Ranking seriali MCU

Kinowe Uniwersum Marvela mocno uderzyło w mniejsze ekrany. Z wielkobudżetowych filmów kinowych twórcy rzucili się na… wysokobudżetowe seriale. Sprawdziliśmy je i wspólnie podjęliśmy decyzję, które Disneyowi wyszły całkiem nieźle, a które seriale MCU to była po prostu pomyłka.


10. She-Hulk


Uwaga Panie i Panowie, na sam początek złoty medalista, tyle że w kategorii najgorsze z najgorszych. Zaczynamy z grubej rury, od serialu, który był ostatnią odcinkową produkcją czwartej fazy. Serial który osiągnął kompletne jakościowe dno i ustanowił nowy rekord w kwestii tworzenia słabych historii. Opowieść o kuzynce Bruce’a Bannera, stanowiąca genezę damskiej wersji Hulka z początku wyglądała obiecująco. Jednak z odcinka na odcinek przełamywane były kolejne bariery żenady, niczym mozolne i nic nie wnoszące łamanie 4. ściany przez główną bohaterkę. Fabuła, ledwo ze sobą powiązana, zmierzała donikąd, bohaterowie byli ośmieszani, nie dało się ich polubić. Nie wspomnę nawet o efektach CGI, które były na tak słabym poziomie, że nie dorastały do pięt filmom sprzed 20 lat. Dzieła zniszczenia dopełnił tragikomiczny finał, który zdissował sam siebie, udowadniając światu, że twórcy nie wiedzieli jaką drogą mają podążyć. Niestety, She-Hulk obnażyło fakt, że MCU boryka się obecnie z naprawdę dużymi problemami…


9. Tajna Inwazja


Następnie serial który zaczął się całkiem nieźle, i zapowiadał na wyjątkową produkcję, która przełamie schemat. Jednak dalej była tylko równia pochyła. Z odcinka na odcinek produkcja zaczęła tłuc się na pięści z She-Hulk o miano najgorszego serialu MCU. Finalnie kilka elementów sprawiło, że Tajna Inwazja wskakuje kilka oczek wyżej od poprzedniczki. Nie znaczy to jednak że nie zostanie zapamiętana jako coś tragicznego. Szumnie zapowiadana opowieść o inwazji wrogiej frakcji zmiennokształtnych kosmitów – Skrulli – którzy od lat infiltrują Ziemię była totalnie niedopasowana do formy. Potencjał krył się tu na filmową historię, jednak nie to sprawiło że projekt legł w gruzach. Dziwaczne zabiegi fabularne, głupotki i robienie z widza kretyna sprawiło, że serial oglądało się to niezwykle ciężko.


8. Echo


Choć Marvel po serii niewypałów starał się wyciągnąć lekcję z własnych błędów i wyjść obronną ręką z trudnej pętli porażek w jakiej się znalazł, pokazał jedynie, że na obietnicach dobrej rozrywki temat się kończy. Echo to kolejna instrukcja i przykład tego, jak NIE powinno się tworzyć seriali. Z nową bohaterką otrzymaliśmy, jak to mówią same old shit. A cała ta nadzieja w tym, że MOŻE jeszcze kiedyś dostaniemy jakiś dobry serial MCU po raz kolejny umarła. Coś, co ciężko zrozumieć to niezbyt przemyślana decyzja twórców o zupełnie niepotrzebnym i niepasującym do bohaterki wątku nadprzyrodzonym, który w finale odblokowuje istną lawinę głupoty. Może nie tak idiotyczną jak ostatnie starcie z Tajnej Inwazji, ale cóż – było blisko.


7. Ms. Marvel


Kamala Khan to zwykła dziewczyna, chodząca do liceum. Ma przyjaciół, cele i troskliwą rodzinę. Nagle przez tajemniczą bransoletę odkrywa swoje prawdziwe pochodzenie i historię przodków. Fabuła brzmi dość intrygująco. Z Ms. Marvel jest jednak spory problem. Nie można temu serialowi odmówić efektu feel good i feerii barw przy licznych nawiązaniach do kultury muzułmańskiej. Przy w miarę atrakcyjnej folklorowej skorupie brakuje mu jednak czegoś znacznie ważniejszego – fabularnego kręgosłupa.

Mimo niektórych fajnie zrobionych elementów, serialu nie można określić mianem „dobrego”. CGI pozostawia bardzo wiele do życzenia. Muzyka nie zostaje z nami na dłużej, a kinematografia plasuje się na chyba ostatniej pozycji wśród dotychczasowych produkcji Marvela. Moce Kamali prezentują się mało atrakcyjnie, podobnie inne efekty specjalne. Niski poziom produkcji wynika również z infantylnego poziomu rozrywki, zbliżonego chociażby do… serialu Hannah Montana. Produkcja skierowana była do młodych widzów, nie wprowadziła niestety żadnej nowości, a potencjał uwielbianej przez wielu fanów postaci został doszczętnie zmarnowany.


6. Hawkeye


Hawkeye kolejna solowa historia jednego z członków drużyny Avengers, niestety niezbyt udana. Czuć na każdym kroku powalająca wręcz nierówność odcinków, pod względem technicznym i fabularnym, które momentami przypominają tanie produkcje ze stacji CW. Chociaż serial ma sporo minusów to Piotr Adamczyk zdołał porwać nie tylko Jeremy’ego Rennera, ale również nasze serca. Mimo swoich polskich wstawek nie uratowało to jednak serialu. Podobnie jak nie uratowało go finałowe starcie na lodowisku. Mimo cudnych efektów, jak na serial o takim tytule to zdecydowanie ZA MAŁO. Wciąż łucznikiem numero uno pozostaje ten zielony z DC. Bardzo pozytywnie wypadła tutaj natomiast ta żeńska część obsady –  między rosyjską najemniczką a młodą Hawkeye’ową było sporo chemii i zabawnych momentów. Yelena zrobiła bardzo dobrą robotę, a wplecenie jej w historię było akurat ważnym elementem postaci Burtona.


5. Loki


Loki to serial, który ma wiele świetnych momentów. Jednym z takich była relacja Lokiego jego żeńskim odpowiednikiem. Sylvie kradnie tu show pod względem aktorskim. Jednak nawet mimo jej roli oraz aligatora Lokiego serial ma bardzo duży minus. Tak naprawdę przez cały sezon można odnieść wrażenie, że cały serial powstał tylko po to, aby chamsko przywrócić postać do świata żywych.

Zobacz również: Peacemaker – recenzja serialu. Hard Rock and Black Ops.

Mimo, że serial pozwolił się Hiddelstonowi wyszaleć w roli Lokiego, a sam bohater mógł spojrzeć na siebie z szerszej perspektywy, pozwoliło mu to na ponowną przemianę ze złoczyńcy w pozytywny charakter. Kolejny wymuszony powrót i wymuszone ożywianie. Kolejną negatywną kwestią jest fakt, że fabularnie niewiele się tutaj dzieje. Nie licząc rozbijającej czaszkę końcówki, która wstrząśnie i nieźle zamiesza w Kinowym Uniwersum, można było się nieziemsko wynudzić. I nawet ciekawie wykreowana retro organizacja strażników czasu to za mało by podbić Lokiemu wynik w tym rankingu. Masa easter eggów, które motywowały znawców Uniwersum do bacznego wypatrywania kolejnych smaczków to tutaj jeden z większych plusów.


4. What If…?


Alternatywne animowane historię przygód, które widzieliśmy w filmowej serii to było coś naprawdę obiecującego i dającego nadzieję na odjechane historie. Dla wielu okazało się jednak absolutnym rozczarowaniem w temacie seriali MCU. Zmarnowana okazja do wykreowania naprawdę szalonych odcinków, których nie musiałaby blokować konieczność przyporządkowania pod bieżące wydarzenia filmowe. Było tu kilka naprawdę mocnych epizodów, reszta to jednak ciekawe założenia, które niewiele wniosły, a tym bardziej – można to było zrobić lepiej. Poza Evil Doctorem Strangem i odcinkiem o Zombie (a i tutaj redakcja nie jest jednomyślna) reszta odcinków była stłamszona i przyćmiona. Chyba najbardziej nierówny serial jaki spod szyldu Marvela wyszedł.


3. Moon Knight


Pierwsza ekranizacja przygód Marca Spectora, nocnego obrońcy. Świetnie nakręcona produkcja wprowadza nas w szalony świat głównego bohatera… A raczej bohaterów. Szybko bowiem zaczynają się nam porównania do takich historii jak chociażby Fight Club, w którym mamy do czynienia z utrapioną przez własny umysł postacią. Poznajemy różne oblicza Marca, następnie jego wyjątkowe umiejętności. Serial jest bardzo dobrze napisany i zagrany, Oscar Isaac robi fenomenalną robotę odgrywając tytułowego superbohatera i jego liczne inkarnacje. W środku opowieść co prawda nieco zwalnia, jednak bardzo dobry klimat i kreacje aktorskie sprawiają, że to jeden z lepszych seriali MCU.


2. WandaVision


Pierwsza kanoniczna produkcja serialowa MCU to bardzo ciekawy i nietypowy pomysł na wykorzystanie mocy Wandy Maximoff, poprzez skakanie z epok do epoki w serialach telewizyjnych, gdzie każdy kolejny odcinek przybliża nas do czasów obecnych. Od samego początku widz ma na twarzach typowe „WTF” i to tak potężne, że dwa pierwsze odcinki mimo ciekawej tajemnicy… potrafią nudzić. Ciekawie zaczyna się dopiero później, gdy z cienia wychodzi zła strona natury głównej bohaterki, a mimo to wciąż nie wszystko jest dla nas jasne. Tutaj akurat z odcinka na odcinek było coraz lepiej. Jednak finał był bardzo typowy dla całego MCU – emocjonującą walkę z przeciwniczką (na którą to potyczkę widać, że poskąpiono większego budżetu), kilka wzruszeń i zwrotów akcji, masa wybuchów. Czy to dobrze? Musicie ocenić sami, bo to jest totalne odwrócenie klimatu z reszty odcinków. Jedni bawili się na tym wyśmienicie, innych to męczyło, bo niekoniecznie do całej konwencji pasowało.

Jedno jest pewne – serial skradła Agatha Harkness, której komiczność, charyzma, a na koniec groza otworzyła drogę do kontynuacji przygód w postaci solowego serialu, na który – jak się nam wydaje – wszyscy czekają.


1. Falcon and The Winter Soldier


Dotarliśmy do złotego medalisty. Czy raczej medalistów. Nienawistny duet z Civil War okazał się rewelacyjnym przepisem na udany serial szpiegowski. Sam i Bucky niechętnie łączą siły by powstrzymać grupę terrorystyczną, powstałą w konsekwencji superbohaterskich działań w Endgame. Sporo akcji, genialna chemia między głównymi bohaterami. No i tańczący Zemo. Tutaj prawie wszystko zagrało. I co najlepsze, nie było tak drastycznych rozbieżności między odcinkami. W wielu serialach MCU można by było po prostu wykroić niektóre odcinki i nikt by sie nie zorientował. Tutaj z kolei całość trzymała się kupy, mimo, że akcja czasem drastycznie zwalniała.

Zobacz również: Popkulturowy przegląd miesiąca – najciekawsze premiery filmów, gier i komiksów marca

Przygody tego duetu nie były pierwszym wyborem wszystkich, jednak wielu fanów czekało na kontynuację ich wspólnych poczynań po tym, jak zobaczyliśmy ich dogryzki z Civil War. Obu też przyświecał cel kontynuowania misji Steve’a Rogersa. Sam i Bucky okazali się mimo wszystko naprawdę do siebie pasować, dostarczyli wielu ciekawych interakcji opartych właśnie na dziedzictwie Kapitana Ameryki, a jednocześnie każdy z nich wykorzystał ten serial, do rozpoczęcia swojego nowego epizodu w życiu. Negatywnie wyszło niestety naprawdę słabo nakreślona organizacja Flag Smasherów. Powrót Barona Zemo, świetne wprowadzenie U.S. Agenta do MCU i zapadający w pamięć Isaiah to z kolei zdecydowanie silne punkty tej produkcji. Poza tym, tak po prostu, to dobrze było zobaczyć coś bardziej przyziemnego, bez tej magii i kosmicznych zagrożeń.

Ranking przygotowali:

Czarek Szyma

Krystian Wierzbicki

Piotr Płażewski

Czarek Szyma

#geek z krwii i kości. Miłośnik filmów, seriali i komiksów. Odwieczny fan Star Wars w każdej formie, na drugim miejscu Marvela i DC Comics. Recenzent i newsman. Poza tym pasjonat wszelakich sztuk walki, co zapoczątkowało oglądanie akcyjniaków w hurtowej ilości. O filmach i serialach hobbystycznie piszę od kilku lat. Ulubione gatunki to (oczywiście) akcja, fantasy, sci-fi, kryminał, nie pogardzę dobrą komedią czy dramatem.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze