Boiling Point – recenzja filmu. Jak to jest być chefem, dobrze?

Czy ktoś z obecnych pracował może w gastronomii? Nie? Nic nie szkodzi. 1,5-godzinny seans Punktu Wrzenia uzmysłowi Wam, jak wygląda praca w restauracji. Bo chociaż zobrazowanie tego co się dzieje po drugiej stronie lady, nie jest kwintesencją filmu, to produkcja otwiera oczy tym, którzy nie byli świadomi, jak tam jest. Ci, którzy kiedyś na kuchni pracowali, z pewnością będą reagowali na wiele scen tak, jak Leonardo DiCaprio na słynnym już memie z Once Upon a Time in Hollywood. Dzień, a właściwie wieczór z życia kilku pracowników londyńskiej restauracji to niepozorna, ale w rzeczywistości pełna napięcia historia, trzymająca widza za grdykę od początku do końca. Przed Państwem: Boiling Point

Produkcja, która swoją premierę miała w trakcie 55. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Karlowych Warach spotkała się z marszu z bardzo dużym uznaniem ze strony krytyków. W brytyjskich kinach film wylądował z początkiem tego roku. I ponownie — widzowie docenili jego jakość. Nic więc dziwnego, że został on nominowany w czterech kategoriach do nagród BAFTA na 75. British Academy Film Awards. O czym właściwie dokładnie opowiada Boiling Point?

Zobacz również: Men – recenzja filmu. It’s Man’s Man’s World

Fot. Kadr z fimu Boiling Point

Andy Jones jest szefem kuchni w ekskluzywnej londyńskiej restauracji. Poznajemy go w trakcie drogi do pracy w wyjątkowo trudny zawodowo wieczór. Począwszy od faktu, że na miejscu czeka gorliwy inspektor sanitarny, obcinający lokalowi 2 gwiazdki, a kończąc na dawnym wspólniku, który niespodziewanie pojawia się na kolacji z zaprzyjaźnionym krytykiem kulinarnym. Andy stara się panować nad wszystkim tak jak może, jednak prywatne problemy, których istnienie jest nam co chwila przemycane podczas krótkich rozmów telefonicznych z żoną i synkiem, skutecznie go rozpraszają.

Szybko wychodzi, okazuje się, że odpowiedzialność za wszelkie niedociągnięcia widoczne w restauracji, wynikają z jego rozkojarzenia i znerwicowania. Jątrzące się problemy oraz konflikty między pracownikami cały czas udowadniają, że pozornie świetnie funkcjonująca restauracja Andy’ego wkrótce może runąć niczym domek z kart. Dla niego samego będzie to brutalna walka o utrzymanie swojego życiowego dorobku.

Zobacz również: Billy The Kid — recenzja przedpremierowa serialu

Boiling Point
Fot. Kadr z filmu Boiling Point

Już od pierwszych minut zwrócił moją uwagę pewien fakt, którego wcześniej nie byłem świadomy, gdyż nie robiłem przez seansem żadnego researchu na temat produkcji. Chodzi dokładnie o to, że całość jest nakręcona z jednego ujęcia, bez żadnych cięć ani przejść. Film był bowiem kręcony jeszcze w czasach pandemii, twórcy oraz obsada mieli zatem bardzo ograniczone środki i czas. Było zatem tylko kilka prób, a cały efekt widoczny na ekranie został stworzony w zaledwie kilka godzin.

Trzeba też wspomnieć, że Punkt Wrzenia jest rozszerzeniem krótkometrażowej produkcji o tym samym tytule z 2019 roku. Jego pełna wersja tworzona w czasach COVID-a zakładała nakręcenie historii w ośmiu ujęciach, jednak możliwości pozwoliły tylko na jeden klaps. Przyznam szczerze, że ten nie do końca zamierzony efekt jest naprawdę imponujący. Osobiście jestem wielkim fanem produkcji typu one-shot. I choć wiele ich już było, przez co kolejna nie powinna sprawiać takiego zachwytu, to akurat tutaj jestem pełen podziwu. Gdyż warunki, w których poruszali się aktorzy, stanowiły ogromne wyzwanie. A to jak genialnie sobie poradzili to jeden z głównych powodów do zachwytu nad produkcją.

Zobacz również: Najlepsze seriale HBO

Fot. Kadr z filmu Boiling point

Z początku gdy zobaczyłem kategorię filmu, zapowiadającą, że jest to dreszczowiec, troszeczkę powątpiewałem w to, że seans będzie udany, lub że będzie trzymał w napięciu. Od pierwszych minut jednak wiedziałem, jak bardzo się myliłem. Ponieważ takiej atmosfery nie powstydziliby się twórcy klasycznych thrillerów, dziejących się w zamkniętej przestrzeni.

Klimat nadchodzącej katastrofy rośnie tutaj z każdą chwilą, a poziom naładowania adrenaliny przywodził mi na myśl mocne sceny z Whiplash, i rewelacyjną grę J.K. Simmonsa. W Boiling Point natomiast całe napięcie, jeżeli można to tak ująć, robi się samo. Ani bohaterowie, ani fabuła nie kreują atmosfery zagrożenia. Ją po prostu czuć. Po prostu wiadome jest, że zaraz stanie się coś złego, jakby potwór miał wyskoczyć zza kuchennego zlewu. Reżyser w taki sposób prowadzi akcję, że cały czas spodziewamy się tego najgorszego. Historia non-stop trzyma za gardło, dzięki czemu jednym tchem pochłaniamy ten 1,5-godzinny, cholernie stresujący spektakl.

Za wysoką jakością produkcji stoi przede wszystkim aktorska ekipa, ze Stephenem Grahamem, Jasonem Flemyngiem i Vinette Robinson na czele. Jednak to cała obsada staje na wysokości zadania, ponieważ w każdej minucie są tak niesamowicie naturalni, że można wręcz uwierzyć, iż faktycznie są kucharzami i kelnerami, a nie tylko grającymi aktorami. Urywane rozmowy rzucają nam sugestiami na temat tego z kim mamy do czynienia, każdy jest odmienny i charakterystyczny. Metoda ta działa naprawdę dobrze, ponieważ nie odrywa to widza od głównych wydarzeń, a mimo to daje nam ogląd poszczególnych bohaterów historii.

Zobacz również: Top Gun: Maverick — recenzja filmu. Misja niemożliwa?

Dzięki nieprzerwanemu kręceniu mamy możliwość poznać różne elementy życia głównego bohatera, nie dostając wszystkiego na tacy. Wielu rzeczy musimy się domyślać, dzięki czemu przejedzone schematy kina dramatycznego aż tak nie nudzą. A niestety, trochę ich jest.

Przez to, że bohater ma bardzo typowe dla takiego kina problemy, możemy spokojnie przewidzieć, jak jego historia się potoczy. Obecne w filmie konwenanse sprawiają, że fabuła w zaczyna się szybko robić przewidywalna. Stephen Graham jednak pomimo tego tworzy dzięki swojej grze naprawdę przekonującą postać. Można nieskrępowanie wejść w jego skórę i poczuć to co przeżywa. W kulminacyjnym momencie emocje wręcz wylewają się z ekranu.

Stephen Graham w filmie "Boiling Point"
Fot. Stephen Graham w filmie Boiling Point

Boiling Point to krótka, choć intensywna i wciągająca historia, która mimo swojej przewidywalności trzyma w napięciu od początku do końca. Świetna gra aktorska również utrzymuje przez cały czas wysoki poziom całej produkcji. Dawno nie oglądałem tak realistycznej i obrazowej prezentacji tego, jak wygląda dzień z życia pracowników restauracji. Nie spodziewajcie się ckliwych momentów, z których znane są produkcje, dziejące się w gastronomicznej scenerii. Dopiero ten film bez zbędnych ceregieli przedstawia, jak to wygląda „od kuchni”.

Plusy

  • Bardzo dobra, przekonująca gra aktorska
  • Realistycznie pokazana rzeczywistość pracy w restauracji
  • Trzymający w napięciu klimat, jakiego trudno się spodziewać w takiej historii

Ocena

7.5 / 10

Minusy

  • Schematy, klasyczne dla kina dramatycznego
  • Fabuła, która mimo napięcia staje się nieco przewidywalna
Czarek Szyma

#geek z krwii i kości. Miłośnik filmów, seriali i komiksów. Odwieczny fan Star Wars w każdej formie, na drugim miejscu Marvela i DC Comics. Recenzent i newsman. Poza tym pasjonat wszelakich sztuk walki, co zapoczątkowało oglądanie akcyjniaków w hurtowej ilości. O filmach i serialach hobbystycznie piszę od kilku lat. Ulubione gatunki to (oczywiście) akcja, fantasy, sci-fi, kryminał, nie pogardzę dobrą komedią czy dramatem.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze