Dying Light 2 – Recenzja gry. Światełko nadziei

Dying Light 2: Stay Human nie miało lekko. Gra miała wyjść już dawno temu. Pojawiły się jednak problemy na tle deweloperskim, a wraz z tym opóźnienia. W międzyczasie wyszedł jednak Cyberpunk 2077, wraz z nim natomiast kolejne przekładanie premiery. Gracze byli oburzeni, iż mało brakowało, by wciśnięto im bubel, a co za tym idzie, stali się bardziej nieufni. I paradoksalnie, gra CD Projekt RED okazała się być ratunkiem dla tworu Techlandu. 

Pozwolę sobie podkreślić na samym początku, że w pierwsze Dying Light nie grałem. Nie miałem niestety takiej okazji, mimo bardzo pozytywnych recenzji. Tym samym bałem się, że mimo bardziej obiektywnego spojrzenia, niesprawiedliwie ocenię np. warstwę fabularną. Na szczęście Techland to twórca doświadczony. I w Dying Light 2 pokazuje to absolutnie na każdym kroku. Co oczywiście doprowadziło finalnie do mojego pozytywnego zaskoczenia.

Zobacz również: Uncharted: Legacy of Thieves — recenzja gry. Jeden z najgorszych remasterów

dying light 2
Fot. Materiały prasowe/Techland

Fabułę części drugiej zaczynamy piętnaście lat po poprzedniku. Plaga zombie w mieście Harran została opanowana. Jednak naukowcy zaczęli badać zmutowany szczep wścieklizny, by następnie wykorzystać go w celach wojskowych. Nie wszystko jednak idzie po ich myśli. Wirus raz jeszcze uwalnia się, wywołując kolejną plagę. Tym razem na skalę globalną.

Główny bohater, Aiden przemierza skażony świat jako pielgrzym. Przez to otoczenie wokół niego jest nieufne, widząc w nim potencjalne zagrożenie. Mężczyzna ma tylko jeden cel. Chce odnaleźć swoją siostrę, z którą został rozdzielony. Jego poszukiwania doprowadzają go do miasta Villedor. Odcięte od świata, trzymające w sobie zakażonych wirusem obywateli, zmaga się z wewnętrznymi konfliktami. Determinują je trzy frakcje: Strażnicy Pokoju, Renegaci oraz Ocaleńcy. Aiden, chcąc nie chcąc, musi podjąć w trakcie swej tułaczki rozważne wybory. To one będą determinowały, czy jego misja się powiedzie.

Zobacz również: Pokemon Brilliant Diamond – recenzja gry. Nawet Pokemony doczekały się remake’u

dying light 2
Fot. Materiały prasowe/Techland

Dying Light 2: Stay Human nie jest tytułem idealnym. Ba! Wręcz w wielu miejscach czerpie z mechanik, które ostatnimi laty są przeżarte przez inne marki. Jednak w tym wszystkim trzeba przyznać Techlandowi jedno. Twórcy Ci rozumieją zombie. Mają w tym wielkie doświadczenie. Najpierw kultowe już Dead Island, następnie pierwsza część recenzowanej tu gry. Wrocławskie studio miało wiele lat, by w dogłębnie zbadać to, dlaczego ludzie boją się żywych trupów. Co tak naprawdę sprawia, że ten koncept straszy.

Produkcja ta (podobnie do poprzedniczki) stawia na kluczową rolę dnia i nocy. Podczas gdy w świetle słońca możemy czuć się w miarę bezpiecznie, tak w mroku musimy mieć się na baczności. Zombie budzą się bowiem ze snu, a nam grozi szybka śmierć.

Już na samym początku gry możemy poczuć, jak to jest zmagać się z żywymi trupami po ciemku. Twórcy nie chcą, byśmy unikali zabawy w nocy. Wręcz sami popychają nas, by ryzykować. Z jednej strony mamy tutaj świetne etapy skradankowe, gdzie jeden krok może zadecydować o powodzeniu misji. I naprawdę czuć w tym presję i emocje. Na karku miałem oddech każdego śpiącego umarlaka, obok którego przechodziłem. Nawet spoglądając z wysokości, jednocześnie stąpając po cienkiej powierzchni, bałem się reakcji zombie. Mrok, neony, świetne designy lokacji, przeciwników. To wszystko spaja się w solidnie skonstruowany świat, w który nietrudno się wciągnąć.

Z drugiej strony jednak noc dość szybko przestaje być wyzwaniem. Gdy na początku pot nerwowo spływał z czoła, tak później wycieczka przez hordę była zwyczajnym w mych oczach elementem rozgrywki. Poziom trudności wraz z progresem się rozmywa. Nieuważny gracz dalej będzie zagrożony, jednak Dying Light 2 mimo upiornie dobrego klimatu, z czasem traci jego cząstkę, a szkoda.

Zobacz również: Inscryption – Recenzja gry. Geniusz gatunkowej żonglerki

Fot. Materiały prasowe/Techland

Eksploracja świata w produkcji studia Techland została dopieszczona do perfekcji. Villedor to miasto pełne sekretów, znajdziek, questów i innych aktywności pobocznych. Trudno tutaj o nudę, a już tym bardziej o brak treści. Z pomocą lornetki sami mamy możliwość szukać ciekawych lokacji, do których możemy się udać, gdy tylko ochota nas poniesie. Ten prawdziwie otwarty świat wręcz skonstruowany jest, by nie trzymać się kurczowo ścieżki fabularnej. Bo to właśnie w zakamarkach, na dachach gdzieś wysoko, bądź pod ziemią, tam znajdują się prawdziwe walory Villedor.

W dodatku pomaga tu system przemieszczania się, dopracowany w każdym calu. Parkour w Dying Light 2 to czysta przyjemność. Gracz nie czuje, że produkcja specjalnie spowalnia go, by świat wydawał się większy, niż jest. Wręcz przeciwnie! Cała ta dynamika ruchu sprawia, że aż chce się odkrywać więcej. Budowa miasta jest przystosowana do tego, by jak najbardziej płynnie przechodzić z miejsca w miejsce. Naprawdę trudno o momenty, gdzie traci się poczucie płynności w poruszaniu się po lokacjach. Twórcy zrobili kawał dobrej roboty, przygotowując tak sensowny, acz prosty i diabelnie przyjemny system parkour.

Poruszanie się po Villedor nie obędzie się jednak bez walki. Jeżeli nie z zombie, to z ludźmi. System ten został przygotowany poprawnie. Nie jest on wybitny. Z samego początku sprowadza się tylko i wyłącznie do machania bronią obuchową i parowaniu ciosów. Z biegiem rozgrywki Aiden otrzymuje więcej opcji, by siać zniszczenie, choć w dalszym ciągu nie jest to nic wybitnego. Daleko tu od goryczy, lecz wciąż czegoś tu brakowało.

Zobacz również: GTFO – Recenzja gry. Kazi! Spier…

dying light 2
Fot. Materiały prasowe/Techland

Co jednak w Dying Light 2 zostało zrobione najlepiej, to interakcje między postaciami. To jak się ze sobą komunikują, to jak napisane są linie dialogowe, poziom one-linerów. Już dawno nie miałem okazji szczerze zaśmiać się z prostej rozmowy dwóch postaci w grze. Dzieło Techlandu to zmieniło. Z przyjemnością rozgrywa się wątki poboczne, poznaje nowych bohaterów, obcuje z frakcjami. Ta właśnie cecha trzyma gracza przy fabule. Z tą samą wielką przyjemnością słucha się o wewnętrznych problemach Villedor, jak i o osobistych porachunkach. Pomijanie dialogów to wręcz grzech, przy tak dobrze napisanym scenariuszu…

Który jednak ma swoje wady w paru miejscach. Główna linia fabularna nawiązuje tutaj do klasyków gatunku. Jednak po czasie nie sposób nie odnieść wrażenia, że najwięcej pracy i kreatywności pokładano w aktywnościach pobocznych. W żadnym wypadku historia Aidena nie jest tragiczna. Zdarza się, że ma swoje momenty. Lecz finalnie nie dowozi.

Zobacz również: Iron Harvest Complete Edition – recenzja gry. Na Polanina mocnego ni ma

Fot. Materiały prasowe/Techland

Dla wielu graczy problemem może okazać się brak slotów na zapis gry, jak i niemożność we wczytaniu historii z dowolnego jej momentu. Mnie osobiście taki zabieg się podobał. Każda decyzja w tej produkcji ma swoje konsekwencje, dzięki temu nie mamy pokusy, by w następnym podejściu wyjść na lepszych/gorszych. Na myśl przewodzi to The Walking Dead od Telltale Games. Jednak w przypadku Dying Light 2, mówimy o produkcji z nastawieniem na eksplorację i dużą dawkę akcji. Nie trudno tu o pominięcie czegoś istotnego po drodze. Brak możliwości wczytania i zapisu w dowolnym momencie dla niektórych może okazać się uciążliwym.

Samo wykonanie techniczne pozostawia wiele do życzenia. Najpewniej, gdy czytacie tę recenzję, części napotkanych przeze mnie błędów już nie uświadczycie (i całe szczęście). Co nie zmienia faktu, że takowe istnieją i nie powinny trafiać do nikogo jako finalny produkt. Żyjemy jednak w czasach, gdzie niedopatrzenia można załatwić patchem. A Techland łata co się da w naprawdę szybkim tempie (już w chwili ogrywania przed premierą uświadczyłem aktualizacji do np. wersji 1.04). Błędy te nie są w większości rażące, bardziej wybijają z immersji, jednak gdzieniegdzie znalazły się problemy, przez które produkcja była bardzo ciężka do przechodzenia.

Co do aspektów wizualnych nie ma większych zastrzeżeń. Twórcy uroczyli nas klimatycznymi i estetycznymi widokami. Eksploracja cieszy oko, a każda okazja, by porozmawiać z postacią, nie odstrasza mechanicznymi i mało żywymi animacjami. Piękne oświetlenie, cudowne modele, różnorodność oraz przede wszystkim pieczołowitość. Klasa!

Zobacz również: Shin Megami Tensei V – recenzja gry. Nie, to nie jest kolejna Persona

Fot. Materiały prasowe/Techland

Finalnie Dying Light 2 prezentuje się naprawdę solidnie. Choć nie do końca dopracowane i miejscami kulejące fabularnie, doświadczenie to pozostanie w mej pamięci. Bo produkcja ta ma swój własny, solidny klimat. I aż chce się obcować z nią więcej. A kto wie, gdyby nie Cyberpunk 2077 może dostalibyśmy coś niegodnego tejże oceny. Na szczęście tak się jednak nie stało. A teraz pozwólcie, ale chyba wejdę w buty Aidena jeszcze jeden raz.

Plusy

  • Niesamowicie napisane dialogi między postaciami
  • Świetny klimat i budowa świata
  • Parkour daje masę funu

Ocena

7.5 / 10

Minusy

  • W pewnym momencie zombie nie stanowią większego zagrożenia
  • Dużo błędów przeszkadzających w grze
  • Jeden slot na zapis może odpychać
Adrian Hirsch

Miłośnik sztuki i popkultury w jednym. Najpierw ponarzeka na obecny stan Gwiezdnych Wojen, by następnie pokontemplować nad pisaną przez siebie postacią. Pozytywnie nastawiony do świata, choć nie brak mu skłonności do ironizowania rzeczywistości.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze