Po ciepłym przyjęciu Magic w poprzednim roku, Nas powraca ze swoim szesnastym solowym albumem i jednocześnie domyka trylogię King’s Disease.
Ostatnie lata stanowią nie lada gratkę dla fanów Nasa. Kultowy raper od 2020 roku wypuścił łącznie z KD3, aż 4 albumy, ponadto każdy został ciepło przyjęty przez słuchaczy oraz recenzentów. Najnowszy album zamyka oficjalnie rozpoczętą w 2020 roku trylogię King’s Disease. Na pierwszy rzut oka każdy album z serii KD oferuje co innego w brzmieniu. Druga z płyt wyróżnia się na tle pierwszej w warstwie muzycznej, lecz to najnowsza podnosi znacznie poprzeczkę. Aczkolwiek, jeśli miałbym porównać to albumowi King’s Disease 3 bliżej stylistycznie do Magic niż do wcześniejszych płyt z trylogii.
Zobacz również: Wednesday – przedpremierowa recenzja serialu
Utwory otwierające album Getto Reporter wraz z Legit delikatnie zapraszają słuchacza do reszty krążka. Luźny bit wraz z charakterystycznym dla rapera flow, przyjemnie przygotowuje nas do dalszej przejażdżki. Tym przyjemnym wejściem raper przygotowuje nas na nieco dramaturgii. Michael & Quincy swoim surowym bitem wprowadza ciężki klimat, który świetnie pasuje do Nas’a, by potem przez Hood2Hood zabrać nas do klimatów rodem z GTA San Andreas czy Need For Speed .
Momentami można odnieść wrażenie, iż raper się dusi w melodycznym charakterze albumu. Widać to w szczególności w spokojniejszych brzmieniach. Nie mogłem wyzbyć się wrażenia, jakby Nas miał wenę i chęć popłynięcia w kierunku czegoś mocniejszego, ponieważ słychać tą złość, lecz nie może dać ujścia. Sprawia to wrażenie, że w KD3 raper z producentem się minęli. Pomimo tego wyprodukowana przez Hit-Boy’a warstwa melodyczna w tym albumie jest dużo ciekawsza niż w jej poprzednikach.
Zobacz również: Nie cudzołóż i nie kradnij – recenzja filmu. Czy wystarczy przykazań na jeden dobry film?
King’s Disease 3 śmiało mogłoby być podsumowaniem wieloletniego doświadczenia rapera. Wersów w stylu – We comin’ blacker than Black Panther 2, jest wiele, a dzięki numerom jak First Time przeniesiemy się do początków kariery Nas’a. Mało tutaj muzycznej świeżości, ale na poziomie tekstu Nas się nie ociągał. Myślę, że Nas lepiej by się aktualnie sprawdził w mocniejszej, bardziej agresywnej odsłonie. Może czas zmienić producenta?