Szafa i Pierścień, czyli Lewis i Tolkien – o historii pewnej przyjaźni, część 2

A oto część druga historii przyjaźni między Tolkienem i Lewisem. Tutaj znajdziecie część pierwszą artykułu!


Szafa i Pierścień


Druga Wojna Światowa zburzyła spokojne życie większości mieszkańców Wielkiej Brytanii. Tolkien i Lewis byli za starzy, by zaciągnąć się na front. Starali się, pomimo wojny, prowadzić w miarę uporządkowane życie. Ten pierwszy dzielił czas między pracą na Uniwersytecie, a pisanie “nowego” Hobbita. Od czasów sukcesu Hobbita, czyli tam i z powrotem, wydawca nalegał na kontynuację przygód Hobbitów i Tolkien w końcu uległ namowom. Powieść o której początkowo myślał jako o kolejnej części Hobbita, kilka lat później stała się Władcą Pierścieni.

Zobacz również: Najlepsze filmy lat 70-tych

Lewis w międzyczasie skupił się na występowaniu w audycjach radiowych. Za pośrednictwem radia prowadził swoją nieco agresywną misję ewangelizacji społeczeństwa. Grzmiał, że przyczyną toczącej się wojny nie było nic innego, jak odejście ludzi od wiary, porzucenie przez nich starych wartości i zasad. Tolkienowi nie podobało się zachowanie przyjaciela, co zresztą dał mu jasno do zrozumienia.

Kolejną kością niezgody okazał się zarys nowopowstającej powieść Lewisa, której bohaterami jest czwórka dzieci przechodząca przez szafę do magicznej krainy. Tolkien zarzucił tej historii to samo, co zarzucał Błądzeniu Pielgrzyma. Zdecydowanie za dużo alegorii i odwołań do chrześcijaństwa. Trudno było mu, jako pisarzowi bardzo pilnującemu szczegółowości i spójności tworzonego świata, zrozumieć czemu Lewis umieścił obok pogańskich faunów i nimf wyraźnie chrześcijańską postać Świętego Mikołaja. Przecież to nie miało sensu! Niechętnie odnosił się też do dziecięcych bohaterów i pomysłu pisania “baśni” dla dzieci. Jego zdaniem baśnie i legendy oraz będąca wytworem tych gatunków literatura fantasy powinna być skierowana głównie do dojrzałego czytelnika. Tolkien chciał, żeby to dorośli czytali baśnie, gdyż były one dla niego utworami niosącymi prawdę i “wartości Starego Zachodu”, zawierały ważny przekaz z przeszłości. Z tych powodów pisał Władcę Pierścieni jako czerpiącą elementy z romansu rycerskiego baśń dla dorosłych. Władca Pierścieni miał być wiarygodną opowieścią o mitycznej przeszłości Europy, świecie, który przeminął.

Lewis w większości podzielał jego poglądy jednak nadal bronił swojej koncepcji. Twierdził, że powstająca powieść nie jest tak pełna alegorii, jak mogłoby się wydawać. W trylogii kosmicznej starał się odpowiedzieć na pytanie jak mogłoby wyglądać pozaziemskie życie i co oznacza istnienie pozaziemskiego życia dla chrześcijan. Opowieści z Narnii miały być próbą odpowiedzenia na pytanie: gdyby istniały alternatywne światy, to jak chrześcijański Bóg mógłby się w nich objawić. Zdaniem Lewisa mógłby przybrać postać lwa. Biorąc to pod uwagę Lew Aslan nie jest jedynie alegorią Chrystusa, lecz samym Chrystusem.

Zobacz również: Koło Czasu – recenzja epizodów 1-3. Amazon znalazł swoją Grę o Tron?

Zarzuty ze strony Tolkiena nie powstrzymały Lewisa przed pisaniem powieści dla dzieci, w której widział najlepszą formę sztuki dla tego, co chciał powiedzieć i po wojnie, w 1949 roku ukazuje się pierwsza część Opowieści z Narnii – Lew, Czarownica i Stara Szafa.

Tolkien mozolnie pisał dzieło swojego życia. W tym okresie Inklingowie stanowili dla niego ogromne i cenne wsparcie. Stąd też niemiłym zaskoczeniem był pewien incydent w klubie wiosną 1947 roku. Legenda głosi, że jeden z członków Inklingów, Dyson znudził się ciągłym słuchaniem opowieści o elfach i zaprotestował, gdy Tolkien chciał odczytać następny fragment swojej powieści. Jeśli Tolkien poczuł się urażony to nie dał tego po sobie poznać, za to zaczął rzadziej pokazywać się na spotkaniach Inklingów. Spotkania zostały ostatecznie zawieszone około 1950 roku.

Po rozwiązaniu się grupy Tolkien, jak nigdy wcześniej potrzebował wsparcia Lewisa, by ukończyć Władcę Pierścieni. Jack oczywiście mocno go wspierał i motywował, pomimo iż na ich przyjaźni pojawiało się coraz więcej rys. Prace nad powieścią zakończyły się 1949 roku, choć Tolkien poświęcił jeszcze parę lat na pisanie załączników.

Zobacz również: Diuna – recenzja książki. Klasyka science-fiction

Władca Pierścieni ostatecznie został wydany w latach 1954 – 1955. Ze względu na swoją objętość podzielono go na trzy części – Drużyna Pierścienia i Dwie Wieże ukazały się w 1954 roku, natomiast Powrót Króla w 1955 roku. Tolkien w przypływie szczerości wyznał, że płakał nad zakończeniem powieści i dał z siebie wszystko, by napisać ją taką, jaka jest:Napisałem go [Władcę Pierścieni] własną krwią, taką, jaka jest. Inaczej nie potrafię. Szybko rosnącą popularność Władcy Pierścieni skomentował tym, że niezmiernie cieszy się, że potwierdziła się jego wiara w to, iż baśń jest rzeczywiście gatunkiem dla dorosłych, a nie dla dzieci i że istnieją czytelnicy, którzy cierpią na brak takich właśnie książek.


Joy


Życie Tolkiena po Władcy Pierścieni jako tako wróciło do normy. Stał się bardziej znaną osobą i musiał zmierzyć się ze sławą, która rosła wraz z rosnącą popularnością jego powieści. Tak poza tym starał się skupić na pracy zawodowej oraz dalszym tworzeniu Silmarillionu.

Większych zmian doświadczył Lewis, który pisał kolejne części swoich Opowieści z Narnii. Co więcej, otrzymał propozycję objęcia katedry w Cambridge i po namowach Tolkiena, zdecydował się na nią. W tym czasie związał się z Joy Davidman.

Zobacz również: Nie takie polskie fantasy straszne… Przypadek Odwróconej góry albo filmu pod strasznym tytułem

Joy była pochodzącą z Nowego Jorku poetką i pisarką. Już dużo wcześniej korespondowała z Lewisem, zaś po rozwodzie z niewiernym mężem zdecydowała się przenieść z synami do Anglii. Lewis początkowo traktował ją jak koleżankę po piórze, lecz z czasem przyjaźń przerodziła się w coś więcej. Tolkien dostrzegał coraz większą zażyłość między tą dwójką i niezbyt mu się ona podobała. Dla niego, katolika, sakrament małżeństwa był nienaruszalną świętością, toteż w jego perspektywie zalecanie się czy wiązanie się z rozwódką uchodziło za coś niestosownego. Lewis miał bardziej liberalne podejście do tych spraw. Ku niezadowoleniu przyjaciela i paru innych konserwatywnych znajomych, wziął z Joy ślub cywilny. Oliwy do ognia dodał fakt, że nawet nie poinformował Tolkiena o zawarciu związku oraz to, że zawarł go głównie po to, by Joy otrzymała brytyjskie obywatelstwo.

Szafa i Pierścień
Rzeźba Lewisa w jego rodzinnym mieście Belfaście

Tolkien był zbulwersowany i najpewniej odbył kilka – niekoniecznie przyjemnych – dyskusji z Lewisem na ten temat. To jeszcze bardziej pogłębiło i tak narastający między nimi od jakiegoś czasu dystans. Niewiele pomogła tu przyjaźń, jaka nawiązała się między Joy, a żoną Tolkiena, Edith. Ciężka atmosfera sprawiła, że Lewis coraz rzadziej widywał się z Tollersem, a gdy już się widywał, starał się niewiele mówić o Joy. Dyplomatyczne milczenie paradoksalnie wzmocniło dystans i brak zrozumienia ze strony Tolkiena.

Zobacz również: Diuna – recenzja filmu. Kina nie umrą

Ci, którzy pozostawali blisko Lewisa zdawali sobie sprawę, że darzył on Joy szczerym uczuciem. Uczucie stało się mocniejsze po tym gdy spadła na nich wiadomość o śmiertelnej chorobie Joy – nowotworze kości. Zmuszony rywalizować o Joy z Tanatosem, Lewis zdecydował się na ślub kościelny. Miał to być przejaw jego prawdziwej miłości, chociaż wzięcie ślubu kościelnego z rozwódką nie było takie proste. Ceremonię zgodził się poprawić dopiero zaprzyjaźniony pastor. Odbyła się ona w szpitalu przy łóżku chorej Joy w 1956 roku. Przeżyli razem jeszcze cztery lata, do 1960 roku, gdy Joy zmarła w wieku 45 lat. Przez okres trwania żałoby Lewis spisywał swoje przeżycia i przemyślenia odnośnie straty ukochanej osoby oraz poszukiwania na nowo sensu życia w dzienniku, który został wydany pod tytułem Smutek. Tolkien dowiedział się o wszystkim już po śmierci Joy. Niestety nie odbudowało to jego dawnej więzi z Lewisem. Los sprawił, że przypomniał sobie ile znaczyła dla niego ta przyjaźń parę lat później.


Czyny, których nie dokonujemy na próżno


Na początku 1961 roku Lewis zaczął podupadać na zdrowiu. Coraz bardziej dają mu o sobie znać choroby podeszłego wieku – schorzenie pęcherza, prostata i osłabione serce. Nie należał do ludzi, którzy narzekają na swoje przypadłości, ale nie mógł w nieskończoność uciekać przed chorobami. Tolkiena tak zmartwiła wiadomość o stanie zdrowia starego przyjaciela, że postanowił odnowić kontakty. Wraz z synem złożył mu w domu wizytę. Pomimo choroby Lewis był w dobrym nastroju. Czas mijał mu na czytaniu ukochanych książek. Również podczas wizyty Tolkiena, dyskutował z nim o piętnastowiecznym utworze Morte d’Arthur oraz o tym czy drzewa umierają.

Clive Staples Lewis odszedł ze świata jesienią 1963 roku. Wieść o jego pogrzebie przesłoniła informacja o zabójstwie Johna F. Kennedy’ego, które miało miejsce w tym samym dniu.

Szafa i Pierścień
Gandalf i Aslan

Tolkien w 1963 roku był 70-letnim emerytowanym profesorem. W dniu pogrzebu przyjaciela miał prawo czuć się jak stary człowiek. Chociaż ich relacje nie zawsze układały się dobrze, to odejście Jacka wstrząsnęło nim. Nagle stracił kogoś, kto przez długi czas był dla niego podporą. Swoje samopoczucie opisał następująco: Czuję się jak stare drzewo, które traci po kolei wszystkie swoje liście (…) Strata drogiego przyjaciela jest jak cios topora, wymierzony w same korzenie.

Osiągnąwszy tak wiele i będąc na szczycie sławy, autor Władcy Pierścieni nagle zwątpił w siebie. Była w tym jakaś ironia, gdyż jego powieść biła rekordy popularności. Ludzie na całym świecie zaczęli tworzyć globalne społeczeństwo, które czytało jego “baśń”. To było coś, co przeszło najśmielsze oczekiwania Tolkiena. Śródziemie wkroczyło do zbiorowej świadomości ludzi, a plakietki w stylu “Niech żyje Frodo” czy “Gandalf na prezydenta” można było zobaczyć wszędzie.

Zobacz również: Iskra – recenzja książki. Jak trzyma się polska fantastyka młodzieżowa?

W tych trudnych chwilach przeżywania straty, Tolkien przypomniał sobie jeden z ostatnich listów, jakie napisał do niego Lewis. Cała moja filozofia historii opiera się na jednym zdaniu, które sam wypowiedziałeś: Czynów nie dokonuje się na próżno. Te słowa pochodzą z Drużyny Pierścienia, którą tak dawno temu Tolkien czytał Lewisowi: Był tam również smutek i otaczająca ciemność, a także wielkie męstwo i wspaniałe czyny, których nie dokonano na próżno. Tolkien mógł czerpał jakieś pocieszenie z tego, że jego własne słowa tyle znaczyły dla dobrego przyjaciela. W końcu udało się mu pokonać wątpliwości dotyczące jego pracy, szczególnie jeśli chodziło o niedokończony Silmarillion. Uwierzył, że to co robił, nie było na próżno.

John Ronald Reuel Tolkien zmarł dziesięć lat później, w 1973 roku. Został pochowany przy Edith. Na nagrobku obok ich imion umieszczono imiona Beren i Luthien – symbol wiecznej miłości.


Dziedzictwo


Przyjaźń między Tolkienem i Lewisem rozpoczęła się w 1926 roku i trwała blisko czterdzieści lat. Nie zawsze była łatwa to łatwa relacja ze względu na różne temperamenty przyjaciół, odmienne podejście do spraw wiary czy sposób pisania powieści. Na pewno była to przyjaźń dwóch wybitnych umysłów, które połączyły wspólne zainteresowania i pasje. Prowadzili długie dyskusje, dzielili się pomysłami i wzajemnie motywowali do pisania. Każdy z nich wzniósł do życia tego drugiego coś wartościowego. Lewis przekonał Tolkiena, że jego pisanie może być czymś więcej niż tylko hobby, natomiast Tolkien pomógł mu na nowo odnaleźć wiarę. Obydwaj byli też obdarzeni rzadką umiejętnością opisywania dobra, które można znaleźć w ludziach i miejscach. Pewnie niejeden współczesny pisarz powie, że prościej jest stworzyć przekonującą złą lub szarą moralnie postać, niż tą dobrą.

Zobacz również: Najlepsze filmy lat 80-tych

To, co pozostawili po sobie Lewis i Tolkien, miało ogromny wpływ na rozwój fantastyki. Nowe pokolenia pisarzy oraz innych artystów tworzących w tym gatunku inspirują się nimi do dnia dzisiejszego. Narnia i Śródziemie przez lata zyskały sobie rzesze fanów z całego świata i różnych środowisk aktywnie działających na rzecz swoich fandomów. Na stałe utrwaliły się też w kulturze popularnej. Już w 1978 roku powstał film animowany Władca Pierścieni. O głośnych ekranizacjach książek Tolkiena w reżyserii Petera Jacksona powiedziano już naprawdę bardzo dużo. Będąc tak przy ekranizacjach warto jednak wspomnieć o radzieckiej ekranizacji Władcy Pierścieni. Przez lata uważano ją za zaginioną, ale w ostatnim czasie odnalazła się w archiwach i została wrzucona do obejrzenia za darmo na YouTube. Można samemu przekonać się jak dziwną jest to produkcja.

Stacja BBC w latach 80 i 90 – tych zabrała się z kolei za tworzenie serialu o Opowieściach z Narnii. W formie serialu zekranizowała pierwszą, drugą i czwartą część Narnii. Dla współczesnych widzów lepiej znane mogą być jednak ekranizacje spod znaku Disneya. Oba tytuły – zwłaszcza Śródziemie – dawno wyszły poza ramy książki i filmu. Władca Pierścieni stał się wręcz franczyzą. Jego bohaterowie pojawiają się na koszulkach, kubkach i jako część różnych innych gadżetów. Świat Śródziemia znalazł swoje miejsce także wśród gier planszowych, karcianych i komputerowych. Na jego podstawie powstają musicale i sztuki teatralne.

O obecności w kulturze Śródziemia i Narnii można jeszcze długo mówić, dlatego na tym poprzestańmy.

Mogliśmy się za to zastanawiać, na czym polega fenomen tych książek. Czy wynika to ze złożonego, bogatego, fantastycznego świata i ciekawie opowiedzianej historii, czy może Tolkien miał rację i ludzie są spragnieni baśni opowiadających o walce dobra ze złem i przekazujących uniwersalne wartości?

Niezależnie od tego, kto co myśli, Śródziemie i Narnia są nadal żywe. Najlepszym dowodem na to są emocje, jakie wzbudza serial Pierścienie Władzy, który będzie miał swoją premierę jesienią tego roku na Amazon Prime. Co ciekawsze Netflix ogłosił swego czasu zakupienie praw do ekranizacji wszystkich siedmiu części Opowieści z Narnii. Wieści o ewentualnych filmach albo serialu ograniczają się na razie do lakonicznego stwierdzenia, że Narnia powstanie. Trzeba wierzyć w te zapewnienia, bo przecież nie wydaje się grubych milionów na wykup praw po to, by schować je do szuflady. Prędzej czy później pojawią się konkrety odnośnie tych ekranizacji.

Bez względu na to, czy chodzi o Śródziemie czy Narnię, producenci filmowi wiedzą, że przy tak znanych i uwielbianych przez tysiące fanów dziełach, oczekiwania są bardzo wysokie. Biorąc się za ekranizację można pójść tylko dwiema drogami. Drogą prestiżu i nieskończonych pochwał albo drogą na której zostanie się pogrzebanym pod miażdżącą krytyką. Czas pokaże, jaką drogę wybrały Amazon i Netflix.

Olga Sawicka

Uwielbiam książki z każdej półki, dlatego chętnie o nich piszę. W wolnym czasie obejrzę dobry film albo zagram w grę na peceta. Cenię sobie literaturę, filmy czy gry nie tylko z topowych dziesiątek, ale również te bardziej niszowe, mało znane. Ponadto interesuje się różnymi zjawiskami zachodzącymi w fandomach i kulturze popularnej. Jestem fanką tekstowych roleplayów, w których dawniej aktywnie uczestniczyłam.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze