Wiking – recenzja filmu. Sztuka w świecie popkultury

Wszyscy kinomaniacy zawsze z niecierpliwością odliczają dni do premier najnowszych dzieł mistrzów jak Tarantino, Nolan, czy Scorsese. Jest jednak coś niesamowitego w oglądaniu narodzin jednego z nich. Dziś więc, na tapecie Wiking — najnowsze dzieło Roberta Eggersa — reżysera, który wkrótce dołączy do światowej elity… jeszcze wspomnicie moje słowa.

Do ostatniej premiery, Eggers w swoim dorobku miał Czarownicę: Bajkę ludową z Nowej Anglii oraz Lighthouse. Reżyser odkrył przed światem talent Anyi Taylor-Joy, oraz wydobył maksimum z Roberta Pattinsona i Willema Dafoe. W dodatku dał nam jeden z najlepszych horrorów wszech czasów i thriller psychologiczny, który każdemu zapadnie w pamięć. Piękne jest zarówno to, co łączy jego filmy, jak i to, co je różni. Czarownica była głęboką satyrą społeczną i pewną interpretacją wydarzeń mających miejsce w XVII wiecznym Salem. Lighthouse jest klaustrofobiczną psychozą rozegraną między dwoma aktorami, skąpaną w metaforach i odniesieniach mitologicznych. Tym razem reżyser przenosi nas do krajów nordyckich X wieku i opowiada nam brutalną historię zemsty.

Zobacz również: Projekt Adam – recenzja filmu. Ryan Reynolds jako Ryan Reynolds – i znów, cholera, wyszło

Ciężko ukryć, że temat wikingów jest aktualnie na topie, a może wręcz i oklepany. Nigdy jednak nie obawiałem się, że Eggers nagra oklepany film. Sam prolog to wszystko co najlepsze u reżysera – jest brud, mrok, upiorna muzyka dudniąca w uszach, ale i ten znany mistyczny klimat. Mitologia nordycka staje się w kamerze Eggersa niemal namacalna i zintegrowana z bijącym sercem oraz dziką naturą islandzkich wojowników. Rytuał inicjacji młodego księcia, który ma stać się mężczyzną, unosi film parę metrów nad ziemię, ale już kolejne sceny nie pozwalają wątpić w to, że wszystko, co widzimy jest jawą, a nie snem. Pierwsze minuty produkcji szybko nakreślają historię głównego bohatera Amletha, który dorastał będzie w rozrywającym jego duszę pragnieniu zemsty na zdradzieckim wuju Fjölnirze.

Zobacz również: Morbius – recenzja filmu. Let’s (finaly) check this SH*T out

Wiking. Kadr z filmu
Wiking. Kadr z filmu

Pierwsza scena, w której dorosły już Amleth pokaże, czym jest prawdziwa dzikość serca, najlepiej pokazuje podejście reżysera do przedstawianej kultury. Mamy współcześnie jakąś modę na antybohaterów, utożsamianie się z czarnymi charakterami i barbarzyńcami. Wikingowie Eggersa to prawdziwi drapieżcy żądni krwi swoich przeciwników – bezduszni i bezwzględni. Zaślepieni pragnieniem honorowej śmierci w trakcie walki gotowi są mordować każdego napotkanego człowieka. Nikogo to już nie zaskoczy, ale tak – Wiking to naprawdę brutalny film. Brutalność ta jednak nie wynika z ilości rozlanej krwi lub odciętych kończyn. Eggers nawet nie stara się zrobić z walki widowiska. Przedstawia nam bezsensowną rzeź, w której nie ma piękna, ani bohaterstwa.

Zobacz również: Batman – recenzja filmu. Gacek, którego potrzebowałem

Wiking. Kadr z filmu
Wiking. Kadr z filmu

Zanim przejdę dalej muszę zaznaczyć, że Wiking to naprawdę dobry film i na pewno najlepszy film jaki aktualnie możecie zobaczyć w kinach (tak, wiem, że The Batman dalej jest grany). Niestety w środkowym akcie dzieje się coś naprawdę złego, a tempo niewybaczalnie zwalnia. Gdy Amleth w końcu trafia na swojego wroga, dzieło zamienia się telenowelę o podrywaniu Anyi Taylor-Joy oraz powolnym planowaniu zemsty. Nie zrozumcie mnie źle – nie widzę nic złego w podrywaniu Anyi Taylor-Joy lub skrupulatnym planowaniu, ale tak napisany prolog zwyczajnie zasłużył na więcej. Czarownica i Lighthouse były filmami kompletnymi – można lubić bardziej lub mniej, ale nie dało się z nich wyciąć ani jednej sceny. Eggers udowodnił, że potrafi złapać widza za jaja na początku i nie puszczać do samego końca. Film o dzikiej naturze wojownika nie zasługuje na godziną przerwę na rąbanie drewna i noszenie dywanów.

Zobacz również: Wszystko wszędzie naraz – recenzja filmu. PRAWDZIWE multiwersum obłędu

Wiking. Kadr z filmu
Wiking. Kadr z filmu

Mam wrażenie, że Wiking cierpi na oczekiwania względem szerokiej publiczności. Eggers dostał wysoki budżet, ale według producentów popkornojady nie są jeszcze gotowe na tak ambitne kino. Ostatecznie przecież Czarownica została dostrzeżona i doceniona dopiero po sukcesie Lighthouse i w efekcie rosnącej popularności Anyi Taylor-Joy. Sama obecność aktorki w filmie też wydaje się zagraniem głównie marketingowym. Charakterystyczna uroda Taylor-Joy wymaga tak samo charakterystycznych ról. To Eggers pierwszy odkrył wielki talent aktorki i powinien wiedzieć, że nie wolno jej sprowadzać do roli nijakiej ładnej laski, którą mogłaby zagrać dosłownie każda. Niestety budowany na ekranie romans między głównymi bohaterami wygląda po prostu komicznie. No wiecie – wszędzie brudni niewolnicy i bezwzględni wojownicy, a pośrodku rośnie nam z dupy wzięta miłość między muskularnym księciem, oraz wieśniaczką o anielskiej urodzie. Sytuacja wygląda niemal tak samo z rolą Nicole Kidman, ale nie chcę się już dłużej pastwić nad samą obsadą.

Zobacz również: Matrix: Zmartwychwstania – recenzja filmu [Blu-Ray]

Wiking. Kadr z filmu

Nie będę zdradzał ostatniego aktu, ale powiem tylko, że film wraca na swoje pierwotne tory i rozpędza się na nowo. Pytanie tylko, czy to wystarczy, żeby pozostawić dobre wrażenie po dwuipółgodzinnym seansie. Jak już wspominałem, dla mnie mimo wszystko Wiking tylko udowadnia niespotykany talent reżysera. Jestem niemal przekonany, że w przyszłości Robert Eggers pokaże ponownie jak tworzy się kino bezkompromisowe, a my porównywać go będziemy tylko z najlepszymi.

Plusy

  • Niepowtarzalny styl reżyserski Eggersa.
  • Absolutna zwierzęca dzikość.
  • Idealne połączenie historii i mitologii.

Ocena

7 / 10

Minusy

  • Bardzo nijaki drugi akt.
  • Kidman i Taylor-Joy zdegradowane po prostu do ładnego wyglądania.
  • Totalnie bezpodstawny romans.

Według innych redaktorów...

Krzysztof Wdowik
30 kwietnia 2022

Powiem wam, że czekałem w tym miesiącu na trzy filmy – Wszystko, wszędzie, naraz (omg, 10/10), Nieznośny Ciężar Wielkiego Talentu (omg, Nick Cage) i na Wikinga właśnie. W tym ostatnim upatrywałem najlepszego filmu, a okazało się, że był on najsłabszy z wymienionej trójki. Ba, on był wręcz dla mnie sporym zawodem. Nie wiem czy to dlatego, że spodziewałem się God of Wara zmieszanego z Johnem Wickiem, ale Wiking mnie wynudził. Ma świetny klimat, masę dobrych scen i muzykę, która wywołuje ciary, ale… Czegoś zabrakło w samym filmie? Albo wręcz przeciwnie, było czegoś za dużo. Czego? Za cholerę nie umiem wam powiedzieć. Powiem więc tylko, że środkowy akt ssie, akcenty aktorów wybijają masakrycznie z rytmu i klimatu i ogólnie poczekałbym na premierę tego filmu na Blu-rayu.

6.5
Redakcja
2 maja 2022

A ja tam jestem absolutnie oczarowany tym filmem. Ponad dwie godziny szekspirowskiego dramatu, w pełnym magii świecie wikingów, to to czego potrzebowałem. Jeśli mam być szczery – wypełnienie drugiego aktu ogromem akcji, zrobiłoby tej historii straszną krzywdę. W finalnym dziele, wszystko rozgrywa się powoli, chęć zemsty w swoim tempie kiełkuje w bohaterze (ba, nawet w samym widzu) i ja to jak najbardziej kupuję. Relacja romantyczna, też mnie jakoś nie raziła – w końcu w świcie bogów, duchów, demonów i wszechobecnej magii wszystko jest możliwe.

8.5
Daniel Kurbiel

Uznaje zasadę, że "mniej znaczy więcej". Fan filmów psychologicznych, obyczajowych i horrorów, ale docenia też dobre kino akcji. Zamiast złożonych intryg i szokujących zwrotów akcji, w filmach szuka raczej dobrze napisanych postaci i świadomej reżyserii.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze