Stormzy – This Is What I Mean – recenzja płyty

Gdybym powiedział, że znałem twórczość człowieka o ksywie Stormzy wcześniej, skłamałbym. Nie będę ukrywać, że postać brytyjskiego rapera pojawiła się w mojej świadomości głównie dzięki memom dotyczącym jego podobieństwa do belgijskiego piłkarza Romelo Lukaku.  Jak zauważyłem, że utwór rapera ląduje na soundtracku najnowszej Czarnej Pantery, a niewiele potem premierę ma jego nowa płyta, to nie mogłem nie skorzystać z okazji, żeby usłyszeć „najlepszego” brytyjskiego rapera.

Mógłbym na wstępie się rozpisywać na temat tego, jaki wpływ na brytyjski rap ma Stormzy. Jednakże powiem szczerze, że sam dowiedziałem się tak naprawdę o tym tuż przed pisaniem tej recenzji. Wiem już jednak, że rap z wysp nie byłby w tym samym miejscu, gdyby nie Stormzy. Brytyjski raper od pierwszych swoich hitów wzniósł brytyjski drill na poziom popularności, jaki jeszcze w UK nie miał miejsca, a rok 2022 pod tym względem był przełomowy. Doprowadził do tego właśnie hip-hopowy Lukaku i jego Mel Made Me Do It  i viralowy track Doja Central Cee.

Zobacz również: Louis Villain – Maestro – recenzja płyty

Przechodząc jednak do samego albumu This Is What I Mean to powiem szczerze, że spodziewałem się czegoś zupełnie innego. Czekałem, żeby usłyszeć brytyjski drill w najlepszym jego wydaniu, lecz album zaskoczył mnie i to bynajmniej nie negatywnie. Trzeci z kolei album rapera otwiera wyjątkowo długi, bo aż ponad 8-minutowy track Fire + Water, który pokazuje, że mamy tu do czynienia nie tylko z rapem. Fire + Water jest mocno balladowym otwarciem, który stawia rapera bardziej w pozycji wokalisty i co najważniejsze ten zamysł się tu broni oraz na całej płycie. Niestety pomimo wokalnych walorów pierwszego utworu to niestety muszę stwierdzić, że piosenka jest niepotrzebnie przeciągnięta. Momentami artysta się po prostu powtarza, co po kilku sekundach może po prostu nużyć i nie zmienia to dodanie beatu w połowie piosenki.

Wydźwięk tej piosenki naznacza poniekąd, jak będzie wyglądała większość naszej podróży przez album This Is What I Mean. Raper nie boi się łączyć różnych na pierwszy rzut oka treści oraz melodii. Tekstowo spotykamy się tu z nietypowym mariażem nieszczęśliwej miłości z problemem rasizmu w UK. Jednocześnie raper wraz z producentami podają tu niecodzienny mix neo-soulu, brytyjskiego drillu oraz afrykańskich wstawek. Słuchając tej płyty, miałem wrażenie, jakbym spotkał się z soulową odpowiedzią na Donda Kanye Westa. Niestety według mnie płyta cierpi na przesyt treści balladowych. W pewnym momencie łapałem się na nerwowym zerkaniu na czas kiedy dana piosenka się skończy. Choć treść piosenek jest ambitna, to niestety wiele piosenek dla mnie się po prostu zlewa w jedną.

Zobacz również: Lanberry – Obecna – recenzja płyty

Znajdziemy również na płycie piosenki już czysto drillowe. Track This Is What I Mean posiada wszystkie cechy dobrego bangera, a sam wydźwięk piosenki jest zupełnie inny od reszty balladowych treści. Raper nie gryzie się tu w język i stawia siebie w pozycji rapowego odpowiednika Eda Sheerana. Piosenka świetnie nakręca słuchacza do dalszego słuchania płyty po żmudnym otwarciu. Drugim drillowym trackiem jest My Presidents Are Black, który według mnie jest jednym z najlepszych na tej płycie. Można tu powiedzieć, że muzycznie słyszymy typowy brytyjski drill, lecz tekstowo spotykamy się z treścią o wiele ambitniejszą. Znajdziemy tu odwołanie do Starego Testamentu, historii brytyjskiej piłki nożnej, pracy brytyjskiego rapera Dave’a, czy piosenki Kendricka Lamara DNA. Obie piosenki mają jednak coś wspólnego, ponieważ są dosadną odpowiedzią na komentarze próbujące zamknąć głos środowiska rapowego.

Tak jak pisałem na początku recenzji. Włączając na słuchawkach This Is What I Mean Stormzyego spodziewałem się zupełnie czego innego. Na dobrą sprawę mogłem po jednym przesłuchaniu napisać recenzję w stylu przecież to nie hip-hop. Dobrze, że jednak dałem tej płycie szansę. Nie jest to z pewnością album wypełniony typowymi hip-hopowych rytmami, ale oferuje o wiele więcej. Nie umniejsza tego fakt wkradającej się muzycznej żmudności.

Źródło obrazka wyróżniającego: materiały prasowe/Universal Music

Plusy

  • Świetny mix gatunkowy
  • Mariaż przyziemnych, sercowych problemów z narodowymi

Ocena

8 / 10

Minusy

  • Przeciągnięta ballada
Krystian Błazikowski

Cichy wielbiciel popkultury. Pisanie zawsze było cichym marzeniem, które mogę zacząć spełniać. Na co dzień wielki fan Marvela, fantasy oraz horroru. Całość miłości do filmu domyka kino azjatyckie.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze