Parada serc – recenzja filmu. Zakochaj się w Krakowie, bo w filmie będzie ciężko

Parada serc to trzecia próba podbicia rynku komedii romantycznych podjętych przez Netflix w Polsce. Po wizycie w Warszawie (Miłość do kwadratu) oraz Zakopanem (Poskromienie Złośnicy) tym razem trafiamy do Krakowa, aby zakochać się w… No właśnie – w czym?

Przed rozpoczęciem recenzji filmu Parada Serc warto przedstawić ludzi, którzy odegrali najważniejszą rolę. Reżyserem jest Filip Zybler, który w ostatnich kilku latach wyreżyserował aż 5 komedii romantycznych. Także mamy do czynienia z ekspertem w swojej dziedzinie. Za scenariusz odpowiada duet Wiktor Piątkowski oraz Natalia Matuszek. Szczególnie ten pierwszy scenarzysta jest kluczowy. Jest to założyciel Bahama Films, które to m.in. uczy sztuki scenopisarskiej. Jego poprzednie dzieła to wspomniana wyżej Miłość do kwadratu. Jest to szczególnie istotne, gdy spojrzymy na fabułę filmu i wszelkie schematy w które wpada. Bo czy dobry scenariusz to taki, który spełnia wymogi gatunku, czy może wyłamuje się z nich i proponuje coś nowego?

Zobacz również: The Boys, sezon 3 – recenzja. Chłopaka ocenia się nie po tym jak zaczyna, a jak kończy

Z pierwszych scen dowiadujemy się, że główna bohaterka, Magda, jest Wszechogarniaczem. Jest szczęśliwa i prowadzi uporządkowane życie w Warszawie. Już wkrótce ma dostać awans i zostanie nową dyrektorką programową w telewizji. Jednak niefortunnie dla niej, nie osiąga swojego celu – zostaje zwolniona. Przy okazji porzucona ją narzeczony. W końcu, jak można być w związku z kimś kto stracił pracę 5 minut temu? Wstyd i hańba! Jednak Magda wyznacza sobie target, by odzyskać zaufanie szefowej. W tym celu wyjeżdża do Krakowa. Chce nakręcić relację z parady jamników, ponieważ jej pies nie mógł wygrać tego konkursu wcześniej. W Krakowie wprowadza się całkowicie przez przypadek do organizatora tego konkursu, Krzysztofa. Wiem… Fabuła brzmi trochę (albo nawet bardzo) głupio, ale, hej –  taki gatunek, więc trzeba nie myśleć, tylko akceptować

Zobacz również: Szekspir w parku – recenzja spektaklu plenerowego Sen nocy letniej

parada serc

Jednym z głównych motywów, które przebijają się w filmie jest tzw. warszawskość vs krakowskość. W Warszawie wszystko pędzi, ludzie nie mają czasu. Za to w Krakowie sielankowe życie zdaje się nie mieć końca. Aż dziw, że krakowscy taksówkarze nie wyrazili protestu ani bojkotu tego filmu, gdyż w filmie zostali pokazani jako osoby, którym nie zależy na klientach, ani na zarobku. Ten kontrast wypada w sposób naturalny. O wiele lepiej niż w innych produkcjach motyw Miasto vs Wieś. I należy to docenić. Magda uczy się żyć spokojnie oraz nie pędzić przed siebie widząc tylko target i deadline. Krzysztof za to uczy się walczyć o swoje uczucia do Magdy, a nie tylko czekać aż życie samo się przydarzy.

Zobacz również: Człowiek kontra pszczoła – recenzja serialu. Powrót Rowana Atkinsona

Gatunek jakim jest komedia romantyczna jest dość wyświechtany, dlatego każde odejście od schematu daje plusa. Postać Wiktora (Piotr Rogucki) przedstawiono w taki sposób, że w końcu na homoseksualistę można spojrzeć jak na człowieka, który nie jest stereotypowym gejem jak w wielu polskich filmach. Para głównych bohaterów zaś nie zakochuje się od pierwszego wejrzenia. Dopiero w połowie filmu zaczynają się pierwsze zbliżenia. I to w momencie, który wygląda jak wyciągnięty ze 101 dalmatyńczyków. Niestety,  jest tu mnóstwo przypadków i zbiegów okoliczności. Magda przeprowadza się by zrobić relację z wystawy psów i AKURAT wynajmuję pokój u organizatora. Magda nie może wyjaśnić, że chłopak, który ją odwiedza to jej były narzeczony z którym nic go nie łączy. Oczywiście, że nie. Trzeba robić szopkę z urażonym facetem, który wyjeżdża nie mogąc znieść odrzucenia, a druga połówka musi go gonić, żeby złapać w ostatnim momencie i powiedzieć kocham, żeby mogli żyć długo i by było im zielono. Już w Nigdy w życiu sprzed 18 lat był taki motyw i nie sądzę by się znudził. A to, że bohater mieszka obok Wawelu wykonując grawerowanie na nagrobkach daje mi do myślenia, czy to nie czas na zmianę zawodu?

Zobacz również: Elvis – recenzja filmu. Audiowizualna uczta, którą koniecznie trzeba zobaczyć w kinie

Parada Serc

Na plus zdecydowanie obsada. Anna Próchniak w roli ambitnej dziewczyny próbującej ułożyć życie na nowo wypada naturalnie i przekonująco. Michał Czernecki jako wdowiec – ojciec również daje radę. Iwo Rajski jako syn gra takiego samego chłopca co w innych filmach – równie dobrze Serce kradną jednak wspomniany już Piotr Rogucki jako Wiktor i Grzegorz Warchoł jako Grabarz – filozof. Ich mądrości i przekomarzania są miłe dla ucha i za każdym razem, gdy pojawiają się na ekranie jest od razu przyjemniej. Mądrego to aż miło posłuchać. Za to najgorzej wypada Katarzyna Zielińska jako Irenka. Skąd w tej komedii pojawiła się postać z kreskówki, która knuje i spiskuje w taki sposób, że mogłaby pojawić się jako antagonista w Scooby-Doo? Jednak nie licząc tej postaci, reszta wypada przyzwoicie. Szczególnie doceniam, że w główne role nie wcielają się aktorzy-celebryci, co to mieliby sprzedać film.

Zobacz również: The Princess – recenzja filmu. Średniowieczna Atomic Blonde

Starałem się, próbowałem znaleźć jak najwięcej pozytywów, jednak nie oszukujmy się. Jest to przeciętna, nieśmieszna komedia romantyczna jakich powstało wiele i będzie wiele podobnych. Brak tu i humoru i logiki i własnej tożsamości, więc oczekujcie raczej rozczarowania. W ogólnym rozrachunku Parada Serc jawi się jako film, który nie próbuje odkryć koła na nowo, co najwyżej zmienia opony zimowe na letnie. Dla zagorzałych fanów komedii romantycznych jest to pozycja warta uwagi. Natomiast jeżeli masz już dość taśmowo produkowanych polskich rom-komów spod znaku Polsatu, TVN lub Netflixa, zdecydowanie polecam odpuścić. No chyba, że lubisz psy na ekranie. Wtedy musisz obejrzeć już teraz!

Plusy

  • Ładne zdjęcia Krakowa
  • Dużo piesków
  • Postacie drugoplanowe

Ocena

3 / 10

Minusy

  • Powiela gatunkowe schematy
  • Scenariusz
  • Wieje nudą
Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze