Star Wars. Wielka Republika: Pośród Cieni – recenzja książki. Mroczne widmo nad projektem?

Kolejny tom serii, która już zdążyła się na rynku zadomowić sugerowałby, że wstęp i bezpieczne zagrywki mamy już dawno za sobą. Oto wkraczamy w prawdziwe Star Warsowe mięsko! Szczególnie, że Star Wars Pośród Cieni obiecuje nam prawdziwie przygodowe doznanie. Szybko okazuje się jednak, że przygodą samą w sobie jest ukończenie lektury tej książki. W dodatku przygodą zdecydowanie ciężkostrawną, dla fanów świata wykreowanego przez Georga Lucasa.

Star Wars. Wielka Republika: Pośród Cieni to już szósta pozycja w ramach książkowej serii, opowiadającej o konkretnych dziejach w świecie Gwiezdnych Wojen. Opublikowany w naszym kraju przez Wydawnictwo Olesiejuk a napisany przez Justine Ireland, tytuł należy do tak zwanej młodzieżowej podserii. Oznacza to, że historia może być bardziej brutalniejsza i poruszać poważniejsze tematy, niż w tytułach dla najmłodszych fanów Jedi. Wciąż jednak nie będzie miała aż tak kluczowego wpływu na Wielką Republikę, jak pozycje z serii adresowanej do dorosłego czytelnika.

Zobacz również: Obi-Wan Kenobi; recenzja odcinków 1-2. Czemu Disney nam to zrobił?

Fabuła w Pośród Cieni powraca do tematu dobrze znanego czytelnikom Wielkiej Republiki. Mianowicie do złowrogich Nihilów i ich ingerencji w nadświetlne loty. Kosmiczni Piraci potrafią wyrywać okręty z ich domyślnych tras i dokonywać na nich brutalnych abordaży. To właśnie ten aspekt będzie główną osią omawianej lektury.

A historię tą będziemy śledzić z perspektywy już dobrze nam znanych Jedi z poprzednich tytułów. A także zupełnie nowej bohaterki, jaką jest szukająca zleceń i celu w życiu pilotka Sylvestri Yarrow.

Powracającymi postaciami są zaś młoda rycerka Jedi Vernestra, jej padawan Imri, mistrz Jedi Cohmak a także jego uczeń czyli Reathem. Chociaż ta piątka popycha historię w trzy różne strony, to jednak losy wszystkich przetną się w galaktycznej stolicy Coruscant. Jak to zaś bywało w poprzednich książkach, wszyscy i tak ostatecznie wylądują w tym samym sektorze kosmosu.

Zobacz również: Star Wars. Wielka Republika. Na ratunek Valo; recenzja książki

Tym razem zaskakująco mało jest tu spojrzenia na sprawy z perspektywy naszej złej frakcji Nihilów. Tu także część znanych osób wraca, a jedna młodsza nawet dostaje więcej czasu dla siebie i buduje swoją pozycję. Jednak tym razem to nie kosmiczni piraci, a pewna inna organizacja z cienia, jest tutaj kluczowym rozgrywającym.

Pośród Cieni liczy prawie 500 stron, co robi z niej jedną z najdłuższych publikacji w ramach projektu Wielkiej Republiki. Problem jednak w tym, że z tych kilkuset kartek robi użytek bardzo słaby, i stawia dość pesymistyczne pytania na temat tego, czy ten projekt Disneya naprawdę jest fanom Star Wars potrzebny.

Nim jednak padną brutalne ciosy, najpierw uczciwie napiszę o rzeczach, które mi się w tym tytule podobały. Po pierwsze, wreszcie Wielka Republika robi dobrze to, co powinna robić,. Korzysta więc z tego, że akcja rozgrywa się około 200 lat przed Mrocznym Widmem. Pokazuje nam naprawdę inne i zarazem nowe kwestie. W Star Wars Pośród Cieni jednym z ważniejszych wątków jest działalność dwóch wielkich handlowych rodzin: Grafów oraz San Tekków. Są to dwa silne  rody – praktycznie nieobecne w wydarzeniach znanych od kinowego Epizodu I do IX – natomiast kilkaset lat temu działały i rozszerzały wpływy w najlepsze.

Zobacz również: Top Gun: Maverick – recenzja filmu. Misja niemożliwa?

To jest super, bo jak można się spodziewać, takie kosmiczne rodziny balansują na granicy prawa albo wręcz skrycie je łamią. Jednocześnie dbają o swoje legalne interesy i dobre imię. W pozornie prostym świecie Wielkiej Republiki, gdzie jest dobra Republika wspierana Zakonem Jedi a także podli Nihilowie i Drengirowie, takie bardziej neutralne, silne frakcje stwarzają okazję do ciekawych wątków i zwrotów akcji. Co częściowo w Star Wars Pośród Cieni daje radę.

Młody Xylan Graff czy matrona jego rodu to interesujące na tą chwilę postacie. Mają potencjał do namieszania w przyszłości i wywołania istnego chaosu, wciąż się do końca nie odkrywając.

Po drugie, Disney korzystając z tego, że pomimo wojny z Nihilami Wielka Republika to czas postępu i rozwoju, daje nam spojrzenie na dosyć zaniedbywany wątek naukowców i edukacji. Z lektury Pośród Cieni możemy się dowiedzieć co nieco o systemie akademii i doktoranckich badań. Pada wspomniana już kwestia podróży nadświetlnych i całej wiedzy dookoła tego skupionej. Przewinie się tu także kilku naukowców. 

Zobacz również: Jujutsu Kaisen 0 – recenzja filmu

Książka pozwala sobie również na fajne puszczenie oczka do widzów Mrocznego Widma poprzez osobę profesora Wolka. Osobnik ten jest jednym z największych umysłów swojego pokolenia a jednocześnie… Gunganinem. Pamiętając poczynania znienawidzonego przez fanów Jar Jar Binksa, jest to ironicznie zabawne.

Na tym jednak zdecydowane pozytywy się kończą. Ciężko też szukać dalszych pozytywów w książce, która jest bardzo silnym argumentem dla osób, które forsują tezę o mordowaniu Gwiezdnych Wojen przez DIsneya.

Kiedy sięgam po pozycję ze świata Star Wars, do tego ulokowaną w tak niezagospodarowanym przez media okresie, to liczę na coś, co poszerzy tą mitologię, wprowadzi nowych, ciekawych użytkowników mocy. Charaktery mniej bojowe i mistyczne także, które finalnie sprzedadzą dobrą historię. Ale wciąż taką, którą jako czytelnik tego projektu chcę czytać.

Zobacz również: Loveless – recenzja książki. Kocha, nie kocha…

Tymczasem Pośród Cieni to przez dobre 300 stron przede wszystkim wątek o trudnym romansie dwóch młodych dziewczyn. W dodatku „trudnym” głównie dlatego, bo tak uważa osoba pisarki, dla której egoistyczne pragnienie jednej postaci i rozłąka na jakiś czas, to już silny budulec do angażującej relacji.

Ten związek jest jednak męczący. Sylvestri zachowuje się jak typowa nastolatka na myśl o swoim obiekcie westchnień – Jordannie. Pomimo tego, że kobieta sama się momentami gani, to jednak nic to nie zmienia. Oczywiście pilotka jest silną, niezależną jednostką, jej wybranka też jest silna i niezależna. Przechodzą rozstanie, ponowne spotkanie, początkową nieufność, potem drobny flirt, a w końcu mają swoją wielką miłość i cały kosmos dla siebie.

Nie mam nic przeciwko temu, że w świecie Star Wars są cywile ze swoimi historiami, bo w końcu dla bezpieczeństwa i życia takich osób walczą Jedi. Bez nich użytkownicy jasnej strony mocy nie mieli by za bardzo dla kogo się starać, to jest zrozumiałe.

Zobacz również: Star Wars. Wielka Republika: W Ciemność – recenzja książki

Ale zupełnie niezrozumiałe jest już to, dlaczego pisarka stwierdziła, że szósta książka w ramach Wielkiej Republiki, z teoretycznie dość istotnym dla frakcji Nihilów i bezpieczeństwa Republiki wątkiem, to świetny moment, na zagarnięcie większości stron na tani, niesmaczny romans. Niesmaczny, bo kiedy jedna z kobiet mówi nagle o molestowaniu drugiej, to instynktownie patrzę, czy ja aby na pewno czytam Gwiezdne Wojny.

Pytanie o to, czemu Justine Ireland robi jakieś romansidło dla nastolatek w Star Wars jest jednak całkiem zrozumiałe. Mówimy tu o romansie dwóch kobiet, w dodatku jednej ciemnoskórej której archetyp i aparycja powtarza się już po raz trzeci w tej serii. Tak, po raz trzeci (na sześć książek!) dostajemy praktycznie taką sama główną postać niezależnej, ciemnoskórej pani mechanik na sześć książek, tylko tym razem z tak silnym romansem LGBT.

Ponieważ filmy czy aktorskie seriale Star Wars niekoniecznie się tym afiszują, trzymając to raczej na bocznym planie i nie dając na to wiele minut (albo wcale), to ktoś wpadł na pomysł, by w Wielkiej Republiki zrobić bastion dla fanfików autorów, którzy chcieli by się tu wyszaleć.

Zobacz również: May the 4th be with you! – planszówki z uniwersum Star Wars

I teraz ważna uwaga. Co powtarzałem przy okazji poprzednich recenzji – dla mnie jest to zupełnie normalne, że w świecie pełnym kosmicznych ras, w obliczu niezbadanych zakątków odległej galaktyki i w wymiarze kosmosu, trzeba mieć naprawdę złą wolę, by burzyć się na to, że w Star Wars są wątki par jednopłciowych. Albo duża ilość ważnych osób o kolorze skóry innym niż biały, czy nawet osoby niebinarne, jak w poprzednio wydanym Na Ratunek Valo.

Tyle tylko, że jest wyraźna różnica w tym, jak całkiem naturalnie funkcjonowało to w poprzednich książkach a jak jest wpychane czytelnikowi w lekturze Pośród Cieni. I to wpychane w sposób obrzydliwy, bo cierpi na tym fabuła, przez trzy-czwarte pozycji prawie nic się nie dzieje. Sam ten romans jest przewidywalny i żadnego realnego dramatu w relacji bohaterek nie ma. Do tego obie kobiety są praktycznie odbiciem siebie. Bo autorka nie chcę, by któraś z nich jeszcze w oczach czytelnika wyszła na damę w potrzebie bardziej od drugiej.

Dziwnie się też w pewnym momencie czyta rozważania naszych amazonek, gdy jedna z nich nagle podejmuje temat Nihilów. A dokładnie tego, że w sumie to im w życiu było źle i czuli potrzebę bliskości, stąd się zgrupowali. Przez sześć książek Nihilowie są pokazywani jako jednoznacznie negatywna i barbarzyńska banda. Nie da się tam znaleźć nawet jednego ważniejszego członka ich frakcji, który miałby poważne, moralne wątpliwości. Ba, większość z nich nawet nie posiada osobowości! I Pośród Cieni również tego specjalnie nie zmienia. Dlatego widząc, jak dosłownie z dupy Jordanna wyskakuje z czymś takim, ciężko nie parsknąć śmiechem.

Zobacz również: Star Wars: Dynastia Thrawna. Wyższe dobro – recenzja książki

Disney miał już kilka książek na nakreślenie różnych, moralnie rozchwianych jednostek czy wręcz grup wśród tych piratów. Oczywiście, nie zrobił w tym kierunku nic. Po czym nagle jednak sobie przypomnieli, że z jednoznacznie złym i przewidywalnym wrogiem to ciężko pisać fabułę na 20 książek do przodu. Stąd te nagle przymiarki do ocieplania ich wizerunku.

To też udowadnia, że już na etapie szóstej książki, z tej twórczej swobody i intrygującego okresu, zaczyna się wyłaniać brak bardziej przemyślanej strategii. Co jest smutne, bo kiedy wreszcie mamy odpoczynek od Imperatora i Skywalkerów, to dostajemy twór taki jak Pośród Cieni. Czyli bez charakteru, politycznie poprawny, który ma jednocześnie tą historię posunąć do przodu, i robi to zupełnie nieporadnie.

Trochę jednak ciekawego progresu wciąż jest, chociażby w kwestii świeżych rycerzy Jedi. Widać, że są to postacie, które wraz z kolejnymi książkami będą dojrzewać, rosnąć w siłę i odgrywać coraz większą rolę w Republice. Dlatego też ich młody wiek jest przynajmniej sensownym uzasadnieniem dla wątpliwości i rozterek, które w przypadku Jedi z kilkudziesięcioma latami na karku, były by już co najmniej nie na miejscu. Przy okazji widać też to przekazywanie pałeczki, stale w Zakonie Jedi obecne. Jednocześnie jest też postać znanego już z trzeciej książki Cohmaca, który bardziej trafi do starszego czytelnika niż młodsza ferajna. Sam Cohmac jednak jest tu zepchnięty na boczny plan, dając się wykazać swojego padawanowi Reathowi czy Vernestrze.

Zobacz również: Spy X Family, tom 8 – recenzja mangi

W Pośród Cieni obecny jest dość mocno zarysowany wątek polityczny na linii wspomnianych już dwóch wielkich rodzin: Grafów i San Tekków. W tle tego wszystkiego mam zaś potężną, kosmiczną konstrukcję okupowaną przez siły Nihilów. Jest więc trochę polityki, spisków, sabotażu w Coruscant, no i pełnoprawne starcie z Nihilami. Wszystko zgodnie z tym, co seria Wielkiej Republiki dla młodzieżowego czytelnika obiecuje. Szkoda jednak, że proporcje zostały zupełnie rozjechane przez nudny romantyczny wątek opisany wyżej. 

Fani kosmicznych bitew i walka na świetlne miecze też będą rozczarowani. Gdzie przy poprzednich książkach można było wręcz narzekać na nadmiar starć w przestworzach, tak tutaj takich bitew praktycznie nie ma. Nie licząc jednej, lekko zarysowanej na sam koniec.

Obecność trzech Jedi nie przekłada się zaś na żadne specjalne wyzwanie dla nich. Albo są na zagrożenie nieprzygotowani i szybko przegrywają, albo szybko się z nim rozprawiają. W obu przypadkach nie wzbudzając większych emocji. Oczywiście, w przypadku gdy Jedi ponoszą klęskę, to Sylvestri i jej dziewczyna Jordanna są tymi, które biorą sprawy w swoje ręce. To tak w ramach zaskakujących zwrotów akcji…

Zobacz również: Książęta Demony, tom 1 – recenzja komiksu. Początek kolejnej, kultowej sagi sci-fi?

W dodatku, autorka stwierdziła, że już na sam start opisze rodzinę Grafów tak, by czytelnik był całkowicie zdezorientowany, czy można im ufać czy nie. Jest to fajne wtedy, gdy takie coś jest budowane w ramach dłuższej opowieści i większej ilości graczy. Tutaj jednak nabiera to karykaturalnego wymiaru, kiedy ostatni rozdział w domyśle ma nas zszokować. Skoro tyle uwagi skupiła na fanfikowym romansidle, to biada każdemu kto oczekuje, że rodowe intrygi dostaną tu podwaliny na modłę Gry o Tron.

To też niebezpiecznie pokazuje, jak Disney w tym momencie cały ten projekt traktuje. Poza książkami i komiksami, dalej nie ma na w ramach tego świata na horyzoncie żadnych gier, filmów czy seriali. Nawet ostatnie zapowiedzi na Star Wars Celebration to przede wszystkim kolejne książki. Jest to martwiące, bo społeczność ekscytuje się przede wszystkim rzeczami związanymi z okresem pomiędzy Epizodem I i IX jak Sezon 3 Mandalorian czy serial Andor. Same postacie z Wielkiej Republiki nie wydają się zaś być okopane w świadomości tych samych osób. Nie widać też nawet takich pierdółek jak jakieś linie zabawek czy zestawy LEGO.

Jeżeli więc Wielka Republika ma dalej być tworem, który po prostu naściąga pisarzy, by ci pod przykrywką Star Wars przelali na papier swoje frustracje i postępowy przekaz, spychając na drugi czy trzeci plan fanów Gwiezdnych Wojen, którzy chcą po prostu wciągającej fabuły, rozszerzenia mitologii i zapadających w pamięć postać, to biada tej inicjatywie.

Nic na dzień dzisiejszy nie wskazuje, by Wielka Republika miała się przebić. A już na pewno nie przez takie książki jak Pośród Cieni. Ani to produkt adresowany do fana, ani do queerowego czytelnika, który może wybierać pośród całych książek, pisanych z myślą o nim. Proponujących naprawdę ciekawe fabuły na tym aspekcie zbudowane.

Zobacz również: Star Wars: Visions – recenzja serialu. Czy moc jest silna w tym anime?

Książkami dla nikogo drugiego MCU się nie zbuduje. To jednak wciąż fani Star Wars są tymi, którzy kupują i finansują te produkty. I jeżeli to ja, jako wyrozumiały czytelnik czuję niesmak po tej lekturze, to nawet sobie nie wyobrażam, co do powiedzenia by miały osoby, które już na etapie Epizodów VII – IX kpiły z takich rzeczy, jak różowłosa dowódczyni, wygląd danej aktorki czy w ogóle ilości kobiet w Star Wars.

Cały czas jednak temu projektowi kibicuję. Liczę na to, że Star Wars Pośród Cieni to po prostu wyskok Justiny Ireland w ramach dawania swobody twórcom. Po czym fabuła jednak wróci na właściwe tory, balansując już dużo lepiej w kwestii obecności różnych wątków. A także pamiętając, że jest książką o Gwiezdnych Wojnach. A nie dzikim tworem pisarza, który COŚ próbuje przekazać. I przede wszystkim, niech kolejna książka będzie po prostu przyjemną lekturą. Pośród Cieni taką nie była.

Plusy

  • Całkiem ciekawy wątek dwóch rywalizujących rodów Grafów i San Tekków
  • Trochę aspektów rozszerzających świat edukacji i naukowców w Star Wars

Ocena

4 / 10

Minusy

  • Tragicznie pisany wątek romantyczny głównej bohaterki zjadający większyść objętości
  • Intensywność wątków i tematów LGBT i poprawności niczym w fanfiku sfrustrowanej nastolatki
  • Wszechobecna nuda i przewidywalność, nieangażująca czytelnika opowieść
Krystian Wierzbicki

Fan gier video, książek Sci-Fi, anime i mang jak i wszelkich innych komiksów. W 2019 odkrył, że istnieją międzymiastowe konwenty więc stara się wpadać na co może. Miłośnik gier platformowych na czele ze Spyro, ale także serii Assassin's Creed czy Rayman (dalej wierzy, że Rayman 4 kiedyś nadejdzie...)

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze