Silent Twins – recenzja filmu. Dobrze się milczy w miłym towarzystwie

W ten piątek w kinach swoją prapremierę miał nowy film w reżyserii Agnieszki Smoczyńskiej pod tytułem Silent Twins.  Twórczyni takich produkcji jak Córki dancingu czy Fuga tym razem postanowiła opowiedzieć nam historię sióstr June i Jennifer Gibbons. Jest to skrypt na tyle oryginalny, przedstawiający nam silnię toksyczną więź między rodzeństwem, pełną nienawiści i miłości.

Silent Twins bazuje na prawdziwej historii opowiedzianej w reportażu Milczące bliźniaczki autorstwa Marjorie Wallace wydanym w Polsce przy okazji premiery filmu za pośrednictwem Wydawnictwa Czarne. Dziewczynki poznajemy już w ich dzieciństwie. Zachowania bohaterów są odwzorowane z niezwykłą dbałością o szczegóły. Voice coach miał za zadanie nauczyć wielu z aktorów akcentów (Państwo Gibbons pochodzący z Barbadosu, mają adekwatny dla tego miejsca sposób wymowy), a także wad wymowy tak jak to było w przypadku June i Jennifer.

Zobacz również: Hotel Europa – recenzja pierwszego odcinka serialu

Relacja między bliźniaczkami ewoluuję. Na początku dziewczynki milkną dla świata zewnętrznego, otwierając się jedynie dla siebie na wzajem. Stopniowo zacieśniają więzi, atmosfera jest coraz gęstsza. Z jednej strony obserwujemy historię niezwykłej miłości, posiada ona jednak również ciemną stronę. Mamy tu do czynienia z niezwykle emocjonalnym kinem. Siostry bardzo o siebie dbają, jednocześnie odczuwając silną chęć rywalizacji z której następnie rodzi się nienawiść i agresja.

Silent Twins są wyreżyserowane obłędnie. Warstwa audio-wizualna zdecydowanie jednak w sposób nienachalny potęguje emocje. Co ciekawe film został w prawie 100% zrealizowany w Polsce. Już proces tworzenia tego filmu sam w sobie nadaje się na filmową historię, obfitującą w liczne przeciwności losu. Pandemia zablokowała proces twórczy do tego stopnia, że zaistniała możliwość iż Milczące bliźniaczki nie będą miały szans ujrzeć światła dziennego. Castingi, szkolenia i liczne konsultacje miały formę spotkań na Zoomie. Pomimo tych trudności udało się stworzyć dzieło wręcz doskonałe pod względem przelewania emocji wprost z ekranu na widza.

Zobacz również: Amsterdam – recenzja filmu. Wybór jest ważniejszy niż potrzeba

Fot. Silent Twins
Fot. Silent Twins

Zarówno dziecięce jak i dorosłe aktorki wcielające się w June (Leah Mondesir-Simmonds i Letitia Wright) oraz Jennifer(Eva-Arianna Baxter i Tamara Lawrence) Gibbons robią to z biograficzną dokładnością. Chemia między duetami aktorek dorównuje tej którą przypisujemy prawdziwym bliźniaczkom. Wielowymiarowość tej relacji rozbija widza na atomy, zaś reżyseria i scenariusz spina całość klamrą sportretowaną z użyciem animacji poklatkowej.

Właśnie te animowane przerywniki są jedną z moich ulubionych rzeczy w tym filmie. Wykonane z bardzo dużym wykorzystaniem kultury voodoo. Przesłodko makabryczne szmaciane lalki w psychodelicznym otoczeniu. Człowiek topiący się w Pepsi? Proszę bardzo! Narracje bliźniaczek przenikające się z faktami wytwarzają niepowtarzalny klimat. Porównywalny do zaburzeń dysocjacyjnych. Widz pozostaje rozbity po seansie i potrzebuje naprawdę wiele czasu aby wrócić do siebie.

Zobacz również: Apokawixa – recenzja filmu. Tytuł durny i film też durny

Fot. Silent Twins
Fot. Silent Twins

Silent Twins porażają narracją, skłaniają do refleksji historią i przeszywają oryginalną warstwą audiowizualną. Autentyczną oryginalną opowieść warto poznać za pośrednictwem reportażu i filmu dokumentalnego. Reżyseria Smoczyńskiej nadaje natomiast temu scenariuszowi z życia wziętemu autentyczności i wielokrotności przekazu. Charakterystyczne dla twórczyni Córek dancingu. W końcu i tutaj mamy opowieść o siostrach. Kto zobaczy oba filmy z pewnością ujrzy podobieństwa i nawiązania w relacji June i Jennifer oraz Złotej i Srebrnej.

Plusy

  • Fantastyczne aktorstwo
  • Wzbudzające silne emocje scenariusz
  • Ciekawie zrealizowane wstawki animowane

Ocena

9 / 10

Minusy

  • Nieuważny widz może zgubić się w narracji
Tymoteusz Łysiak

Entuzjasta popkultury, który najpewniej zamiast kolejnego "Obywatela Kane" wolałby w kinie więcej produkcji w stylu "Toksycznego mściciela". Fan dziwności, horroru, praktycznych efektów, kociarz, psiarz i miłośnik ludzi. W grach lubujący się w satysfakcjonującym gameplay'u. Życie teatrem absurdu.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze