One Piece Film: RED – recenzja filmu

Piraci Słomkowych Kapeluszy po raz pierwszy zaprosili polskich fanów One Piece do wizyty w kinie. Czy wraz z tym zaproszeniem otrzymają oni interesujący i wciągający seans One Piece RED? Czy jednak wydarzenie przede wszystkim symboliczne, tak dla fanów filmów anime jak i sympatyków Luffyego i jego towarzyszy?

One Piece RED to już kolejne po filmie Jujutsu Kaisen 0 oraz Dragon Ball Super: Super Hero tak szczególne przeżycie dla miłośników anime i mangi w naszym kraju. Oto bowiem kolejna uznana seria, która od lat zdobywa sobie nowych fanów i cieszy dalej tych oddanych, otrzymuje film anime. A ten, wciąż przy niedowierzaniu fanów, trafia i do naszych kin.

Rok 2022 jest pod tym względem naprawdę przełomowy dla naszego rynku. A patrząc na już teraz ciepłe przyjęcie tak One Piece RED jak i produkcji wspomnianych wyżej, 2023 zapowiada się na nie mniej interesujący!

Zobacz również: Na zachodzie bez zmian (2022) – recenzja filmu. Jak wyniszcza wojna?

Dywagacje o naszym rynku anime to jednak temat na inną okazję. Chociaż nie wątpię, że wpływ One Piece RED będzie tu z pewnością istotny. Sam film to tegoroczna produkcja wydana na rynku japońskim 22 lipca tego roku. Po 4 miesiącach z hakiem, 3 listopada odbył się przedpremierowy pokaz, na którym byłem obecny wraz z liczną grupą osób z grupy One Piece – Polska, i nie tylko.

One Piece jest bowiem silną i znaną marką, ciesząca się szacunkiem i popularnością tak w wersji mangowej jak i poprzez adaptujące ją anime. Świat Piratów, Marynarki i Diabelskich Owoców doczekał się już łącznie piętnastu fabularnych filmów, które chociaż w większości niekanoniczne, to i tak zawsze kusiły czymś fanów tego uniwersum.

I od tego wypadałoby zacząć. One Piece RED jest doświadczeniem silnie adresowanym dla fanów serii. Takich, którzy nawet jeżeli nie są na bieżąco z anime lub mangą (pozdrowienia dla Duo i jego paneli, kto wie ten wie…), to jednak coś o tej serii wiedzą.

Centralną postacią filmu jest Uta, 21-letnia dziewczyna będącą córką słynnego pirata Shanksa. Ten jest Imperatorem, czyli jednym z czterech najbardziej wpływowych i potężnych pirackich kapitanów, jacy żeglują po wodach świata One Piece. Mimo to, jego córka wybrała rolę piosenkarki, zostając znaną na cały świat i kochaną przez publikę divą.

Zobacz również: Akademia Dobra i Zła – recenzja. Kolorowa baśń o przyjaźni w Hollywoodzkim stylu

One Piece RED

Uta decyduje się na zorganizowanie na wyspie Elegia największego ze swoich koncertów, który ma być transmitowany gdzie tylko się da. Wiele tysięcy osób decyduje się przybyć na jej spektakl, w tym oczywiście załoga Słomkowych Kapeluszy, na czele z ich kapitanem Luffym. Główny bohater serii One Piece jest bowiem przyjacielem z dzieciństwa Uty, a jednocześnie bardzo pirata Shanksa szanuje. I właśnie ta trójstronna relacja będzie szczególnie widoczna i akcentowana w filmie. Ona oraz marzenie i misja Uty, bowiem dziewczyna planuje wykorzystać swój koncert do zrealizowania niepokojącego planu. Który gdy się powiedzie, raz na zawsze zmieni losy całego świata.

Jeżeli takie postacie jak Shanks czy Luffy nic wam nie mówią, to nie macie co liczyć na taryfę ulgową w trakcie seansu. Chociaż fabuła One Piece RED to niekanoniczna historia, która ma w filmie swój początek i koniec, to nie lituje się ona nad osobami, które samego One Piece nie śledziły. O ile bowiem Uta jako nowa postać musiała dostać odpowiednie wprowadzenie, to już wiele postaci przewijających się w czasie tych prawie 120 minut nic takiego nie posiada. 

One Piece RED to bowiem potężna dawka fanserwisu. Historia obfituje wręcz we wskakujące nagle do wydarzeń (momentami naprawdę dosłownie) postacie, które sympatycy Słomkowych Piratów od razu rozpoznają. Po czym ucieszą się lub wręcz przeciwnie z ich obecności. Są przy tym często karykaturalnie sobą, co nie zdziwi nikogo w serii obytego, ale postronnego widza już pewnością.

Zobacz również: Black Adam – recenzja filmu. Pleśniejący kotlet odgrzewany na elektrycznej kuchence?

Nie znając One Piece idziesz więc do kina na coś, co zaoferuje Ci widzu przede wszystkim stosunkowo prostą historię. Taką o dyktatorskich zapędach napędzanych dobrą wolą, próbą uszczęśliwiania ludzi na siłę, walką ze swoimi demonami i chęcią naprawienia problemów. Które samemu się stworzyło.

Uta jest posiadaczem Diabelskiego Owocu Śpiew-śpiewowoc’u. W świecie One Piece istnieje bowiem pewna ilość tajemniczych, odradzających się po śmierci poprzednich władających owoców. Te zapewniają dostęp do paranormalnych, magicznych zdolności, takich jak zamiana ciała w konkretną istotę, wytwarzanie danej substancji czy wręcz stanie się niszczycielskim żywiołem.

Jak to bywa z filmami kinowymi anime, autorzy One Piece RED obdarowali Utę szczególnie potężną mocą. Jej śpiew może przejmować kontrolę nad nieograniczoną wręcz ilością osób, które dadzą się schwytać w jej śpiew. Osoby te – czy raczej ich umysły i świadomość – są następnie przenoszone do specjalnego, wykreowanego przez naszą piosenkarkę świata. A w nim jest ona praktycznie istotą boską, i już w tym momencie wiadomo do czego to zmierza.

Zobacz również: Zaproszenie – recenzja filmu. Z rodziną najlepiej na zdjęciach. A w kinie?

One Piece RED

Idealistycznie myśląca diva, dowiadując się o różnych niegodziwościach świata i złych ludziach, jacy krzywdzą tych niewinnych i bezbronnych, postanawia wziąć sprawy we własne ręce. Jej planem jest wciągnąć w swój utopijny twór tak wiele osób jak się da. Po czym decydując się na pewien desperacki ruch, przypieczętuje trwale los tak swój jak i swych fanów których schwytała.

Osoby złapane w jej świat w pewnym momencie stają się świadome sytuacji, i budzi się w nich oczywisty bunt przeciwko takiej przymusowej “radości”. Jednocześnie, w realnym świecie, reprezentująca prawo i porządek Marynarka oraz Światowy Rząd decydują się na zlikwidowanie Uty. Kobieta swoją mocą może bowiem zniszczyć cały ład i świat, jaki budowali przez setki lat. Jest więc dla nich śmiertelnym zagożeniem.

Najbardziej w sytuację Uty są zaangażowane dwie postacie, które co symbolicznie (i co ma też znaczenie fabularne) działają niezależnie w dwóch światach. W tym stworzonym przez Utę, jej największym zagrożeniem i przeciwnikiem jest oczywiście Luffy. Ten chcąc wyzwolić swoich przyjaciół i kontynuować dalsze pirackie przygody w prawdziwym świecie, próbuje jakoś do córki Shanksa przemówić, jednocześnie będąc stale narażony na taki z jej strony.

Zobacz również: Rosaline – recenzja filmu. To nie musi być moja bajka

Uta nie akceptuje bowiem piratów i nie chce ich w swoim świecie. Piraci reprezentują wolność i swobodę, czego naczelnym symbolem jest dążenie do bycia nowym Królem Piratów. A takie właśnie marzenie posiada kapitan Słomkowych Kapeluszy, co jest niedopuszczalne dla Uty. Uderza to bowiem w jej próbę zrealizowania swojego marzenia.

W świecie realnym zaś, w pewnym momencie interweniuje sam jej ojciec – Shanks – do którego to ma specjalną urazę. Powiązaną z masakrą, jaka odbyła się lata temu na mieszkańcach wyspy Elegia, na której Uta ma swój kinowy koncert. Shanks wraz ze swoimi piratami próbuje chronić tak córkę jak i jej kontrolowane ofiary przed Marynarką. Jednocześnie stara się dotrzeć do niej słowami i przekonać do zmiany planów.

Jak widać, z jednej strony mamy tutaj fabułę trochę inną od tych, do jakich przyzwyczaiły nas poprzednie kinówki One Piece. Ta próbuje wykorzystać to, że główna seria trwa już wiele lat i wydała na świat potężną ilość postaci, które cieszą się swoimi fandomami. Jednocześnie, wciąż są takie postacie jak Shanks, które po ponad 20 latach dalej mają wokół siebie aurę tajemnicy.

Zobacz również: Silent Twins – recenzja filmu. Dobrze się milczy w miłym towarzystwie

To jest z pewnością potężny plus filmu dla wszystkich miłośników serii mangi i anime One Piece. Chociaż One Piece RED i jego fabuła sama w sobie jest niekanoniczna, wiele z jego elementów już owszem. Na czele z postacią Uty która niezależnie od historii w filmie kanonem w mandze jest. W filmie można wyłapać sporo smaczków, które po seansie zachęcają do dyskutowania i analizowania, przez co film nabiera w oczach fanów rangi sporo większej, niż tylko luźny wypad na kolejny seans z tego świata.

Animacyjnie i jakością wykonania postaci, film anime nie spada poniżej pewnego momentu. Potrafi oczarować barwami, widowiskowymi atakami (momentami aż totalnie przesadzonymi) czy dynamiką ciosów. Obecność wielu postaci stwarza zaś okazję do zaskakujących interakcji w trakcie walk czy taktycznego wykazania się.

Gdy zaś mowa o tym, to tutaj One Piece RED szczególnie zaskoczy oddanych fanów Słomkowych Kapeluszy tym, jakie postacie wracają po latach. Przynajmniej z 2-3 razy w trakcie seansu byłem w szoku, że taka a taka osoba dostała tak dużo czasu antenowego. Co w dodatku wyszło całkiem naturalnie, a to wcale nie jest regułą w takich fanserwisowych widowiskach!

Zobacz również: Historia mojej żony – recenzja filmu. O metafizyce ludzkich decyzji

Nie da się zaś pisać o One Piece RED nie poświęcając więcej miejsca muzyce i piosenkom. Uta jest artystką i kocha śpiew, co bez niespodzianki jest dominującym motywem całego seansu. 

W przypadku tej postaci postawiono zresztą na ciekawy zabieg. We wszystkich kwestiach mówionych, głosem Uty jest Kaori Nazuka. Gdy jednak Uta decyduje się śpiewać, dochodzi do zamiany na japońską piosenkarkę Ado. Jest to oczywiście natychmiast odczuwalne, ale ciężko tu mówić o czymś drażliwym czy nienaturalny. 

Mowa tu w końcu o filmie, gdzie widzimy człowieka tworzącego teleporty, bariery, inny robi z siebie drzwi a jeszcze inna postać przemieszcza się lustrami. W takich okolicznościach nagła zmiana głosu postaci Uty jest czymś naprawdę najmniej dziwnym.

Ado zaś i jej utwory z One Piece RED nie bez powodu zaczęły szturmować listy takich apek jak Spotify. Jej głos naprawdę ma moc i barwę, potrafiąc być jednocześnie radosny i kojący. Po czym im dalej w seans, tym staje się bardziej przepełniony żalem i frustracją. Co naprawdę wywołuje ciarki i wręcz paraliżuje, i nawet z tego powodu warto były być w w sali kinowej. By z taką mocą nagłośnienia tak to odczuć.

Zobacz również: Amsterdam – recenzja filmu. Wybór jest ważniejszy niż potrzeba

Złośliwi jednak napiszą, że więcej tu jej piosenek niż budowania charakteru. A to…nie jest takie bezpodstawne. Nie dziwi oczywiście, że podejmując współpracę z lubianą wokalistką, wpleciono do filmu kilka dłuższych utworów by to zaakcentować. Dosyć sprytnie postanowiono tu wykorzystać każdą minutę filmu dzięki mocy Uty. W końcu skoro dziewczyna ma Diabelski Owoc nastawiony na śpiewanie, to łatwo to połączyć z atakowaniem i bronieniem się w tym samym czasie.

Z Utą jest jednak związany pierwszy znaczący problem, jaki miałem z tym filmem. Dostajemy w One Piece RED osobę, która ma bardzo zero-jedynkowe podejście do tego co robi. Kiedy już decyduje się na zamknięcie ludzi w swojej utopii, to robi to bez skrupułów. Z uśmiechem na ustach uświadamia ludzi, że od teraz czeka ich wieczne życie w ramach tego niekończącego się koncertu i festiwalu. 

Uta nie podejmuje żadnej dyskusji i nie ma jakiś wątpliwości. Dostaje w końcu możliwość zamknięcia nawet 70% ludności świata w swoim pseudo raju i od razu to robi. Pseudo raju, ponieważ jej definicja tej krainy jest niczym u kilkuletniego dziecka. 

Jej zdaniem, nieskończony dostęp do jedzenia, łakoci i bycie uwięzionym na ograniczonej wyspie, na której stale odprawia się jej koncert to kraina idealna dla każdego człowieka. A jeżeli komuś to nie odpowiada, albo próbuje siać zamęt i wątpliwości, to taką osobę należy uwięzić. Dosłownie odbierając jej wolność, a nawet swobodę jakiegokolwiek ruchu.

Zobacz również: Ania – recenzja filmu. Cała Polska kocha Anię

Patrzy się na to jednocześnie z przerażeniem ale i z politowaniem. Szczególnie, że dziewczyna ma 21 lat i nawet w swoich piosenkach przekazuje całkiem mocne i poważne myśli. Po czym jej konkluzja na naprawę świata to coś, co zaczyna się nomen omen koncertowo sypać już w pierwszych kilkunastu minutach. Pomijam już jej wyraźny narcyzm i ego, skoro uważa zupełnie na serio, że ludziom do wiecznego szczęścia wystarczy przede wszystkim ona w centrum uwagi.

Kiedy sytuacja w One Piece RED staje się przez nią już naprawdę poważna i zabójcza, to Uta jest gotowa na heroizm. Który jednak nie musiałby być w ogóle potrzebny, gdyby dziewczyna nie zaliczyła mentalnego załamania tylko dlatego, że ludzie masowo zaczęli wyrażać swój sprzeciw wobec tego, do czego ich zmusiła. I nie ma się specjalnie co im dziwić, skoro jej utopia była pisana patykiem na wodzie.

Film próbuje trochę pokazać, że stały za tym pewne bodźce, a nawet jest jeden twist, który w teorii miał chyba zaszokować. Jest to jednak bardziej niczym coś dodanego dla usprawiedliwienia zachowań Uty. Czy też bardziej taki materiał, jaki dało się wcisnąć w ten 120 minutowy film. Stąd też te złośliwości w związku z tym, jak można by czas poświęcony na piosenki wykorzystać inaczej.

Zobacz również: Miłość na pierwszą stronę – recenzja filmu. To miała być parodia?

One Piece RED

Ponieważ jednak utwory Ado są naprawdę wyraźną zaletą tego filmu, a swoimi tekstami rozwijają w jakimś stopniu charakter Uty, to twórcy trochę sami się zapędzili w to dziwne, błędne koło.

Inny problem One Piece RED jaki zauważyłem to to, że bycie czymś innym od reszty jest jednak pewną iluzją. Wydany w 2019 roku film One Piece Stampede jest czymś, z czym niebezpiecznie blisko związany jest sam RED. 

I w jednej i drugiej historii na bardzo wczesnym etapie dochodziło do starcia z potężnym wrogiem, w walkę z którym były zaangażowane właściwie wszystkie postacie dookoła. Douglas Bullet tak samo jak Uta posiadał potężny Diabelski Owoc, był związany ze słynnym piratem, a koniec walki z nim był praktycznie końcem całego filmu. I tak jak tam odbywał się Festiwal Piratów, co było pretekstem do zebrania wielu lubianych postaci w jednym miejscu, tak Koncert Uty pełni praktycznie dokładnie tą samą rolę.

To wszystko sprawia, że One Piece RED odróżnia się w praktyce przede wszystkim silnym nastawieniem na motywy muzyczne, wykorzystaniem współpracy ze znaną piosenkarką, rozwinięciem wątku postaci Shanksa czy tematyką uszczęśliwiania ludzi na siłę.

Zobacz również: Apokawixa – recenzja filmu. Tytuł durny i film też durny

W szkielecie (Yohohoho!) jest to jednak dalej film przesiąknięty tą bitewną kategorią, do jakiej One Piece jako shounen przynależy. Brakuje tu jednak jakiś wyrazistych starć pobocznych czy więcej niż 5 sekundowych potyczek. A i to główne w pewnym momencie staje się już zlepkiem stale zmieniających się, atakujących jeden punkt postaci. Czas antenowy został tu wyraźnie wykorzystany na piosenkarskie popisy Uty, co może część widzów rozczarować. Jeżeli nastawiali się na siekę podobną do tej w Stampede rzecz jasna. Dla innych będzie to zaś właśnie ten element, którym One Piece RED tak odróżni od poprzednich filmów. Albo przynajmniej próbuje.

Ja na filmie One Piece RED bawiłem się naprawdę dobrze. To, że był to pierwszy w historii film One Piece, jaki mogłem dodatkowo oglądać w kinie Helios wraz z tyloma fanami serii jest doznaniem nieziemskim samym w sobie. To są te momenty w życiu, do których człowiek wraca latami. Które są potem wspominane w fandomach, by czasem być postrzegane wręcz jako legendarne.

Jeżeli jednak odsunąć ten aspekt od samego filmu, to One Piece RED jest świetnie udźwiękowionym, dosyć typowym doświadczeniem One Piece. Ładnie wykonanym, z całą hordą kultowych postaci, próbującym uderzać w trochę inne struny. Jednak robiąc to za bezpiecznie i za topornie, stając się w finale Stampede 2.0. To film, który reklamują przede wszystkim dwie postacie, z czego jedna jest praktycznie w samym tytule filmu.

Zobacz również: Wilkołak nocą – recenzja filmu. Cukierek, czy psikus?

Druga zaś jest sama w sobie dyskusyjna. Możesz ją polubić, może Ci być jej żal, możesz ją pokochać. Jest jednak też szansa, że po prostu się rozczarujesz tym co robi. Ponieważ liczyłeś na coś głębszego, albo po prostu ilość jej wokalnych występów w stosunku do całej długości filmów uznasz za przegięcie. 

I tak jak Uta jest bohaterką, do której po seansie będziesz miał albo pozytywne albo negatywne podejście, tak samo jest z filmem One Piece RED. Patrząc już teraz po reakcjach nawet w polskim Internecie, to ludzie dzielą się wyraźnie na dwa typy. Tych, którzy poszli swoim zdaniem na objawienie albo po prostu są zadowoleni z tego co dostali. Oraz na tych, co wyszli z seansu rozczarowani, czy nawet sfrustrowani, niezadowoleni.

Ciężej tu o bardziej neutralne i beznamiętne reakcje. Te oczywiście dalej są i będą się pojawiać, ale tak jak przy filmach One Piece Strongworld czy Gold sporo było obojętności fanów, tak One Piece RED zdecydowanie spolaryzował fandom w dużo większym stopniu.

Ja sam jestem z seansu zadowolony, bo dostałem z grubsza to, czego oczekiwałem. Podobało mi się wizualnie i muzycznie, kilka razy naprawdę się szczerze uśmiałem i doceniam próby trochę innego podejścia. To jednak dalej film przede wszystkim dla fanów serii One Piece. Dla osób lubiących ten świat. Dla tych, którzy sobie nie wyobrażają bez niego życia i nazwą się pewnie fanatykami. Jednocześnie też dla tych, którzy po prostu go od lat śledzą i w swoim stopniu z tej przygody się bawią. Niekoniecznie chcąc z imieniem Ody iść na barykady, kwestionując nieraz decyzje mangaki, ale dalej z serią będąc.

Zobacz również: Lou – recenzja filmu. Dramat rodzinny pod płaszczykiem thrillera

I to właśnie będzie miało decydujący wpływ na to, jak dobrze się na tym filmie będziesz bawił. To samo w sobie sympatyczne widowisko tak mocno w duchu One Piece jak tylko się da! Pod tym konkretnym względem One Piece RED nie powinno zawieść nikogo. A diabeł (lub anioł, na którego stylizowana jest Uta) tkwi zaś już w szczegółach. 

Ja zaś zdecydowanie tkwię już w playliście z utworami Ado, i to z pewnością będzie dla mnie własna przygoda. A przygoda i podróż to w końcu esencja One Piece. Bez względu na to, czy to przygoda na wyspię Elegia, czy podróż do wnętrza doznań i uczuć Uty, Shanksa i Luffyego.

Plusy

  • Zapadająca w ucho, fantastyczna ścieżka dźwiękowa
  • Wątek Uty i jej motywacja może się podobać i wyróżniać film na tle poprzednich
  • Kilka powracających, nieoczekiwanych postaci, które otrzymują zaskakująco dużą rolę w filmie

Ocena

7.5 / 10

Minusy

  • Wbrew iluzji, film wcale nie tak odbiegający konstrukcją od Stampede z 2019
  • Postać Uty wydaje się mocno spłycona na potrzeby fabuły filmu i mogła być barwniej ukazana
  • Dla niektórych ilość piosenek
Krystian Wierzbicki

Fan gier video, książek Sci-Fi, anime i mang jak i wszelkich innych komiksów. W 2019 odkrył, że istnieją międzymiastowe konwenty więc stara się wpadać na co może. Miłośnik gier platformowych na czele ze Spyro, ale także serii Assassin's Creed czy Rayman (dalej wierzy, że Rayman 4 kiedyś nadejdzie...)

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze