Undertale – Czyli jak porwać tysiące graczy

Zobacz również: Ghostwire: Tokyo – Recenzja gry. Uwierz w ducha

undertale
Fot. Materiały prasowe/Undertale

Rozgrywka sama w sobie jest niewiarygodnie prosta. Jeżeli ktoś z was grał w produkcje stworzone w RPG Makerze będzie doskonale wiedział o jakim typie zabawy mowa. System RPG opiera się na ulepszaniu postaci poprzez zbieranie doświadczenia i nowego uposażenia. Ważne jest również zbieranie zasobów, które służą leczeniu, gdyż przy trudniejszych starciach potrafią się przydać. Uświadczymy również bardzo prostych łamigłówek, których rozwiązanie daje dużo satysfakcji…i miejscami trochę śmiechu.

Walka natomiast prezentuje się nieco ciekawiej. Albowiem prosty system turowy został urozmaicony o elementy zręcznościowe. I kto grał, ten wie co to smak frustracji. Gdy przeciwnik chce nas ubić, menu pojedynku zmienia się diametralnie w kwadratową arenę, a w jej środku znajduje się czerwone serduszko — nasza dusza. Musimy nią sterować i jednocześnie omijać ataków, które na nas nadlatują. A to miejscami jest piekielnie trudne i wymaga kilku prób, by nauczyć się pewnych patentów na pamięć.

I gdy jesteśmy przy walce, warto przeanalizować jedną z warstw Undertale. Jedną z rzeczy poddanych wyśmianiu jest sama walka. Kto bowiem kazał nam atakować przeciwników, skoro możemy ich…oszczędzić. I ta forma rozgrywki jest nam mocno zasugerowana jako, ta, którą powinniśmy dzierżyć. Ale z drugiej strony możemy walczyć klasycznie. I tu dochodzi do ważnego aspektu gry. Każdy wybór ma znaczenie. Nawet ten najmniej istotny. Wolność wyboru jest tylko wyborem, który zostanie poddany osądowi. Dlatego w gruncie rzeczy możemy robić, co chcemy.

Zobacz również: Total War: Warhammer III – recenzja gry. Stary świat pogrążony w chaosie

Fot. Materiały prasowe/Undertale

Prawdziwym mistrzostwem świata jest muzyka. Co prawda Toby Fox zajmował się każdym aspektem produkcji gry, jednak zwłaszcza udźwiękowienie pokazało jego wielki talent.

Soundtrack do Undertale jest pierwszym, który porwał mnie do reszty. Pierwszym, który natychmiastowo pobrałem na telefon i słuchałem do upadłego. Ciężko o tak dobre połączenie ciekawych brzmień z emocjonalnym bagażem. A przecież ani razu nie uświadczymy w piosenkach tekstu. Okoliczności, w których się jednak pojawiają, są tak znaczące, że słuchając kawałków, emocje wracają jak bumerang.

Muzyka to pokaz doskonałej syntezy stylu retro, nowoczesności i doskonałego dopasowania do konwencji, jaką się obrało. Może to nie ten sam przypadek, co Doom z 2016 roku, gdzie gra była teledyskiem do każdego utworu. Ale to na pewno jeden z najbardziej kreatywnych soundtracków w gamingu. Stworzony z sercem, pełną świadomością tworu. Tak się dzieje, gdy twórca obejmuje pełną pieczę nad każdym aspektem.

Zobacz również: LEGO Gwiezdne Wojny: Saga Skywalkerów – recenzja gry. Nostalgia jest silna w tym tytule

Fot. Materiały prasowe/Undertale

UWAGA SPOILERY!


Jak już wcześniej wspominałem, od 2015 roku po dzień dzisiejszy powstało zatrzęsienie filmów z teoriami na temat fabuły. A przecież ta nie może być skomplikowana w tak prostej i małej grze prawda…prawda?

No i właśnie dochodzimy do ograbienia Undertale z kilku kolejnych wartsw. Pełne doświadczenie dostejemy, gdy postanowimy przejść grę minimum trzy razy. Pierwsze przejście jest normalne, zakłada pełną dowolność czynów. Gra wie, że obcujemy z nią po raz pierwszy. Dlatego na samym końcu dana nam jest szansa. Możemy spróbować raz jeszcze. Z pełną świadomością o tym, że każdy czyn ma konsekswencje, wiedząc, co musimy zrobić, by odkryć całą prawdę. I człowiek czuje potrzebę, a wręcz obowiązek, by ją zgłębić. Postacie są bowiem tak fantastycznie napisane, że przywiązanie się do nich nie jest wcale takie trudne.

Tym samym odpalamy grę jeszcze raz. Wpisujemy imię naszej postaci (najlepiej znów takie, jakie pierwotnie) i zaczynamy od nowa… no właśnie. Czy na pewno od nowa?

Zobacz również: Martha is Dead – recenzja gry. Faszyzm, spacery, zdjęcia i duchy

Fot. Materiały prasowe/Undertale

Mamy okazję naprawić swoje błędy, ocalić wszystkich. Wybieramy więc ścieżkę pacyfisty, czyli tą, którą gra proponuje nam od samego początku. I bardzo szybko dowiadujemy się, że ta droga jest cięższa, niż poprzednia. Wymaga od nas bowiem zerowej progresji, w ramach coraz większego poziomu trudności. Co prawda znamy większość sztuczek przeciwników na pamięć, dlatego nasza zręczność jest lepsza. Jednak w dalszym ciągu jest to piekielnie trudna przeprawa.

W trakcie rozgrywki dowiadujemy się ciekawych rzeczy na temat postaci. Wszyscy wydają się być…szalenie sympatyczni i dobrzy. Skrzywdzeni przez system rządów w podziemiu i chcący miłości, zrozumienia, przyjaźni. To wszystko możemy im zaoferować. Toriel to wyrozumiała matka, która została złamana w przeszłości. Sans jest bardziej niepokojący, niż mogło się wydawać na początku. Papyrus nie ma żadnych przyjaciół (mimo posiadania brata). Undyne mimo socjopatycznych zapędów jest po prostu oddana i pragnie wykonywać swoją pracę jak najlepiej. Alphys jest nieśmiała i potrzebuje kogoś, kto pochwali jej ciężką pracę. Asgore tracąc dziecko, zaprzepaścił cząstkę siebie, a Asriel…

No cóż. On sprawił, że przechodząc run pacyfistyczny, popłakałem się na końcu. To bohater, który przyjął na siebie całe zło ze wszystkimi konsekwencjami. Jego dobro da się jednak wydobyć. Postać morderczej rośliny to tylko powłoka, pod którą kryje się dziecko o dobrym sercu. Tym samym dowiadujemy się, co tak naprawdę doprowadziło do wojny. I potwory nagle stają się bardziej ludzkie, a ludzie potworniejsi. Objawia nam się historia miłości, przyjaźni i poświęcenia. Pełna łez i bólu. A gracz może skończyć grę zalany łzami, pełen satysfakcji, że ocalił każdego. Albo…

Zobacz również: Gran Turismo 7 – recenzja gry. Znajdź swoją drogę

Fot. Materiały prasowe/ Undertale

Albo zacząć raz jeszcze. Tak, jest możliwość pokonania hard mode, gdy wpiszemy w imię postaci „Frisk”. Nie na tym jednak się skupimy. Załóżmy, że w polu tym wpiszemy tym razem imię jednej z postaci. Tej, której poznać nie mogliśmy osobiście. tej, o której dowiadujemy się dopiero wybierając bezkompromisowe dobro. Zapnijmy więc pasy i wpiszmy imię dziecka Asgore’a i Toriel. Chara.

Genocide run. Sposób przechodzenia gry, który boli na samą myśl. Trzeba tu zapomnieć o przywiązaniu do postaci głównych i pobocznych. O wszelkich sympatiach i granicach. Jesteśmy potworem. Mamy zabijać. Wszystkich. Mamy wręcz do dyspozycji licznik ilu przeciwników nam zostało. A gdy skończymy robotę, zostaniemy nagrodzeni informacją, że nikogo już nie ma. Mamy podejmować najgorsze decyzje. Nie mieć skrupułów… I za to gra w pewien sposób nas nagradza. Jak? Prawdą.

Dowiadujemy się bowiem więcej na temat tego, czym w sumie jest „zapis” w Undertale. A Flowey, który przecież jest głównym „złym” w produkcji…zaczyna się nas bać. Powoli zaczynamy rozumieć co robił Gaster, poprzedni nadworny naukowiec, nim ten sam urząd objęła Alphys. W dodatku fabuła, którą odkryliśmy wcześniej zdaje się być swego rodzaju kłamstwem. Albo może sprawiedliwiej byłoby napisać, niedomówieniem. Asriel dalej jest bohaterem o czystym sercu, jednak Chara, czyli przybrane ludzkie dziecko Toriel i Asgore’a zdaje się być PRAWDZIWYM złoczyńcą. Sprawcą całego zła. I ten twist jeszcze bardziej potęguje okropieństwo, jakim charakteryzują się ludzie, będącym bohaterem zbiorowym gry.


DALSZA CZĘŚĆ ARTYKUŁU ZNAJDUJE SIĘ NA NASTĘPNEJ STRONIE!


Strony: 1 2 3

Adrian Hirsch

Miłośnik sztuki i popkultury w jednym. Najpierw ponarzeka na obecny stan Gwiezdnych Wojen, by następnie pokontemplować nad pisaną przez siebie postacią. Pozytywnie nastawiony do świata, choć nie brak mu skłonności do ironizowania rzeczywistości.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze