Sandman, czyli jedna z najlepiej ocenianych serii komiksowych w historii. Czy słusznie? Po dwóch tomach ciężko jednoznacznie stwierdzić, ale są ku temu mocne przesłanki.
Każdy, kto w swoim życiu choć liznął coś związanego z komiksem, na pewno słyszał o serii Sandman napisanej przez Neila Gaimana. Autor, oprócz omawianego komiksu, ma na koncie przynajmniej kilka równie głośnych książek – wystarczy wspomnieć tytuły takiej jak Gwiezdny pył czy Amerykańscy bogowie. Seria Sandman pierwotnie ukazywała się w latach 1989-1996, a więc liczy sobie już ponad 30 lat. Nie wpływa to jednak w żaden sposób na odbiór komiksu. Historia nawet dziś robi fantastyczne wrażenie i nadal można śmiało określać ją mianem arcydzieła. A ja mogę dodać, że po dwóch tomach rzeczywiście czuć tę „magię”.
Zobacz również: Lucyfer, tom 1 – recenzja komiksu. Diabeł na miarę naszych czasów
Swoją przygodę z uniwersum Śnienia wykreowanym przez Neila Gaimana zacząłem trochę nietypowo, bo od Lucyfera, czyli spin-offu Sandmana. Spin-offu jednak tak dobrego, że mogącego śmiało stawać w szranki z samym „ojcem”. W ten sposób poznałem postać Lucyfera, osobistości grającej tam główne skrzypce, a w opowieści o Śnie jedynie przymykającej przez kilka stron komiksu – a przynajmniej jak dotąd. Rozszerzenie uniwersum o historię Pana Piekieł było strzałem w dziesiątkę, świetną robotę odwalił tam Mike Carrey. Ale to tyle o tym, więcej przeczytajcie w mojej recenzji pierwszego tomu. Wracając, historia Lucyfera skutecznie zachęciła mnie, aby sięgnąć do źródła. No i tak w końcu poznałem też i Sen, a także resztę rodzinki Nieskończonych.
Pierwszy tom Sandmana skupiał się głównie na samej postaci Morfeusza, który został uwieziony przez śmiertelników – ci chcieli złapać Śmierć, ale przez przypadek złapali jej brata. Gdy Sen w końcu uwalnia się z więzienia, rusza w podróż przez światy, aby odzyskać artefakty swojej władzy: maskę, woreczek z piaskiem oraz rubin. Nie bez przeszkód, jednak w końcu mu się to udaje. Tylko co dalej? Takie pytanie zadaje sobie pod koniec tomu pierwszego. W drugim jednak przystępuje do pracy w swoim królestwie, gdzie zrobił się niemały bałagan podczas jego nieobecności. Część koszmarów postanowiło ulotnić się ze Śnienia, by przez kilkadziesiąt lata rozrabiać w świecie ludzi. Do tego w królestwie Sandmana ponownie przebudziła się anomalia zwana Wirem. Pan snu będzie musiał sobie z tym poradzić.
Zobacz również: Budowniczowie Gotham – recenzja. Stare, ale… Stare
Podczas ponad 200-stronicowego tomu poznajemy historię, gdzie wyróżnić można trzy opowieści. Prym wiedzie historia Rose Walker. Dziewczyna jest wnuczką Unity Kinkaid, która pojawiła się w tomie pierwszym – kobieta spała przez cały okres uwięzienia Sandmana w magicznej klatce, przez co dopiero w wieku 90 lat odnajduje swoją córkę i wnuczkę. Rose w niewyjaśniony sposób została powiązana ze światem snów, czego nie potrafi wyjaśnić nawet Sandman. Dziewczyna w międzyczasie rozpoczyna poszukiwania swojego zaginionego przed laty młodszego brata. A wszystko to ma związek z tajemniczym Koryntczykiem, który wcześniej był tylko koszmarem. Niezwykle zgrabnie napisana historia, która w fantastyczny sposób wiąże wiele wątków, dając nam niemałe wtf na koniec.
Poza główną opowieścią dostajemy też intrygujący prolog o tytule Historie z piasku. Widzimy tam dwóch mężczyzn wędrujących przez pustynię – jeden jest młody, drugi w podeszłym wieku. Ten starszy zaczyna snuć historię, którą opowiada się tylko raz w życiu, aby przekazać ja następnemu pokoleniu. Jest to opowieść o pięknej krainie, która znajdowała się wcześniej w tym wymarłym miejscu. To tam kiedyś Nieskończony pokochał człowieka, co ostatecznie sprowadziło katastrofę na całą krainę.
Druga opowieść „poboczna” przedstawia historię człowieka, który nie miał zamiaru umierać. Jego niecodziennej deklaracji świadkami są Sen i Śmierć. Sandman postanawia przeprowadzić eksperyment i pozbawia śmiertelnika możliwości śmierci. W zamian mają się tylko spotykać co sto lat w tym samym miejscu. Całość historii, choć krótka, robi duże wrażenie. Naprawdę intrygujący koncept. Mam nadzieję na powrót postaci nieśmiertelnego w kolejnych tomach.
Zobacz również: Pętla – recenzja książki. Jasna strona grozy
Sandman tom 2 to kolejna fantastyczna przygoda w uniwersum Śnienia. Dostajemy kawał świetnej historii, świat został tu nakreślony o wiele szerzej niż w tomie pierwszym, a nowe postacie coraz mocniej intrygowały podczas czytania. Całość jest jednak dość wymagająca, bo multum postaci, wątków i niezwykle zawiły sposób ich opowiadania mogą przyprawić o zawrót głowy. Tom perfekcyjnie prezentuje się pod względem oprawy graficznej – rysunki wyglądają po prostu cudnie. No i jeszcze nowe wydanie w twardej oprawie zwyczajnie świetnie prezentuje się na półce. Cóż można powiedzieć więcej – kupujcie, czytajcie i się nie zastanawiajcie.