Władca Pierścieni: Pierścienie władzy – recenzja 1 sezonu. Źle, ale czy tragicznie?

Jakiś czas temu miał miejsce finał głośnej produkcji Amazona, przedstawiający historię Śródziemia na tysiące lat przed wydarzeniami z trylogii Władca Pierścieni. Fala krytyki, która wylała się na serial już po pierwszych odcinkach nie przeszkodziła produkcji w biciu rekordów popularności. Czy jednak ten tytuł zasługuje na aż tak ogromny hejt?

Fabuła serialu Pierścienie Władzy, mimo mylnego tytułu, skupia się w głównej mierze na historii młodej Galadrieli. Bohaterka po zakończeniu wojny między elfami a demonicznym Morgothem, w trakcie której straciła ukochanego brata, zafiksowała się na odnalezieniu jego naczelnego sługi – czarnoksiężnika Saurona.

Zobacz również: Najlepsze seriale HBO

Ten, zgodnie z wszechobecną opinią, przepadł bez wieści i z pewnością już nie powróci. W co oczywiście nie może uwierzyć Galadriela. Bohaterka z nieopisanym zaparciem tropi Mrocznego Lorda na krańcach Śródziemia. Przynosi to negatywne konsekwencje, gdyż w skutek jej obsesji inne elfy się od niej odwracają. Natomiast wielki król elfów, Gil-Galad, postanawia odesłać ją do dalekich krain na wieczną emeryturę. Do tego jednak nie dochodzi i elfka pragnie kontynuować swoją jakże „szlachetną” krucjatę.

Oczywiście oprócz motywu jej obsesji w ściganiu Saurona, serial pokazuje nam również kilka innych równie ważnych dla historii Śródziemia wątków. Jednym jest przybycie tajemniczego obcego, który napotyka plemię harfootów. Czyli takich pierwotnych hobbitów, którzy wtedy jeszcze prowadzili koczowniczy tryb życia. Rozwiązanie tej historii, jak zresztą cały jego wątek, jest słabiutkie i kiczowate, zapowiada jednak większy czas ekranowy na dalsze sezony. Poza przybyszem wśród hobbitów mamy również okazję poznać dalekiego przodka Aragorna – Elendila, wtedy jeszcze kapitana straży morskiej, a nie szlachetnego króla.

Pierścienie władzy
Fot. kadr z serialu

Mnogość wątków, ukazanych już w pierwszych odcinkach jest tak duża, że łatwo się całością znudzić, a nie koniecznie w całej akcji pogubić. Bo generalnie przebieg wydarzeń jest prosty jak drut i łatwo się w tym odnaleźć. Nie ma tu komplikacji, licznych zwrotów akcji, czy szczegółów, wymagających cofania się do początku odcinka. Średnio to wypada w tak ważnym dla uniwersum Władcy Pierścieni serialu. Bo dowodzi to, że każdy z wielu wątków jest traktowany pobieżnie, żaden nie jest na tyle wciągający, żeby wzbudzał większe emocje. Większość z nich przez większość czasu niestety… nudzi. Dopiero kulminacja wydarzeń każdej historii potrafi nieco wciągnąć, ale niestety nie nadrabia to wypracowanych zaległości.

Pierścienie władzy
Fot. Materiały prasowe

Skoro już przebrnęliśmy przez ocenę obszernej, aczkolwiek średnio napisanej fabuły czas przejść do konkretniejszych aspektów. A mianowicie wylewającej się z ekranu kabzy. Już wcześniej słyszeliśmy, jak to Amazon chwalił się astronomicznym budżetem per odcinek. Zresztą, który serwis streamingowy ostatnimi czasy się tym nie chwali, niech pierwszy rzuci kamień. Ale w przypadku produkcji Prime Video, ten budżet faktycznie widać na każdym kroku.

Zobacz również: Akademia Dobra i Zła – recenzja. Kolorowa baśń o przyjaźni w Hollywoodzkim stylu

Serial Pierścienie Władzy wizualnie jest piękny. Charakteryzacja, efekty specjalne, aranżacje. Wszystko to wygląda cudnie, oddaje klimat powieści Tolkiena i, no cóż – po prostu wali po oczach. Akurat wszechobecny budżet, przekładający się na oprawę wizualną jest z pewnością największym, jeżeli nie jedynym plusem tej produkcji.

Rings of Power
Fot. Materiały prasowe

Nieważne zresztą jak piękne będą zdjęcia. Jest kilka elementów, które poza fabułą potrafią skutecznie popsuć miłe dla oka doznania. A są nim, niestety, bohaterowie. Budżetu, który został wpakowany w efekty specjalne, nie starczyło, by w produkcji obsadzić może nie tyle znane, co przetestowane nazwiska. Niestety aktorzy, delikatnie mówiąc, nie udźwignęli ciężaru swoich ról, nie mówiąc już o samym fakcie, że na etapie tworzenia scenariusza większość bohaterów była napisana tragicznie. Na czele z główną bohaterką, Galadrielą.

Zobacz również: Gang Zielonej Rękawiczki – recenzja. Robin Hood jest kobietą, a nawet trzema

Internet już zdążył się nawytrząsać nad poziomem irytacji, który wywołuje ta postać. Więc powiem krótko – elfka jest źle napisana, odrzuca od siebie nie tylko bohaterów, ale i każdego widza. Mówiąc dosadniej, jest głupia, buńczuczna jak czternastolatka w okresie buntu i naiwna jak typowa blondynka z serii kawałów. A grająca ją Morfydd Clark ma zbyt mały talent aktorski, by z tak źle zaprojektowanej postaci wyciągnąć choć odrobinę kunsztu, który przełożyłby się na gram sympatii od oglądających. Szkoda, bo jest to nieziemsko zmarnowany potencjał.

Rings of Power
Fot. Materiały prasowe

Reszta bohaterów, choć nie dorównuje powyższej elfiej wysokości, również nie potrafi pokazać „jak się to robi”. Robert Aramayo jako młody Elrond, choć dzieli go kilka wieków, w niczym nie przypomina postaci odgrywanej przez Hugo Weavinga w klasycznej trylogii. Jest miałki, miękki, wymuskany aż nadto – nawet jak na elfa. I choć czasami jego postać ma przebłyski lepszej jakości, to jednak w ogólnej ocenie muszę go wstawić do panteonu bohaterów zmarnowanych.

Zobacz również: Scarlet Hill – recenzja serialu (odcinki 1-4)

Delikatnie lepiej wypadają tutaj wspomniany wcześniej Elendil oraz Arondir, pierwszy w historii świata czarnoskóry elf. Do czego absolutnie się nie przychrzaniam, bo jeżeli aktorko byłoby to dobre, to why not? Ale niestety nie jest, a przynajmniej nie w stu procentach. Choć Ismael Cordova mocno się stara, żeby jego postać była wiarygodna i godna zapamiętania. I niejednokrotnie prawie osiąga ten cel. Ale wiecie, to jednak nie jest to. „Prawie” robi tu sporą różnicę. O reszcie bohaterów nie będę wspominał, ponieważ robota jest zrobiona tak źle, że nie zasługuje na komentarz w postaci jednego zdania w tej recenzji.

Rings of Power
Fot. kadr z serialu

Klimat serialu jest wykreowany według mnie naprawdę dobrze. Niby jest to głównie zasługa budżetu, ale jednak nie do końca. Nie wystarczy mieć kasę. Wiele wytwórni ją ma, ale nie potrafi jej wykorzystać. Amazon potrafi, dzięki czemu dostaliśmy ładnie wykreowany świat, który niejednokrotnie pochłania. Wpływa na to również charakterystyczna ścieżka dźwiękowa, którą ponownie przygotował Howard Shore. Piękna oprawa muzyczna przywodzi na myśl trylogię LOTRa i pozwala na sentymantalną podróż do Śródziemia. A jednak znalazł się kolejny plus produkcji.

Zobacz również: Muzyczny Radar Premier #5

Na tym kończymy. Bo pomimo dobrego klimatu i świetnej muzyki, wolno prowadzona i przez większość czasu drętwa fabuła niestety wyeliminowały Pierścienie Władzy z grona udanych tegorocznych seriali. Sama geneza niektórych znanych motywów czy postaci jest co prawda ciekawa. Nie jest to jednak umyślne działanie twórców, tylko sama kwintesencja prequela. Choć pod koniec sezonu zdarzyło się tu kilka ciekawych plot twistów, to jednak za mało, by uznać fabułę za chociażby „OK”. Dzieła zniszczenia dopełniają tragiczne kreacje aktorów.

Galadriela
Fot. Materiały prasowe

Także podsumowując, serial Amazona dobry nie jest. Na dobrą sprawę jedyną rzeczą, w której produkcja odnosi (lekko kwestionowany) sukces, jest poszerzenie wiedzy fanów trylogii Jacksona, którzy znają Władcę Pierścieni, ale teraz dowiedzą się, co się stało całe dzieje temu. Jest to produkcja mocno średnia. A wczesne historie ze Śródziemia zasługiwały na coś dużo lepszego, niż wybajerzone efekty niepodparte niczym wartościowym. Tragedii nie ma. Jest po prostu bardzo źle. Zmarnowany potencjał to najlepsze określenie produkcji Pierścienie Władzy.

Plusy

  • Dobrze wykreowany klimat
  • Świetne efekty wizualne
  • Klimatyczna muzyka Shore'a

Ocena

4.5 / 10

Minusy

  • Drewniane postacie i jeszcze gorsi aktorzy
  • Nudnawa, mało wciągająca fabuła
Czarek Szyma

#geek z krwii i kości. Miłośnik filmów, seriali i komiksów. Odwieczny fan Star Wars w każdej formie, na drugim miejscu Marvela i DC Comics. Recenzent i newsman. Poza tym pasjonat wszelakich sztuk walki, co zapoczątkowało oglądanie akcyjniaków w hurtowej ilości. O filmach i serialach hobbystycznie piszę od kilku lat. Ulubione gatunki to (oczywiście) akcja, fantasy, sci-fi, kryminał, nie pogardzę dobrą komedią czy dramatem.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze