The Mars Volta – The Mars Volta – recenzja płyty

Nowa płyta The Mars Volta z pewnością jest bardzo dużym zaskoczeniem, pod wieloma względami.  Przede wszystkim, absolutnie na nich nie stawiałem, choć zdarzało im się nagrywać bardzo dobrą muzykę. A tu są w wyśmienitej formie. Ci, którzy znają twórczość kolektywu, mocno zaskoczą się tym co znajdą wewnątrz, bo progresywną psychodelię zastąpili stylowym i dojrzałym indie popem. I wyszło im to na dobre!

Cedric Bixler-Zavala i Omar Rodríguez-López nie wyglądają już tak cool jak dwie dekady temu, gdy po rzuceniu w kąt hardcore’owego At The Drive-In postanowili pomieszać punka, psychodelię lat 60’ i 70 z progresywnym rockiem spod znaku Rush. Przerzedzone czupryny, większe postury. Nie są już tak szaleni jak ich kultowy album Deloused in the Comatorium. Ale, pod względem jakości, zbliżają się temu poziomowi. Bo nie oszukujmy się, innowacyjne patenty, które powielali przez na kolejnych, bardzo często wydawanych krążków (6 płyt w 9 lat), sprawiły, że już później nie patrzyło się na nich poważnie (dwie kolejne, Frances The Mute i Amputechture dawały jeszcze radę, reszta to już popłucznyny). Po 2012 roku zawiesili zespół, w międzyczasie reaktywowali (ze średnim powodzeniem) At The Drive-In… a teraz powracają w chwale.

Zobacz również: Andor recenzja przedpremierowa (odc. 1-4). Nowa Nadzieja Star Warsów?

Przyznam, że nie bardzo chciałem w ogóle sięgać po tę nową płytę, zwłaszcza, że promujący ją, wydany w wakacje singiel Blacklight Shine nie zapowiadał aż takiej bomby – niby ciekawy, zwiastujący zmiany, ale prezentujący muzyczny „groch z kapustą” – trochę starego stylu, trochę nowego, trochę po angielsku, trochę po hiszpańsku. I faktycznie to jedna ze słabszych pozycji na The Mars Volta. Bo mamy tu to co uwielbiam – piękne melodie i emocje. Naprawdę, ciężko wybrać to co najlepsze, bo utwór po utworze jest coraz lepiej. Shore Story (delikatna, subtelna odsłona gości, który przez długie lata krzyczeli), wręcz popowy Blank Condolences, magiczny (sprawdźcie klip!) Vigil i tak dalej. Bixler-Zavala często brzmi tu jak… Phil Collins (a czasem jak Kelly Jones ze Stereophonics). Jednak to warstwa muzyczna rządzi – rozbudowane harmonie, smaczki w tle. Omar Rodríguez-López w szczytowej formie. Bardzo wzięło mnie na tę płytę i nie mogę się od niej odkleić.

Mimo sporej długości (14 numerów łącznie) zupełnie tego nie odczuwam. Zdaję sobie sprawę z pewnych niedociągnięć. Czasem się w tym rozmarzeniu rozmywają, zostają okruchy starego stylu, które są dla mnie ciężko strawne – choć taki Que Dios Te Maldiga Mi Corazon daje radę. Jednak oceniam The Mars Volta bardzo wysoko. Polecam, żebyście sprawdzili czy mam rację.

Plusy

  • Zmiany wyszły im na dobre…bardzo
  • Wokal na najwyższym poziomie - Cedric Bixler-Zavala w końcu, gdy tak nie krzyczy, udowadnia, że jest świetny w tym co robi
  • Dopracowane kompozycje

Ocena

9 / 10

Minusy

  • Stare przyzwyczajecie, na szczęście nie ma ich za dużo
Przemek Kubajewski

Dyrektor Akademii Menedżerów Muzycznych. Entuzjasta wszystkiego, co składa się na pojęcie 'popkultura'. Zawodowo zajmuje się marketingiem, PRem i sprzedażą w branży muzycznej (i nie tylko). Prywatnie fan gier video, piłki nożnej (głównie angielskiej) i książek o latach 90' (taki z niego boomer). Nie ma jednak na to za dużo czasu, bo przede wszystkim poświęca go swoim dzieciom. Zarówno zawodowo jak i prywatnie słucha dużo muzyki i bardzo lubi dzielić się spostrzeżeniami na jej temat z innymi.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze