Nieznośny Ciężar Wielkiego Talentu – recenzja filmu. Orgazm dla fanów Nicolasa Cage’a

W ostatnich latach można zauważyć pewien kult, który wyrósł wokół osoby Nicolasa Cage’a. I nic dziwnego – sam do tego kultu z dumą przynależę. Cage ma iście niesamowitą karierę, pełną wzlotów, kultowych filmów i nagród… Jak i upadków, które – jak się po latach okazało – przyniosły mu chyba jeszcze większą popularność.

Bo jak to możliwe, że aktor, mający na swoim koncie Oscara i będący jedną z najbardziej rozchwytywanych gwiazd przełomu lat 90-tych i 00-wych, staje się nagle gwiazdą filmów Direct-To-Video? Ano przez kłopoty finansowe, rzecz jasna. Cage w pewnym momencie swojej kariery stracił niemal cały swój majątek, a nad jego głową wisiał urząd skarbowy. Wtedy też aktor zadecydował o byciu mniej wybrednym w kwestii ról. Właśnie przez to dostaliśmy takie crapy jak Ostatnia misja USS Indianapolis, Biuro Ludzkości czy Kod 211. W ostatnich latach tendencja jednak się trochę zmieniła i pośród tych crapów, zaczęły pojawiać się istne perełki jak Mandy, Świnia czy Kolor z Przestworzy. Dziś już wiemy, że Cage w końcu przetrwał ciężki okres i spłacił swoje długi, dzięki czemu wraca do bardziej profesjonalnego, poważnego aktorstwa. Tym bardziej niezwykle symboliczna wydaje się premiera filmu Nieznośny Ciężar Wielkiego Talentu, będąca jednocześnie zamknięciem pewnego rozdziału i rozpoczęciem zupełnie nowego w karierze tego aktora.

Zobacz również: X – recenzja filmu. Slashery powracają?

Absurdalność pomysłu na fabułę przypomina trochę kultową produkcję Być jak John Malkovich. Niestety, zupełnie jak w filmie Spike’a Joneza, Nieznośny Ciężar Wielkiego Talentu nie jest filmem równym i nie jest również filmem dla każdego. Fabuła skupia się na… Nicholasie Cage’u, który przeżywa istny kryzys egzystencjalny, zawodowy i rodzinny. Bohater nie umie naprawić nadszarpniętych relacji z żoną i córką, boryka się z brakiem dobrych ofert, a od czasu do czasu widuje… Swoje szalone alter-ego z lat 90-tych, które skutecznie miesza mu w głowie. Cage postanawia przejść na emeryturę, wpierw jednak wypełniając jeszcze jedno, ostatnie aktorskie zlecenie – ma pełnić rolę gościa honorowego na urodzinach Javiego Gutierreza, wielkiego fana naszego bohatera. Choć Panowie bardzo szybko łapią nić porozumienia, tajni agenci amerykańskich służb, uświadamiają Cage’a, że nawiązał właśnie przyjaźń z jednym z najniebezpieczniejszych ludzi na Ziemi i będzie musiał pomóc w ujawnieniu jego przestępczej działalności.

Zobacz również: Wiking – recenzja filmu. Sztuka w świecie popkultury

Co oczywiste, najwięcej frajdy podczas seansu będą mieć fani twórczości jak i samej osoby Cage’a. Masa smaczków i odniesień do kariery tego aktora, ale co ważniejsze – bardzo dużo Cage’a w Cage’u. Jego sławetne dziwactwa, wybuchy szaleństwa i overacting są tutaj na porządku dziennym. Ci, którzy tego charakterystycznego aktora przestali kojarzyć po Skarbie Narodów, pewnie będą trochę zagubieni i nie odnajdą się w tym, co się odwala na ekranie. Wyznawcy Cage’a będą jednak wiedzieć doskonale, że król jest tylko jeden i zalicza właśnie powrót do czołówki wprost z czeluści piekieł.

Do połowy drugiego aktu miałem szczerą chęć obwieszczenia, iż Nieznośny Ciężar Wielkiego Talentu to arcydzieło. Wątek problemów egzystencjonalnych Cage’a, abstrakcyjna akcja z CIA i chemia między Cage’em a Pedro Pascalem, podszyta okrutnie grubą warstwą humoru – cudo! Niestety, niedługo przed aktem trzecim, film nagle traci swoją tożsamość i nutkę szaleństwa. Nie jestem w zasadzie do końca pewny intencji twórców, jeśli mam być szczery. W pewnym momencie pada bowiem tekst, iż Javi i Cage chcą w swoim scenariuszu (bo panowie mają plan takowy napisać) zawrzeć w trzecim akcie sceny typowe dla kina akcji, aby w filmie było coś dla każdego. Nie wiem więc na ile to intencjonalne i na ile meta, ale trzeci akt niestety traci dużo na swej formule.

Zobacz również: 365 dni: Ten Dzień – recenzja filmu. Czy dorównał pierwszej części?

Chłopie, masz jedną z najbardziej specyficznych, charakterystycznych i szalonych gwiazd Hollywoodu, wokół którego obrósł już kult. Postać znaną ze swej ekscentrycznej gry, krzyków i wariactw. Cholera, zawarłeś w tym filmie nawet scenę pocałunku między Cage’em a jego alter-ego – tu nie ma miejsca na kliszowego akcyjniaka. Tu trzeba iść za ciosem, skupić się na dwójce tych bohaterów i rozwalić całkowicie system kolejnymi szalonymi scenami! Mógł być film kultowy, a jest tylko dobry. Niemniej, Cage gra tu chyba rolę życia. Dobrze, że po tak długiej i wyboistej drodze, aktor ten w końcu wraca do bardziej ambitnego kina. Nic, tylko czekać na nadchodzącego Renfielda!

Plusy

  • Świetny pomysł wyjściowy...
  • Zwariowany humor nawet jak na film z Nicholasem Cage'em
  • Cage i Pascal mają niesamowitą chemię!

Ocena

7.5 / 10

Minusy

  • ... który niestety rozmywa się w drugiej, znacznie słabszej połowie filmu

Według innych redaktorów...

Daniel Kurbiel
16 maja 2022

Obłęd aktorstwa Nicholasa Cage-a wydaje się idealnym tematem, by nagrać o tym szalony film. No niestety szaleństwo projektu ledwo opuszcza papier. Jest Cage – i jest dobry, ale jak to często bywa w komediach – bawimy się przez kilka minut ekspozycji, a potem pojawia się fabuła i po prostu kiepski film. Z założeń o filmie w którym Nicholas Cage gra Nicholasa Cage-a, który rozmawia z Cage-em i gra Cage-a w wewnętrznym filmie, pozostaje nam w zasadzie zachwycanie się bohaterami, którzy zachwycają się Cage-em. Za dużo filmu w tym eksperymencie, a za mało filmu w filmie. Ciężko tu mówić o jakichkolwiek bohaterach, bo każdy ma tam na celu jedynie zmierzyć się z legendą aktora. Co ciekawe, w tym wszystkim sam Nicholas Cage wypada bardzo dobrze – gra siebie, swoją legendę i postać uwikłaną w intrygi fabuły, ale potrafi to wszystko doskonale wyważyć. Niestety nawet najlepszy przewodnik nie urozmaici tej cholernie nudnej wycieczki. Jeśli masz niedosyt Cage-a to po prostu obejrzyj film z Cage-em zamiast oglądać film, w którym ktoś zachwyca się oglądaniem filmu z Cage-em.

4
Krzysztof Wdowik

Nie lubi (albo nie umie) mówić zbyt poważnie i zawile o popkulturze. Nie lubi też kierunku, w którym poszedł Hollywood i branża gamingowa. A już na pewno nie lubi pisać o sobie w trzeciej osobie. W ogóle to on mało co lubi.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze