Drake, 21 Savage – Her Loss – recenzja płyty

Kiedy w sieci pojawił się hype na kolejny w tym roku projekt Drake’a, starałem się tego nie komentować. Połączenie starego kanadyjskiego wyjadacza z młodym gniewnym anglikiem, choć brzmiało dobrze, to nadal nie wzbudzało we mnie żadnej ekscytacji. Ostatecznie po przesłuchaniu stwierdzam, że na Her Loss od duetu Drake, 21 Savage nie warto było czekać.

 

Drake to marka sama w sobie. Ze świecą szukać rapera, który choć na chwilę zbliży się do poziomu popularności kanadyjczyka. Sam nie rozumiem, skąd ta popularność się bierze, lecz może się na to składać wiele ważnych czynników np.:

  • bliska przyjaźń z koszykarzami, którzy chętnie promują jego kolejne albumy,
  • inteligentne zarządzanie swoją karierą,
  • tworzenie piosenek zgodnie z aktualnymi trendami.

Przyznam, że nigdy nie byłem jego wielkim fanem. Pomimo to muszę przyznać, że facet wie jak osiągnąć sukces i wypadkową ww. czynników jest nowy album.

Her Loss zostało zapowiedziane w teledysku do piosenki Jimmy Cooks z tegorocznej solowej płyty Drake’a Honestly, Nevermind. Internet tego dnia eksplodował. Nic w tym dziwnego skoro najnowsza płyta gwiazdy rapu miała powstać we współpracy z perłą brytyjskiego rapu 21 Savage. Wydawało się to połączenie wręcz idealne. Mistrz i uczeń, stary wyga i młodzik, takich określeń można wymyślać w nieskończoność, ale trzeba przyznać, że na papierze wyglądało to, co najmniej ciekawie. Aczkolwiek przyszedł dzień premiery i cytując Adasia Miauczyńskiego z Dnia Świra: wszystko jak krew w piach.

Zobacz również: Muzyczny Radar Premier #6

https://www.youtube.com/watch?v=8G-UNITYRNY

Słuchając Her Loss, wpadłem na pomysł, że to idealna płyta do zagrania w Drake’owe bingo. Każda piosenka oferuje dokładnie to, co raper nam przedstawia od kilku lat. W zaproponowanej grze jest jeden minus taki, że wszyscy na końcu albumu wygrywają, więc nawet nie ma mowy o żadnej rywalizacji. Mamy tu dosłownie do czynienia z typowym dla Drake’a tworem tylko w nowych barwach i w duecie. Normą stała się krytyka przynajmniej jednej kobiety na rynku muzycznym, tu akurat pojawia się Megan The Stallion (czyżby też nie lubił twerkującej She-Hulk?). Kiedyś na mnie mógł robić wrażenie użyty często autotune, dużo utworów bangerowych, czy nawet narzucenie poważnego tonu przez obniżenie głosu i wygłaszanie mowy, ale szanujmy się nie co roku, ani nie na pewno kilka razy w roku.

Zobacz również: a-ha – True North – recenzja płyty

Niestety w tym wszystkim najbardziej mi szkoda 21 Savage. Młody raper stał się tu komercyjną kamizelką ratunkową dla starszego kolegi. Brytyjski raper został tu wykorzystany tylko z powodów biznesowych, bo jak inaczej przypodobać się młodym słuchaczom oraz fanom rosnącego w siłę rynku brytyjskiego hip-hopu. Jedynym co ratuje ten album to właśnie anglik, bo momentami po prostu ciągnie te piosenki za uszy. Jednakże odczuwam mały dysonans. Nie rozumiem promowania płyty jako pracę duetu Drake x 21 Savage, a na zaproponowanych 16 tracków dać 4 solowe starego wygi, a raptem 1 młodzika. Fakt, nadal mamy 11 wspólnych, ale nie rozumiem, czemu nie można było tego podzielić po równo, albo po prostu nie tworzyć solówek, skoro nic nie wnoszą do całości.

 

Ciężko mi wymienić kolejne plusy tego albumu, skoro nawet producencko płyta sprawia zrobionej na szybko i byle jak. Przez większość piosenek słychać dokładnie ten sam rytm, wybicia tylko synth oraz sample się zmieniają. Kiedy skończyłem słuchać płyty po raz pierwszy, to miałem wrażenie, jakbym słuchał cały czas jednej godzinnej papki.

Jakbym miał porównać najnowszy album Drake’a i 21 Savage do filmów to porównałbym to do polskich komedii romantycznych. Niby wiesz, że dostaniesz to samo co zawsze, ale nadal się łudzisz. Płyta Her Loss jest kolejnym przykładem, jak komercyjny stał się aktualny hip-hop. Album do zapomnienia i błagam jak najszybszego.

Źródło obrazka wyróżniającego: materiały prasowe

Plusy

  • Jedyny ratunek albumu to 21 Savage

Ocena

2 / 10

Minusy

  • Komercyjny shit, aby zarobić
  • Nijaka praca producencka
Krystian Błazikowski

Cichy wielbiciel popkultury. Pisanie zawsze było cichym marzeniem, które mogę zacząć spełniać. Na co dzień wielki fan Marvela, fantasy oraz horroru. Całość miłości do filmu domyka kino azjatyckie.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze