Sandman Uniwersum. Hellblazer, tom 1 – recenzja komiksu. To był prawdziwy horror

Z dojenia każdej kultowej serii oraz marki przez DC comics wychodzi wiele rzeczy. Niekoniecznie dobrych, jak konflikty w autorami czy krytyka fanów, ale suma summarum przy każdym skoku na kasę niechcący uda się zrobić coś ciekawego. Czy wydany pod szyldem Sandman Uniwersum. Hellblazer zalicza się do jednej z  niewielu przyzwoitych wpadek pazernych wydawców?

Nowy tom przygód cynicznego egzorcysty Janusza Konstantego został napisany przez znanego z historii z Sędzią Dreddem w roli głównej czy serii X-Force Simona Spurriera. Zilustrowany został nie przez jednego czy dwóch rysowników, ale aż trzech różnych artystów. Aaron Campbell znany między innymi z Green Hornet Year one. Matias Bergara i Marcio Takara, który w swoim portfolio może się pochwalić ilustracjami do takich komiksów jak Wolverine: The long night i Spawn’s Universe.

Foto. Kadr z komiksu Sandman Uniwersum. Hellblazer.

Trzech różnych artystów prezentuje w tym tomie unikalne i specyficzne dla nich style rysunków. Jedne z tych ilustracji momentami prezentują się aż i tylko poprawnie, żeby za moment pokazać nam się od strony, której nie powstydziłby się Greg Smallwood, którego prace mogliśmy podziwać z serii Moon Knight z Marvel Now.

Zobacz również: Sandman Uniwersum. Lucyfer: Diabelska komedia, tom 1 – recenzja komiksu. Piekielna historia prosto z otchłani

Niestety jednak takie zróżnicowanie rysowników przełożyło się na dość spory kontrast między kolejnymi zeszytami, który podobnie jak przy nieśmiertelnym Hulku może zlekka irytować. Bo o ile w ilustracjach Alana Campbella prezentowanych w historiach Cisza i Pośród zielonych Anglii traw nie się o co przyczepić, a nawet wręcz przeciwnie. Te z lekka psychodeliczne i sprawiające wrażenie czasem rozmazanych rysunki wpasowują się niesamowicie dobrze w klimat historii. Tak tego samego nie można powiedzieć o pracach Bergary i Takary, które momentami potrafią wyglądać karykaturalnie, a w przypadku tego pierwszego nawet i po prostu dziecinnie. Przez co czasem można odnieść wrażenia, że pomimo tonu danej historii nie czytamy komiksu z serii Black Label, a po prostu jedno z wielu odrodzeń kolorowych postaci pokoju Harley Quinn.

Sandman Uniwersum
Foto. Kadr z komiksu Sandman Uniwersum. Hellblazer.

Sama historia pisana przez Spurriera to seria opowieści wpadających dosyć mocno w klimaty horroru, która pozbawiona jest większych zwrotów akcji mających radykalnie zmienić przedstawiony w nich świat. Naszemu egzorcyście przyjdzie w nich między innymi stawić czoła końcowi świata, czy współpracować z gangsterami praktykującymi Voodoo.

Zobacz również: Sandman, tom 2: Dom lalki – recenzja komiksu. Kto tu jest czyją lalką?

Mimo faktu, że same opowiadania nie są specjalnie ambitne pod względem narracji czy próby zagłębienia się w umysł bohatera, wciąż czyta się to co najmniej dobrze. Sposób prowadzenia narracji nie zmienia niczego w serii komiksów o Januszu Konstantym. Można powiedzieć, że to po prostu powielanie czegoś, co każdy fan tej postaci zna już od początku oryginalnej serii Hellblazer. Komiks bardzo dużo zawdzięcza charyzmie cynicznego egzorcysty, którego wulgarne docinki oraz często niepoprawne komentarze sprawiają, że mimo wszystko z niecierpliwością czekam na kolejny tom Hellblazera.

Warto wspomnieć również o tym, że w odróżnieniu od wielu komiksów oznaczonych przez Egmont logiem tylko dla dorosłych, Hellblazer z Universum Sandmana faktycznie na takie logo zasługuje. Mowa tu nie tylko o wulgaryzmach, ale przede wszystkim o scenach i kadrach w klimacie gore, których jest tu całkiem sporo. I znowu się powtórzę, ale kreska Campbella robi w tych klimatach naprawdę dobrą robotę. Wszystkie sceny egzorcyzmów czy chociażby rytuałów Voodoo naprawdę dobrze oddają dynamikę postaci czy czasem potrafią też ożywić dreszcz delikatnego niepokoju unoszącego się w danej chwili.

Foto. Kadr z komiksu Sandman Uniwersum. Hellblazer.

Zobacz również: Sandman – pierwszy zwiastun serialu na podstawie komiksu

Żeby nie zakończyć tej recenzji laurką dla tego komiksu, pomówmy o wadach. Jest ich według mnie kilka, a największą z nich jest przeplatanie się z postaciami przedstawionymi w innych komiksach z Uniwersum Sandmana. I chociaż w tym tomie wielu takich przeplatanek nie ma, bo aż jeden zeszyt temu w całości poświęcony, to wciąż wygląda to jak rzecz upchnięta w historii na siłę, byleby podkreślić, że to świat Sandmana i żaden Batman zaraz się nie pojawi. Prócz tego mamy nijako napisane postacie poboczne, które zapadają w pamięć tylko jako postacie potrzebne, aby pokazać cyniczny język Johna. Samym nic praktycznie przy tym praktycznie nic nie wnosząc do fabuł opowieści, czy chociażby samych dialogów, które w ich wykonaniu wypadają lekko sztucznie i pisane na siłę byleby pchnąć fabułę do przodu.

Pierwszy tom Hellblazera z Uniwersum Sandmana ma swoje problemy. Jednak mimo wszystko ma swój klimat, który bardzo dużo zawdzięcza rysunkom Campbella oraz sprawnemu napisaniu dialogów w wykonaniu Johna Constantine’a. I co by nie mówić to momentami naprawdę ładnie narysowany horror, który czyta się całkiem przyjemnie i śmiało można go polecić każdemu fanowi tej postaci.

Plusy

  • Momentami naprawdę dobra kreska
  • Charyzma głownego bohatera

Ocena

6.5 / 10

Minusy

  • Momentami naprawdę nie pasująca do horrorowego tonu kreska
  • Nijakie postacie poboczne
  • Niekiedy wrażenie rzeczy pisanej lekko na siłę
Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze