Matrix Zmartwychwstania – recenzja filmu. Omikron, inflacja, a teraz to

Niedawno byłem w kinie na bardzo ciekawym, pełnym akcji filmie, w którym protagonista, przenosząc się między różnymi rzeczywistościami, naprawia świat. Niedługo potem poszedłem na komedię romantyczną, która nie trzyma się kupy. Pierwszy film, o którym mowa, to nowy Spider-Man. Niniejszy tekst jest jednak o tym drugim. Zapraszam do lektury roastu recenzji filmu Matrix Zmartwychwstania! Miejmy to już za sobą…

W życiu mężczyzny pojawiają się czasami takie chwile, w których trzeba przystanąć nad istotnymi pytaniami. Dokąd zmierzamy jako gatunek? Co czeka nas po śmierci? Jak spieprzyć dokumentnie ikoniczną serię filmów science-fiction, która prawie wszystkim kojarzyła się tylko z jakościowym, innowacyjnym kinem akcji? Na nasze szczęście ten rok był obfity w wartościowe lekcje, a Matrix Zmartwychwstania jest jedną z nich.
Chociaż nadal nie wiemy jak to jest z tym gatunkiem i śmiercią…

fot. kadr z filmu Matrix Zmartwychwstania (2021) reż. Lana Wachowski / Warner Bros.
Tenet był dla ciebie zbyt zagmatwany? To pa tera!

Poznajemy Thomasa jako genialnego projektanta gier komputerowych. Jego seria pod tytułem Matrix okazała się hitem ostatnich lat. Nie jest on jednak z siebie zadowolony – prowadzi monotonne, samotne życie i walczy ze swoimi psychozami. Czasem naprawdę nie wie co jest rzeczywistością, a co wytworem jego wyobraźni. Ma za sobą próbę samobójczą, ale obecnie tabletki i psychoterapeuta trzymają w ryzach niestabilną psychikę. Bo Tomek to w gruncie rzeczy bardzo sympatyczny, skromny facet, zawsze dzień dobry mówi i mało pije. Nie da się go nie lubić. Jest twórcą, posiada spory talent, ma najlepszego kumpla w pracy, jego szef to ambitny młody człowiek, a on sam robi spore postępy na terapiach. Któż nie chciałby wybrać takiego życia?

fot. kadr z filmu Matrix Zmartwychwstania (2021) reż. Lana Wachowski / Warner Bros.

Więcej rąbka tajemnicy na temat fabuły nie uchylę, bo pozbawiłoby to nowego Matrixa ostatniej linii obrony – tych kilku plotowych zajawek, które mogą wydać się błyskotliwe. Nie chcę się też pastwić na tym filmem, chociaż zmarnowanych dwóch godzin nikt mi już nie odda. Dlaczego definiuje ten czas jako stracony? Nowy Matrix intryguje przez pierwsze 30 minut, bo wtedy jeszcze wygrywa ciekawość na temat wydarzeń po końcu trylogii. Jednak później, prawie jak w bajce o Kopciuszku, czar pryska. Na wierzch wychodzą fabularne zapętlenia, scenariuszowe bezsensy i za długie ekspozycje, które niepotrzebnie studzą atmosferę filmu akcji. Nie pomagają tutaj absolutnie dialogi, które są czasami po prostu nędzne, bez charakteru. I tyle rzec wystarczy. Nie każcie mi więcej dźgać patykiem aspektu fabularnego tej abominacji.

Zobacz również: Spider-Man: No Way Home – Recenzja filmu. Co znaczy być Spider-Manem?

Tylko że właśnie… Matrix Zmartwychwstania filmem akcji najwyraźniej nie jest. Ta produkcja ucieka definicji akcyjniaka, aby stać się komedią romantyczną (sic!). I królestwo bym oddał, gdyby w tej komedii romantycznej pojawiłby się Tomasz Karolak, chociaż za nim nie przepadam. O ile trylogia miała niekiedy swoje małe comic relief, o tyle ten potworek (w sensie film…) jest dośmieszniany na siłę. Bo mogę wytrzymać pomysł, że film opowiada o grze, która jest rzeczywistością występującą w poprzednich filmach. Nawet jeśli oklepana fabuła-matrioszka brzmi trochę jak scenariusz na pierwszy projekt zaliczeniowy w szkole filmowej. Ale ten pomysł jest po prostu źle zrealizowany, niechlujnie i bez pomysłu. Zamykając już aspekt historii przedstawionej – wariacja na temat postaci w nowej wersji bywa ciekawa, ale fabuła traci energię. Nie będę dokładnie wytykał przez co, bo szampony powinny być bez parabenów a recenzje bez spoilerów, dlatego porzucam kąśliwy defetyzm i zostawiam to do dalszej indywidualnej oceny.

fot. kadr z filmu Matrix Zmartwychwstania (2021) reż. Lana Wachowski / Warner Bros.
Morfeusz 2.0, Bugs i nowy główny złol

Trylogia – a muszę do niej nawiązywać, bo co rusz dostawaliśmy po oczach migawkami z niej właśnie – miała wyrazistych antagonistów. Była również przełomowa, jeśli chodzi o robienie kina akcji w nowy sposób. Jak się okazuje, Matrix 4 również jest w czymś innowacyjny! Ten film ma najsłabszy, najbardziej irytujący, niepotrzebnie rozwleczony główny czarny charakter, jakiego widział srebrny ekran. Mimo że konfiguracja, koncepcja i konstrukcja (niezamierzona aliteracja…) serii dawała wiele możliwości, by złola napisać w interesujący sposób – zabrakło ewidentnie pomysłu. Jest on mdły, miałki i ma może ze dwie charakterne sceny. Nie intryguje, nie ciekawią pobudki, które nim kierują; nie chce się zaglądać za podszewkę tego kim jest naprawdę. Gargamel ze Smerfów był lepiej napisany. Poważnie.

Zobacz również: Wiedźmin, sezon 2 – recenzja. Fani sagi się spłakali

Sprawę nędznych developementowo postaci ratuje trochę Keanu, który po prostu jest… Keanu. Nigdy nie uważałem go za wybitnego aktora, ale uwielbiam go oglądać na ekranie. Taki już mam błąd Matrixa w swoim kodzie źródłowym. Jakkolwiek nowy-stary Neo jest od połowy filmu napisany nędznie i leniwie, tak miło było widzieć ten powrót i konfrontację aktora z postacią po 20 latach. Jeśli jednak mowa o talencie aktorskim – Jessica Henwick robi co może, a co do tego, że Yahya Abdul-Mateen Drugi może zagrać każdego – jestem pewien. Ta dwójka to aktorsko najmocniejsze punkty nowego wyrobu matrixopodobnego. Pozostaje jeszcze Jonathan Groff, który ewidentnie ma świetny sznyt i miło go widzieć, ale ciężko zagrać na poziomie, który opanował Hugo Weaving.

Efekty nie-za-specjalne

Przyszła pora na jeden z największych grzechów Matrix Zmartwychwstania. Efekty specjalne wyglądają właśnie… no, niespecjalnie. Jawią się znośnie jak na amerykański budżet, ale jak na Matrixa wyglądają do chrzanu. Nadal niezdrowo odbija mi się komputerowo generowane lądowanie po salcie Bugs na początku filmu. Coś co było sztandarem serii, w tej odsłonie jest mocno przeciętne. Oberwać się musi także muzyce – ze świecą szukać porządnego tła muzycznego. W zwiastunach i przez chwilę w filmie był to przyjemny remaster Jefferson Airplane – White Rabbit. Jeśli jednak chodzi o sekwencje walki, strzelaniny i wybuchy – nie przypominam sobie ani jednego akordu ani chociaż melodycznego dwudźwięku, który potrafiłby pokazać ostre kły. Na próżno poszukiwać tutaj energii znanej z Propellerheads – Spybreak! czy Clubbed to Death Roba Dougana. W tym filmie nie ma mocy. Matrix Zmartwychwstania po prostu nie jest filmem akcji – ciężko znaleźć inną linię obrony…

fot. kadr z filmu Matrix Zmartwychwstania (2021) reż. Lana Wachowski / Warner Bros.
Look how they massacred my boy…

Minęło 14 godzin, odkąd widziałem ten film, więc nie przeczę – może podchodzę za bardzo emocjonalnie, jeszcze na gorąco. Ale ten film zrobił mi krzywdę. W moim umyśle zawsze istniała ta projekcja, że Matrix jako seria i swoista marka jest naprawdę CZYMŚ. Jest jakością jedyną w swoim rodzaju, a był także awangardą jak na swoje czasy, zmienił spojrzenie na kino akcji. Zmienił to jak kręcić sekwencje strzelanin, wpłynął na sposób ujęcia choreografii bijatyk. Tymczasem Matrix Zmartwychwstania spieprzył nawet to, z czego seria była znana – efekciarskie, ale wyczute użycie bullet-time’u. Tutaj i to zostało popsute, sprzeniewierzone, sprofanowane. Nie wiem czy przez to, że dobry film Wachowskich musi tworzyć oboje rodzeństwa czy co?… Tak czy inaczej, czuję się oszukany i sprawiono mi przykrość. Recenzja ma w tym miejscu ok. 989 słów przed korektą, a to stanowczo o wiele za dużo, niż to na ile zasługuje ten film. Obejrzeć można, pewnie. Ale to już nie to samo – pazur czasu i konsumpcjonizm sprzeniewierzył i wypaczył także tą serię. Idę zapić wzbierającą mizantropię herbatką. I zrobić sobie lobotomię, może zapomnę wtedy o tym filmie.

ilustracje: mat. promocyjne/Warner Bros.

Plusy

  • Keanu, autoironia i swoiste przebicie czwartej ściany miło zaskoczyło
  • Bugs i Morfeusz 2.0 starają się ile mogą, żeby ciągnąć film
  • na całe szczęście się kończy...

Ocena

4 / 10

Minusy

  • fabuła ciekawi tylko przez pierwsze 30 minut
  • dialogi to dno, a i efekty specjalne pozostawiają trochę do życzenia
  • najbardziej niezamierzenie irytujący antagonista w historii kina
Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze