Akademia Dobra i Zła – recenzja. Kolorowa baśń o przyjaźni w Hollywoodzkim stylu

Są filmy oparte o morał, tudzież posiadające odgórny motyw przewodni, pod który podpięta jest cała fabuła. Wydarzenia mają omawiany wątek jedynie wzbogacić. Może i wydaje się to aż nazbyt oczywiste, acz wspominam o tym, gdyż w Akademii Dobra i Zła tym motywem jest z całą pewnością przyjaźń dwóch głównych bohaterek. W tle majaczy romans, bądź dywagacje na temat dobra i zła (co wydaje się oczywiste z racji tytułu!), ale jest to tylko otoczka pod wyżej wymienioną relację. Tylko czy ta relacja sama w sobie jest na tyle ciekawa, aby utrzymać widza po koniec seansu?

Na starcie wypadłoby zaznaczyć, że jestem osobą, która dowiedziała się o istnieniu serii książek o tym samym tytule, przeglądając opinie użytkowników Filmweba. Toteż w mojej recenzji nie znajdziecie zarzutów o odbieganie fabuły od powieści, czy wypominanie złego doboru aktorów, niepasującego do kanonu i moich czytelniczych wyobrażeń. Nic nie wiedziałem o fabule książkowej i podszedłem do seansu z czystą kartą, ot, zaintrygowany nowościami z gatunku fantasy i samym opisem.

Zobacz również: Najlepsze seriale Netflixa


Szkoła bohaterów i złoczyńców oraz jej uroki


Nie da się ukryć, że największą zaletą tej produkcji jest jej warstwa wizualna, co widać już po samych screenach. Dobro i wszystko, co z nim związane jest barwne, przesadnie kolorowe, żeby nie powiedzieć – mdło cukierkowe. Z kolei Zło przedstawia się w ciemnych rysach. Z reguły jest brzydkie, wrogie, aż ziejące grozą. Charaktery uczniów z racji samej przynależności do jednego z dwóch obozów również zdają się przejaskrawione, a wręcz karykaturalne. Książę jest szlachetny a księżniczka piękna. Wiedźma okrutna, cyklop głupi i brutalny, a przykładów można mnożyć. Początkowy kontrast między tymi dwoma światami, dwoma szkołami wywołuje autentyczną ciekawość, a baśniowa otoczka dopełnia całości i sprawia, że początkowe wrażenie jest oszałamiające.

fot. Materiał prasowy/ Akademia Dobra i Zła (2022)

Później również dostajemy obietnice ciekawie prowadzonej fabuły, gdyż podział zero-jedynkowy okazuje się niekoniecznie pasować do tych dobrych i złych. Świat, jak wiemy, nie jest jednoznaczny, co też próbuje się w tej produkcji przemycić jej młodszym odbiorcom. Księżniczka, mimo zewnętrznego piękna, okazuje się pyszna i arogancka, a wiedźma, choć szpetna, że aż włos się jeży, może wyjść na sympatyczną etc, etc.

Zobacz również: Black Adam – recenzja filmu. Pleśniejący kotlet odgrzewany na elektrycznej kuchence?

Świat przedstawiony jest baśniowy, co jeszcze wspomnę pewnie kilka razy, a bohaterów w nim zawartych, raczej będziesz kojarzyć. W produkcji ujrzymy chociażby syna Księcia z Bajki, który – wbrew swemu ojcu – nie chce nawet być bohaterem i nie odnajduje się w Akademii, bądź dziedzica kapitana Hooka, którego syn będzie przytaczał jako autorytet. Wygląd nauczycieli również jest bardzo pieczołowicie przygotowany i dopracowany… mimo ogólnej bezsensowności prowadzonych zajęć, które jednak wpasowują się pod estetykę baśniowości. Cała plejada magicznych istot, w miarę dobrze zaanimowana, dopełnia wizerunku całości. Rozmach wysokobudżetowych produkcji zza oceanu czuć bardzo wyraźnie… z wszelkimi tego minusami.


Produkcja młodzieżowa wraz ze wszystkimi skazami


Nie ukrywam, że nie mieszczę się w targecie przewodnim odbiorców – jest to produkcja raczej młodzieżowa, z wszelkimi bolączkami gatunku. Musimy znaleźć tam romans, choć bardzo szczątkowy, obowiązkowy, a zachowanie bohaterek i uproszczenia fabularne… cóż, czym dalej w las – tym bardziej są dostrzegalne. Nie znienawidziłem, co prawda, głównych postaci, ale żebym je polubił – o taką opinię również się nie poszczycę; kilka razy mnie zirytowały, ale większych emocji względem nich nie poczułem. Ot, typowe bohaterki produkcji dla nastolatków i na tym skończę.

fot. Materiał prasowy/ Akademia Dobra i Zła (2022)

W trakcie seansu miałem wręcz wrażenie, że oglądam serial, aby zorientować się, że z dwóch godzin zostało mi trzydzieści minut, a koniec ponagla. Wtedy też akcja gwałtownie przyspiesza i tu zdarzają się coraz większe potknięcia. Widać, ze scenariusz pisano, byleby ścisnąć dużą ilość wątków w zbyt małej ilości czasu. Starano się, ale ktoś ewidentnie poległ przy swym zadaniu. Cała magia znika pod koniec na rzecz widowiskowości, która jednak dla grupy docelowej nie powinna stanowić aż takiego problemu. Ja osobiście czułem, że ktoś zaczął mnie wręcz poganiać, jakbym przewijał i oglądał co 5 minutę.

Zobacz również: Rosaline – recenzja filmu. To nie musi być moja bajka

Samo zakończenie to pokaz CGI, którego nie powstydziłby się mistrz tego rzemiosła – Michael Bay. Wyjątkowość produkcji rozpłynęła się szybciej, niż zdążyłem się do niej przyzwyczaić, a oglądając, czułem się, jakby znowu przeżywał nudę związaną z nieudaną adaptacją Siódmego Syna

Akademia Dobra i Zła
fot. Materiał prasowy/ Akademia Dobra i Zła (2022)

Do głównego złoczyńcy również muszę się przyczepić, bo nie widzę kompletnie sensu w jego działaniu, co jednak już stanowi strefę spoilerów, których tu nie zamieszczę. Wspominam o tym jednak, aby wyrazić, że – w moim odczuciu – nie jest on za dobrze napisany, co stanowi kolejną z rys tej produkcji.


Kilka słów o castingu


Sama kadra aktorska powinna z kolei zostać sklasyfikowana pod czerwony napis – zmarnowany potencjał! Mamy tu w końcu takie gwiazdy jak: Charlize Theron, Kerry Washington, Laurance Fishbune czy Michelle Yeoh. Owszem są fajnie ucharakteryzowane, kolorowe, ale ostatnia z nich – posiada może dwie kwestie, a na ekranie pojawia się prócz tego z jeden raz więcej! Nie rozumiem kompletnie, po co sprowadzono tak rozpoznawalne twarze, skoro można by je zastąpić mniej znanymi – tańszymi! – z którymi później kojarzylibyśmy te postaci, a pieniądze za angaż poszłyby na, nie wiem… dopracowanie scenariusza, efektów? Mam wrażenie, że znane nazwiska miały zwrócić ciekawość co to bardziej zorientowanych widzów… i to był ich jedyny cel. Mission accomplished, można się rozejść…

Akademia Dobra i Zła
fot. Materiał prasowy/ Akademia Dobra i Zła (2022)

Zobacz również: Kącik Azjatycki – Spragnieni miłości. Niebanalna historia zwykłej miłości

Warto również nadmienić, że obsada jest skrajnie zróżnicowana, jeśli mówimy o jakiejkolwiek wiarygodności świata przedstawionego – jest to powtórka z Pięknej i Bestii z Emmą Watson. Zawsze, nieważne, jaka grupa podchodzi do naszych bohaterek, musi składać się z przedstawicieli różnych ras. Jest to o tyle po macoszemu zrobione, gdyż mamy postać azjatyckiej księżniczki, która posiada orientalną suknie i ogólnie wygląda to dobrze… ale w tle widzimy postacie tego samego pochodzenia ubrane już w stroje quasi-średniowieczne, charakterystyczne dla Europy. Jest to tym boleśniejsze, bo mogliby poszczycić się o zasięgnięcie z baśni z całego globu i przedstawienie postaci z tymiż powiązanych… co, ma się rozumieć, nie ma miejsca.

Akademia Dobra i Zła
fot. Materiał prasowy/ Akademia Dobra i Zła (2022)

Jeśli ktoś dostrzega tego typu szczegóły, będzie go to uwierać. Zawczasu więc uprzedzam, jeśli rozważasz seans. Sam tego nie odczułem, acz stałem się niezmiernie ciekawy, czy w powieści również wyglądało to w ten sposób, czy – tak jak w Wiedźminie – jest to tylko zabieg Netflixa? Ktoś czytał, wie?


Czy warto, czy lepiej unikać?


Najprawdopodobniej zapomnę o tym filmie na przestrzeni dni, już czuję, że kilka godzin po seansie trochę zapomniałem. A choć końcówka sugeruje kontynuacje, jest duże prawdopodobieństwo, że jej nie ujrzymy. Czy zatem warto sięgnąć po Akademie Dobra i Zła? To zależy, czego oczekujesz. Jeśli nie masz pomysłu na film, a chciałbyś się rozluźnić czymś mniej poważnym – sięgaj po ten film, jasne, jest dla Ciebie. Ale poziomu Harrego Poterra się nie spodziewaj, o nie! To nawet nie Osobliwy dom Pani Peregrine, a może coś… a’la Percy Jackson, ale w żeńskiej wersji? Zainteresowany?

Plusy

  • baśniowy klimat
  • niejednoznaczne przedstawienie dobra i zła
  • barwna charakteryzacja postaci

Ocena

5 / 10

Minusy

  • niewykorzystanie w pełni świata przedstawionego
  • uproszczona fabuła, gnająca na złamanie karku
  • zmarnowanie potencjału zatrudnionych aktorów

Według innych redaktorów...

Anna Paczkowska
23 października 2022

Akademia Dobra i Zła natychmiast mnie do siebie przyciągnęła, bo na pierwszy rzut oka widać, że to są moje klimaty. Sama charakteryzacja zdawała się do mnie krzyczeć: TO COŚ DLA CIEBIE. I wiecie co? Miała rację!

Premiera Netfliksa napisana i wyreżyserowana została na podstawie bestsellerowej serii książek Somana Chainaniego, która w Polsce wydana została przez Wydawnictwo Jaguar. Sukces książek to jedno, jednak do tego filmu przyciągają także wspomniane powyżej kostiumy  i obsada. Przyznaję się, winna, zakochałam się w Charlize Theron po raz kolejny. Ale czy można mnie za to winić? Tylko na nią spójrzcie!

To prosta historia, w zasadzie bajka, jednak na żadnym etapie nie próbowała udawać, że jest inaczej. To takie wartości, jak przyjaźń i miłość są dla niej kluczowe. Co istotne i warte podkreślenia to to, że właśnie ta pierwsza wartość stanowi clue tej bajki. Naturalnie miłostki także są obecne, jednak stanowią tylko tło. I to jest super! Kto bowiem jest bliższy nastoletniej dziewczynie od jej najlepszej przyjaciółki?

Nie brakuje rozważań nad naturą tytułowych dobra i zła, a także pytań starych, jak świat, czyli kim tak naprawdę jesteśmy i co w nas siedzi. Akademia Dobra i Zła stara się na te zagadnienia odpowiedzieć i robi je na bardzo prostym, podstawowym poziomie. Czy to wystarczające? Osobiście uważam, że tak, ponieważ grupą docelową zarówno książek, jak i filmu są dzieci i młodzież.

Jestem troszeczkę starsza od osób targetowanych, a mimo to bawiłam się naprawdę dobrze. Prosta i przyjemna fabuła stoi stereotypami i dobrze znanymi motywami. Została zapakowana w piękny kolorowy papier i ozdobiona ślicznymi wstążkami. Poza świetnymi kostiumami, oko widza cieszy też ładna scenografia, a ucho zachwyca super ścieżka dźwiękowa. Kulminacyjna scena akcji sama w sobie nie jest jakaś WOW, ale cover Toxic Britney Spears, którym jest oprawiona, spowodował, że poczułam ciary na całym ciele! To było COŚ.

Aktorstwo istotnie nie jest wybitne, na tle średniawek wyraźnie odznacza się urzekająca Charlize Theron, która kradnie każdą scenę, w której się znajduje. Główne bohaterki jednak szczególnie nie odstają od reszty obsady. Uwierzyłam w ich przyjaźń, a lojalność Agaty względem Sofi jest wręcz wzruszająca. To sympatyczne postaci, choć pozbawione głębi.

Wielka szkoda, że kostiumy, choć piękne, co powtarzam po raz wtóry, są tylko pozowane na (chyba) średniowieczne, a nie odwzorowane. Niestety nie oddają ducha żadnej epoki, jednak wiem, że wcale nie miały tego robić. Akcja osadzona jest w żadnych konkretnych czasach, czerpiąc trochę ze współczesności i trochę z przeszłości.

Pomimo licznych wad tej produkcji, jej zalety sprawiły, że bawiłam się naprawdę dobrze. Na minus jest finał, który został rozegrany dość pośpiesznie i chaotycznie. Przydałoby się jeszcze z pół godziny, aby tę historię zakończyć bardziej gładko. Film jednak liczy sobie już ponad 2 godziny, zatem rozumiem, że starano się wątki skracać, nie rozciągać. Mimo to był to finał z przytupem, który mnie osobiście zaangażował. Naprawdę z przyjemnością obejrzałabym kontynuację.

6.5
Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze