Mając przed oczami hasło „Szef roku”, wszystkim, którzy mieli choćby lekką styczność z serialem The Office, przed oczami staje Michael Scott, otrzymujący taką nagrodę, wręczaną jeszcze najlepiej przez samego siebie. Film o tym tytule nie jest przedstawieniem tygodnia z życia bohatera granego przez Steve’a Carella. Nie jest też hiszpańskim odpowiednikiem amerykańskiego serialu, choć wiele podobieństw możemy znaleźć. Jak prezentuje się wystawiony przez Hiszpanię kandydat do Oscara w kategorii Film międzynarodowy? I czy Javier Bardem zasługuje na nagrodę Szefa roku?
Julio Blanco portretowany oczywiście przez wspomnianego Bardema to właściciel, szef, dyrektor i wszystko co najważniejsze w fabryce wag Básculas Blanco. Na samym początku filmu widzimy jego przemowę do wszystkich pracowników wygłaszaną, a jakże, z kosza podnośnikowego kilka metrów nad nimi. Sam mówi, że nie ma z żoną dzieci, jego dzieckiem jest firma, a wszyscy pracownicy to dla niego jedna wielka rodzina. A w rodzinie to różnie bywa… Ktoś się z kimś pokłóci, coś komuś nie pasuje, kogoś trzeba czasem ustawić do pionu, komuś pomóc… Byle tylko rodzina dobrze się miała i dobrze wyglądała, zwłaszcza w porównaniu do innych familii. A przede wszystkim, kiedy na horyzoncie tli się nagroda najlepszej rodziny, czy tam też firmy.
Zobacz również: Dom Gucci – recenzja filmu. Dawno temu też zaufałem pewnej kobiecie
Tak też zachowuje się sam Pan Blanco, niczym szef-ojciec. Pracownik, a zarazem kolega z dzieciństwa zwierza się z problemów rodzinnych? Pojadę pogadać z jego żoną. Porozmawiajcie, dajcie sobie czas, byle tylko nie podejmować żadnych poważnych decyzji do końca miesiąca. Pracownik-kolega dalej zmartwiony? Jedziemy do klubu trochę się rozerwać, bo jeszcze przeniesie te zmartwienia do pracy. Syn pracownika został zatrzymany przez policję? Użyję swoich znajomości i go wyciągnę, bo ojciec jeszcze będzie się martwił i produkcja będzie niewydajna. Zwolniony przeze mnie pracownik robi oborę pod siedzibą firmy i domaga się sprawiedliwości? Pogadam z nim, podzwonię tu i tam, na pewno uda się go stamtąd zabrać.
Na ścianie fabryki wag kilkukrotnie widzimy wymalowane słowa Esfuerzo, Equilibrio, Fidelidad. Tłumaczenia mogą być różne, ale przyjmijmy tu: praca (bardziej w sensie wysiłek), równowaga, lojalność. To nie tylko motto samej firmy, co wręcz samego Julio Blanco. Spójrzmy na to z dwóch stron. Te trzy epitety mogą równie dobrze opisać wagę, czyli przedmiot produkowany przez Básculas Blanco. Waga (zwłaszcza szalkowa, starego typu) utrzymuje pewien ciężar na ramionach, wykonując swoją pracę. Jej najważniejszą cechą jest wyważenie, czyli oddanie tego, co na jednej szali wagą obciążenia szali drugiej. Lojalność wagi brzmi dość komicznie, ale jeśli użyjemy tu słowa wierność, wszystko składa się w całość – dzięki wykonanej pracy i odpowiedniemu wyważeniu, wierzymy w jej wskazania.
Zobacz również: Ghostbusters: Afterlife – recenzja filmu. “Przestań uganiać się za duchami”
Jak te słowa odnoszą się do Szefa? Wspomina on, że każdy może ciężką pracą dość do czego tylko chce. Wysiłkiem, jaki włożył on w posiadanie tej firmy, było podpisanie papierów u notariusza, kiedy odziedziczył firmę po ojcu. Równowaga między pracą a życiem osobistym, to coś, co ceni sobie każdy pracownik. Señor Blanco totalnie zaburza tę równowagę, wchodząc z buciorami w życie pracowników, nawiedzając ich rodziny w godzinach pracy i mówiąc, z kim mogą się spotykać w czasie wolnym, a z kim nie. Lojalność z kolei wygląda w jego wykonaniu tak, że nagrodzi pracownika dodatkowymi benefitami w zamian za umyślne zaniedbanie swoich obowiązków, ale w sposób, jakiego ten się nie domyśli. A co do lojalności-wierności, to młode i ładne stażystki nie umkną czujnemu oku atrakcyjnego pryncypała w średnim wieku…
Skoro poruszone zostały kwestie wizualne głównego bohatera, skupmy się troszkę na nim i samym Javierze Bardemie, gdyż to głównie on dźwiga cały film na swoich barkach. W swojej roli jest wręcz idealny, sam gra wieloma twarzami jego mocno rozbudowanej mimiki. Gdy trzeba się obłudnie uśmiechnąć, wierzymy w ten jego zakłamany uśmiech. Kiedy trzeba kogoś z góry na dół opierniczyć, sami niezręcznie opuszczamy wzrok, zastanawiając się, cóż takiego złego zrobiliśmy. Gdy kolega wymaga pocieszenia i podniesienia na duchu, samym nam robi się lepiej. Przecież to nasz Szef tak się martwi naszym losem! Kiedy Blanco zostaje wyprowadzony z równowagi, Bardem pokazuję tę swoją szaloną twarz, a wtedy naprawdę nie wiemy, czego możemy się spodziewać. Zabicia wyrwaną ze ściany umywalką Bogu ducha winnego pracownika, który się niechcący napatoczył, czy tylko zapalczywego szorowania rąk mydłem?
Zobacz również: The Tragedy of Macbeth – recenzja filmu. Świeża interpretacja klasycznej, szekspirowskiej tragedii
Nie zapominajmy, że Javier Bardem ma w swoim dorobku również role amantów. Tutaj, w wyprasowanym garniturze, gustownych okularkach, pod krawatem, z podsiwiałymi i schludnie ułożonymi włosami, skupia na sobie wzrok niejednej podwładnej. Na osobną wzmiankę zasługuje tu jedna, która uwagę zwróciła na Pana Blanco (i vice versa, sam Pan Blanco na nią). Mowa o Almudenie Amor, niesamowicie hipnotyzującej w swej roli, dla której w zasadzie to pierwsza duża produkcja w karierze. Nie ma się co dziwić, że przykuła wzrok Szefa, liczymy na ciekawy rozwój jej kariery.
Na co jeszcze warto zwrócić uwagę w filmie Szef roku? Ciekawą muzykę, która wraz z mijającym tygodniem zmienia się z wesołej w coraz bardziej poważną, oraz na wagi. Wagi, które są osią napędzającą filmu – nie tyle, co ważymy tu powagę wydarzeń, dawkujemy ją, dokładając coraz to więcej odważników. Nie też tyle, co podejmowane decyzje mają swoją wagę i konsekwencje. Głównie chodzi o to, ileż razy waga sama w sobie pojawia się jako niby nic nieznaczący rekwizyt – czapki z głów.
Film, który nakręcił Fernando León de Aranoa wydaje się zasłużonym kandydatem do Oscara w swojej kategorii. Na pewno dobrze wygląda to w kontrze do głównego rywala w hiszpańskim wyścigu, Matek równoległych Pedro Almodóvara. Jego zna każdy, z filmami de Aranoi pewnie mało kto miał styczność. Osobiście bardzo polecam jego Cudowny dzień (będzie wkrótce polecony raz jeszcze w moim zestawieniu nieznanych filmów, na tę chwilę bardzo polecam zestawienie Daniela). Sama nominacja do Oscara za pierwszoplanową rolę Javiera Bardema nie będzie też jakimś wielkim zaskoczeniem.
Zobacz również: The Office PL – recenzja serialu. Największe zaskoczenie tego roku! A może nawet i wszystkich innych!
Zaczęliśmy porównaniem do The Office (czy też mam wrażenie, że polska nazwa Biuro średnio się przyjęła?) i nim też zakończymy. O ile amerykański mockument przedstawiał życie firmy w sposób groteskowy, przesadzony i wyśmiewający wszelkie te dziwne praktyki (zwłaszcza korpopraktyki), to Szef roku zostawia nas z nieco innymi odczuciami. Bardziej negatywnymi, bardziej uświadamiającymi nas, że to jednak nie jest komediowa fikcja oglądana do obiadu dla poprawienia nastroju. Że The Office pokazywało to samo, ale w krzywym zwierciadle. Tu zwierciadło jest prawdziwe i niewybaczalne, niczym wskazania idealnie wykalibrowanej wagi. Pokazuje to, z czym wiele osób musi się na co dzień mierzyć, celem po prostu zarobkowo-egzystencjalnym, żyjąc z tym i to akceptując – no bo jak inaczej. Niczym z często niesłusznie nieakceptowanym, ale jakże prawdziwym, własnym odbiciem w lustrze, które widzimy po kilka razy każdego dnia.