Czy androidy (nadal) śnią o elektrycznych owcach? Blade Runner czterdzieści lat później

W tym roku mija czterdzieści lat od czasu, gdy Blade Runner po raz pierwszy zagościł na ekranach kin. Twórcą tej produkcji był wówczas młody, ale obiecujący reżyser Ridley Scott. Nakręcony przez niego film stał się jednym z najbardziej kultowych i innowacyjnych filmów stulecia. Jednak Blade Runner przeszedł długą drogę nim zdobył uznanie. I nie była to bynajmniej droga usłana różami. Kolejna okrągła rocznica to dobra okazja do przyjrzenia się, czym jest Blade Runner i czy po tych wszystkich latach nadal niesie ten sam wydźwięk, co zawsze. 

Żeby lepiej zrozumieć fenomen Blade Runnera musimy cofnąć się trochę w czasie i zapoznać z jego historią. A zaczyna się ona od Philipa K. Dicka, amerykańskiego pisarza, który napisał w 1968 roku powieść science fiction Czy androidy śnią o elektrycznych owcach? Fabuła książki rozgrywa się w przyszłości, na wyniszczonej nuklearną wojną Ziemi. Gleba jest skażona, zaś zwierzęta, które przetrwały stanowią luksusowy towar na których stać niewielu. Część ludzkości w poszukiwaniu lepszych warunków życia przeniosła się na skolonizowane planety. Technologia poszła na tyle do przodu, że ludzie są w stanie  produkować humanoidalne androidy, które wykorzystują do rozrywek i cięższych prac. Zbiegłe lub przebywające nielegalnie na Ziemi androidy są eliminowane przez pracujących w policji zawodowych łowców. Wykorzystują oni specjalne urządzenia, dzięki którym mogą poddać kogoś testowi empatii i sprawdzić czy jest on człowiekiem. Powszechnie wierzy się, że roboty, w przeciwieństwie do ludzi, są pozbawione uczuć wyższych. Takim właśnie łowcą jest  główny bohater powieści, Rick Deckard. Mężczyzna przyjmie zlecenie wytropienia szóstki zbiegłych androidów, gdyż chce kupić z otrzymanej nagrody pieniężnej żywe zwierzę dla swojej cierpiącej na depresję żony. Oczywiście, jak to u Dicka, powieść ma swoje głębsze znaczenie. Poszukiwania zbiegów staną się dla Deckarda okazją do zastanowienia się nad sensem człowieczeństwa oraz koegzystencją ludzi i androidów. 

Zobacz również: Blade Runner 2019, tom 1 – recenzja komiksu. Android też człowiek

Blade Runner RPG
Grafika z Blade Runner The RolePlaying Game

O książce usłyszał od swojego przyjaciela, Hampton Fancher – telewizyjny aktor znany z roli w Gunsmoke i Bonanzie. Wymyślona przez Dicka historia wprawdzie niezbyt przypadła mu do gustu, ale zainspirowała go do napisania scenariusza filmu o detektywie ścigającym androidy. Zamierzał zatytułować go Android albo Mechanismo (od nazwy komiksu, który polubił) jednak w ostateczności scenariusz otrzymał tytuł Dangerous Days. Napisany przez niego tekst trafił do rąk producenta filmowego Michaela Deeleya, który zapoznał się nie tylko z samym scenariuszem, ale także powieścią na motywach której powstał. Widocznie uznał, że warto dać Dangerous Days szansę, bo skontaktował się z Ridleyem Scottem z zapytaniem czy ten byłby zainteresowany wyreżyserowaniem filmu. Scott miał już na swoim koncie reżyserię doskonale przyjętego Obcego – ósmego pasażera Nostromo. W tamtym czasie planował pracę na planie Diuny, a podesłany scenariusz nie wydawał się mu na tyle ciekawy, by odrywać się od ambitnej produkcji. Pewne okoliczności sprawiły, że Ridley Scott finalnie zrezygnował z Diuny i ponownie zaczął rozważać nakręcenie filmu w oparciu o scenariusz Dangerous Days.  


Wszystkie te chwile znikną w czasie jak łzy na deszczu, czyli trudne początki Blade Runnera


W tym momencie część z nas zapewne zastanawia się czemu powtarza się tu Dangerous Days, skoro cały czas mowa o Blade Runnerze. Odpowiedź jest prosta, a jednocześnie skomplikowana. Ridleyowi Scottowi spodobał się tytuł opowiadania Williama S. Burroughsa i postanowił zakupić prawo do jego używania. W ten sposób Dangerous Days czerpiące z motywów powieści Czy androidy śnią o elektrycznych owcach? stało się Blade Runnerem. Nazwa oryginalnie należał do opowiadania, które treścią nie miało nic wspólnego z tym, co napisał Philip K. Dick. Co więcej Blade Runner stał się nie tylko tytułem filmu, ale określeniem profesji, jaką zajmował się Deckard. Według twórców brzmiało to bardziej oryginalnie niż detektyw albo policjant. Zastrzeżenie budziło również używanie słowa android (aczkolwiek pojawia się ono u Dicka). Za bardzo kojarzyło się z robotem. Występujące w Blade Runnerze  humanoidalne “androidy” miały być czymś więcej niż bezdusznymi maszynami. Dla podkreślenia, że nie są zwykłymi robotami, wymyślono dla nich słowo replikant. 

Blade Runner plakat
Fanowski projekt plakatu Blade Runner wykonany we współpracy z kolektywem The Poster Posse, autor: Jakub Kwiatkowski, instagram @doryake

Nazwy to nie jedyne rzeczy, które chciał zmienić reżyser. Domagał się też poprawek w scenariuszu. Kiedy Hampton Fancher wycofał się z projektu, na jego miejsce zatrudniono Davida Peoplesa. Nowy scenarzysta podobno miał popłakać się po ukończeniu scenariusza do Blade Runnera. Nie wiadomo czy były to łzy wzruszenia czy ulgi, w końcu musiał dziesięć razy wprowadzać poprawki nim uzyskał zadowalający efekt. 

Zobacz również: Dzieci Nocy – recenzja książki. Dan Simmons przynudza…

Równie ważną sprawą, co scenariusz, okazał się dobór odpowiednich aktorów. Przy aktorze do roli Ricka Deckarda rozważono wiele znanych nazwisk. Padło na Harrisona Forda. Zdaniem Scotta, najbardziej uosabiał on postać ‘twardego gliniarza”, jakim miał być Deckard. Reżyser szybko nawiązał dobry kontakt z Rutgerem Hauerem, któremu przypadła rola głównego przeciwnika Deckarda. To Hauer podrzucił mu parę pomysłów, co do swojej postaci, czyli przywódcy zbuntowanych replikantów, Roya Batty’ego. Do historii kina przeszedł chociażby słynny monolog Batty’ego pod koniec filmu, kiedy umierając wypowiada słowa: “Wszystkie te chwile znikną w czasie jak łzy na deszczu. Czas umierać”. Jest tym bardziej zaskakujące, że aktor w sporej mierze improwizował, bo uznał, że monolog ze scenariusza jest zbyt nudny i drętwy. Ale to nie koniec inicjatyw ze strony aktorów. Daryl Hannah grająca replikantkę imieniem Pris zaproponowała Scottowi, by podczas sceny walki jej bohaterki z Deckardem wprowadzić elementy gimnastyki akrobatycznej, którą aktora ćwiczyła od dziecka. Reżyser wykorzystał i ten pomysł, chociaż zatrudniona na planie gimnastyczka – dublerka w pewnym momencie była tak wycieńczona próbnymi ujęciami, że naprędce zatrudniono znalezionego gdzieś w przerwie na lunch mężczyznę – gimnastyka. Wystąpił on także we właściwych zdjęciach. W Rachel – replikantkę ze wszczepionymi ludzkimi wspomnieniami wcieliła się natomiast Sean Young. Z wyglądu przypominała Scottowi Vivien Leigh. 

Ridley Scott poszukiwał inspiracji do wizualizacji miasta, w którym toczy się akcja Blade Runnera.  Znalazł ją we francuskim czasopiśmie komiksowym Metal Hurlant (Wyjący Metal). Czasopismo charakteryzowało się tym, że zamieszczało u siebie  komiksy w klimatach horroru i science fiction, kładło przy tym nacisk na złożoną grafikę oraz surrealistyczną i dojrzałą fabułę. Scenografie z plansz komiksowych Jeana Girauda były tym, co Ridley chciał widzieć w swoim filmie. W wykonywaniu szkiców futurystycznego Los Angeles pomagał mu futurolog i rysownik Syd Mead. Według Scotta idealnie nakreślił obraz miasta przyszłości, bo wiedział w jakim kierunku będą zmierzać w najbliższych latach duże metropolie. 

Zobacz również: Titane to film ważny, ale też dziwny

Metal Hurlant
Przykładowa okładka Metal Hurlant. Tak się składa, że z artykułem o Blade Runnerze

Blade Runner wszedł w fazę produkcji, ale wcale nie było łatwo. Filmways Picture wspierające finansowo produkcję było małym studiem i nie posiadało wystarczającego budżetu do zrealizowania wszystkich pomysłów Scotta. Dlatego trzeba było szukać innych źródeł finansowania. Reżysera poratowało Warner Bros oraz różni pomniejsi inwestorzy. W sumie przeznaczono na produkcję 39,3 miliona dolarów, co było całkiem sporą kwotą, jak na tamte czasy. Mimo to na planie filmowym miały podobno panować godne pożałowania warunki. Scott chcąc uzyskać odpowiednią atmosferę w filmie, a zarazem zaoszczędzić trochę na budżecie, sporo zdjęć kręcił nocą, w deszczu i dymie. Z powodu tworzonego na planie dymu aktorzy i reszta pracowników często musiała nosić maski dla ochrony swoich dróg oddechowych. Scott przyniósł też na plan obraz Edwarda Hoppera Nocne marki, by aktorzy zrozumieli o jaki klimat chodzi mu w filmie. Na dachu budynków stały ustawione przez niego ogromne głośniki z których płynęła muzyka do Rydwanów ognia, stworzona przez nagradzanego greckiego kompozytora Vangelisa. Później głośniki zostały wysadzone w powietrze podczas kręcenia ujęcia, co zwiększyło dynamikę toczącej się akcji.

Strony: 1 2 3 4

Olga Sawicka

Uwielbiam książki z każdej półki, dlatego chętnie o nich piszę. W wolnym czasie obejrzę dobry film albo zagram w grę na peceta. Cenię sobie literaturę, filmy czy gry nie tylko z topowych dziesiątek, ale również te bardziej niszowe, mało znane. Ponadto interesuje się różnymi zjawiskami zachodzącymi w fandomach i kulturze popularnej. Jestem fanką tekstowych roleplayów, w których dawniej aktywnie uczestniczyłam.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze