasowany, tworzy odpowiedni klimat. Wcale nie potrzeba mu popkulturowego „podrasowania”, powiedziałabym, że wręcz by mu ono zaszkodziło. W podstawce działało to świetnie, ale na Rook Island by nie pasowało. Pułapka ominięta.
Zobacz również: Riders Republic – recenzja gry. Paweł Jumper Simulator
No dobrze, a jak tam oprawa graficzna? Ano, dosyć strokata. Nie każdemu się spodoba. Umysł Vaasa jest bardzo kolorowy i sporo w nim dziwactw pokroju lewitujących rekinów. Prócz tego gdzie się nie obejrzysz, tam znajdziesz monitor. Jeśli więc ktoś spodziewał się jakichś mrocznych odmętów… no cóż, przeliczy się. Tak dosyć konkretnie. Aczkolwiek ci, którzy weszli do gry bez żadnych podobnych oczekiwań, zapewne przywykną do tej specyficznej estetyki równie szybko co ja. Jeśli nie dasz się zrazić na początku, to szybko zauważysz, iż tak naprawdę taka opcja też wcale nie jest zła. Wizja jest spójna i dosyć kreatywna, miejscami wręcz imponująca swoim rozmachem. Opinia o niej w dużej mierze zależy od nastawienia.
Podsumowując cały ten wywód, polecam Vaas: Szaleństwo każdemu fanowi serii zainteresowanemu postacią antagonisty z trójki. Informacje są poszatkowane, ale liczne i, przynajmniej moim zdaniem, dosyć niespodziewane. DLC znacznie rozwija wątek relacji Vaasa z Citrą oraz generalnie obie te postacie. Prócz tego jest też zresztą świetną zabawą w nieco odmienionej w porównaniu do podstawki odsłonie. Bieganie po zdeformowanym Rook Island i klepanie się z duchami, ciągle mając z tyłu głowy to, że śmierć oznacza reset do zera, zdecydowanie dostarcza. Aż szkoda, że nie jest odrobinę dłuższe.