W 3 odcinku Rodu Smoka zostajemy niespodziewanie przeniesieni 3 lata w przód. Pojawia się więc nowy pretendent do tronu w postaci 2-letniego dziecka. Poza powyższym nic się nie zmieniło.
Ród Smoka zaczyna stopniowo zamieniać się w baśń. Jest więc księżniczka uciekająca przed obowiązkiem ślubu, oraz towarzyszący jej przystojny rycerz w lśniącej zbroi. Jest też smutny król, kryjący swe żale w pucharze wina. A nade wszystkimi góruje niepokorny książę, który w akcie bohaterstwa wyrusza na bitwę z całą armią. House of Dragon jak dotychczas maluje się jako ugrzeczniona wersja Gry o tron. Nudniejsza i smutniejsza.
S01E03, Drugi tego imienia, to 3-letni skok w przód wobec poprzedniego odcinka. O dziwo jednak powyższy zabieg w żaden sposób nie przerywa ciągłości fabularnej, a między odcinkami niewiele się w królestwie zmieniło. Król Viserys Targaryen obchodzi drugie urodziny swego długo wyczekiwanego syna. Dorosłą już Rhaenyrę – wciąż następczynię tronu – namawia do zamążpójścia. W tym samym czasie Daemon Targaryen, jedyny bohater oferujący emocje, wyrusza na bitwę z Karmicielem Krabów. Jest więc dużo polityki, sporów rodzinnych, ale także nieco walki. To ostatnie robi najwięcej roboty.
Zobacz również: Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy – recenzja dwóch pierwszych odcinków
Ród Smoka rozwija się ślimaczo, niczym twórczość R.R. Martina. Akcji jest jak na lekarstwo, większość czasu ekranowego zajmują sztywne dialogi i dworskie spory. Tempo pierwszych odcinków męczy i nie przyciąga. Gra o tron przyzwyczaiła nas do ogromnego świata pełnego różnobarwnych postaci, wojen i podróży, rozgrywających się na łamach kilkunastu linearnych wątków, tymczasem Ród Smoka z rzadka wygląda poza bramy Czerwonej Twierdzy. W tym kontekście bardziej przypomina Koronę królów, niż rzeczoną Grę o tron. Przepraszam za okrutne porównanie.
Rhaenyra to całkiem obiecująca postać, choć póki co jedynie chodzi i się dąsa. I czasem zrobi coś epickiego. Daemon Targaryen roztacza wokół siebie aurę szaleńca, pod którą chowa się intrygująca i charakterna postać. Aż szkoda, że na ekranie pojawia się po to, by zaraz zniknąć i nie pojawić się przez kolejne nie-wiadomo-ile-czasu. Poza powyższą dwójką próżno szukać postaci, której losy nie byłby widzowi obojętne. Ponownie w negatywnym świetle porównam Ród do Gry o tron, którą tworzyła mieszanka ciekawych, kontrastujących ze sobą postaci. A choć był ich lekki przesyt, to w Rodzie, niestety, jest niedosyt.
Zobacz również: Wielka wojna o Pierścienie Władzy – o toksyczności Hollywoodu i fandomów
Ród Smoka jest do przesady sztywny, kolorystyka i muzyka budują smętny nastrój. Brakuje tu wiecznie uśmiechniętej Aryi, sarkastycznego Tyriona czy zabawnie nieudolnego Podricka Payne’a. Cholera, znowu porównuję serial do Gry o tron. To chyba jednak nieuniknione. Mam nadzieję, że House od the Dragon podźwignie swoje brzemię i wyjdzie spod cienia popularniejszego sequela. Bo, jak na razie, wychodzi mu to kiepsko.
Dobra, dość narzekania. W ostatecznym rozrachunku 3 odcinek Rodu Smoka to… całkiem ciekawa produkcja. Muzyka robi świetną robotę, rozwijanie wątków (choć powolne), potrafi zainteresować, zaś niepewne losy królestwa budzą spekulacje co do przyszłości Westeros i rodu Targaryenów. Serial jest póki co mozolny i mało widowiskowy, ostatnie 10 minut niniejszego epizodu nadrabia jednak zaległości. Jest więc akcja, ogień i krew. Czyli to, na co czekaliśmy.
Zobacz również: Ród Smoka, odc. 1 – recenzja. Umarł król, niech żyje król?
Na wiele aspektów można narzekać, niemniej Ród Smoka zapowiada się jako wzniosła i niebanalna historia. HBO, nie zepsuj tego.
Źródło głównej grafiki: materiały prasowe