Pewnego razu na Krajowej jedynce – recenzja. Po co mi to było?

Polskie seriale w skali światowej rozrywki zaliczają się raczej do raczkującego rynku. Mimo kilku produkcji, które uznała widownia, zbierają raczej mieszane opinie, z przeważającą siłą tych gorszych. Czy zatem „Pewnego razu na krajowej jedynce” od dystrybutora z czerwonym logiem ma szansę zmienić to fatum…? Żadnych złudzeń, panie i panowie, żadnych złudzeń…

Nie ukrywam, że trochę już nad tą recenzją siedzę i, będąc szczerym, trudno mi powiedzieć, co sądzę o tej produkcji i co mi się w niej nie podoba, unikając spojlerów. Dawno nie spotkałem bowiem produkcji, która wywoła u mnie tak skrajnie negatywne emocje z początku, aby… pozostawić obojętnym po pierwszych dwóch odcinkach.

Pewnego razu na krajowej jedynce
fot. Materiał prasowy/ Pewnego razu na krajowej jedynce (2022)

Dialogi są w pierwszej połowie niemalże samą ekspozycją i to tak prostacką, jak legendarne już: „Jestem siostrą twojej zmarłej matki i to ja cię wychowałam”.


Prawie jak Tarantino…


Słyszałem opinie, że to podobno twór przywodzący na myśl produkcję Quentina Tarantino. Jednak nie, Drogi Czytelniku. Jeśli lubisz Pulp fiction i się skusisz na to… popełnisz kardynalny błąd!

Zobacz również: Skarb Narodów: na skraju historii – recenzja pierwszych odcinków

Filmy Tarantino stoją przede wszystkim dialogami, a absurd i kicz są za ich pomocą bardziej akceptowalne. Czytaj: dzięki bohaterom i ich słowom jest to zjadliwe, sprawia, że to kupujemy i prosimy o więcej. W Pewnego razu na krajowej jedynce leży natomiast ten najważniejszy czynnik, który sprawia, że można by te produkcje choć minimalnie obok siebie zestawiać. A jednak tutaj są niestety mocno niestrawne.

fot. Materiał prasowy/ Pewnego razu na krajowej jedynce (2022)

Mało, te dialogi są tak nieciekawe, a w połączeniu z kiepską grą aktorów tworzy to chwilowo irytującą nutę, aby trochę wzbudził twój gniew dalej, ale na końcu serial zostawi Cię w tej samej sytuacji, gdzie byłeś na początku, podczas poznawania postaci dramatu.


Nie teatr, nie kino, ale Telewizja Polska!


Aktorstwo jest, jak już wspomniałem na, doprawdy, najwyższym poziomie! Jedną z ról dwóch antagonistów powierzono nie komu innemu jak wschodzącej gwieździe superprodukcji TVP. Aktorowi… którego nawet nie warto pamiętać, prócz tego, że grał młodego Kazimierza Wielkiego, z nieporadnie doklejonymi łoniakami w formie brody. Tutaj co prawda nie ma zarostu, a jedynie rzadki, tragicznie wyglądający wręcz wąs, który bawi za każdym razem, jak autorzy scenariusza pokazują, że „on jest straszny”. Przy czym słowo „bawi” odnosi się do uśmiechu politowania niż autentycznego rozbawienia.

Zobacz również: Wednesday – przedpremierowa recenzja serialu

fot. Materiał prasowy/ Pewnego razu na krajowej jedynce (2022)

No właśnie, czas na crème de la crème, otóż ta komedia nie bawi, a jako poważny dramat… jest bardziej płytka niż brodzik, do którego ktoś zapomniał nalać wody. Ścieżka rozwoju bohaterów jest oczywista zaraz po przedstawieniu, a przerysowanie ich nie sprawia, że staje się to śmieszne.


Krótkie przedstawienie postaci


Mamy najbardziej irytującą córkę roku, bo gdyby nie jej mitomania i cwaniactwo na miarę pewnego kandydata na prezydenta Białegostoku, ten serial w ogóle nie miałby sensu. Jej ojciec to alkoholik, ale… przysięgam, z taką nastolatką codziennie pod dachem, sam miałbym ochotę się napić, co dopiero być na nią skazanym. Mało, jego choroba jest raczej przedstawiona w ciągłym narzekaniu na niego i wyzwiskach, gdyż sam pije z dwa razy i to w sytuacjach, w których co drugi student leżałby pod stołem, i to przed południem, a on trzyma fason. Autentycznie współczułem tej postaci, bo każdy tak na niego strasznie pluł, choć wydawał się jedynym normalnym.

Zobacz również: Kruk. Jak tu ciemno – sezon 3 – recenzja odc. 1-3

Jest też użytkownik Tindera, który – a jakże! – kłamie dziewczynie, której nawet nie widział na oczy, i wmawia sobie, że się kochają. Znajdzie się pani w średnim wieku, którą porzucił partner, a która przeszła na chwilę przed zerwaniem kurs kołczingu i ma to być śmieszne… w jakiś sposób.

fot. Materiał prasowy/ Pewnego razu na krajowej jedynce (2022)

Nie można zapomnieć o zamulającym przestępcy, który jest kreowany na ultra-predatora z aparycją zombie i inteligencją Sida z Epoki Lodowcowej w jednym.

Najlepszą z najgorszych będzie bezsprzecznie prostytutka, która jako jedyna będzie miała rozbieraną scenę (uprzedzam ciekawskich!)… potrzebną tylko po to, żebyś mógł pogapić się na poślady Kazimierza Wielkiego…


Rzecz o braku szacunku do swoich odbiorców


Mam wrażenie, że twórcy biorą widzą za idiotę. Nie będę owijał w bawełnę. Humor sytuacyjny jest tak naciągany, że np. bohater nie widzi krwi na klamce, a dopiero córka musi mu ją wskazać. Mamy też najlepszą na świecie scenę mistrzów intelektu, w której bohaterowie omyłkowo zamieniają się kluczykami do samochodów, a co rozpoczyna całą akcję. Po bliżej nieokreślonym czasie jazdy, bohaterowie zdają sobie z tego sprawę! Dopiero, chciałoby się zapytać?! Mało, miejsce akcji to przecież współczesna Polska. Jednak gość od Tindera, gdy wychodzi z auta na stacje, nie bierze telefonu do kieszeni, a gdy tego nie ma w samochodzie – nie zauważa tego od razu, chyba zapominając, że jedzie do swojej tinder love i od tego cholernego telefonu zależy jego „być albo nie być”!

fot. Materiał prasowy/ Pewnego razu na krajowej jedynce (2022)

Jeśli czasem trzeba przymrużyć oczy, żeby uwierzyć, tutaj musiałbym je zamknąć i… w sumie bawiłbym się lepiej.

Zobacz również: Andor – recenzja serialu. Jak się powinno kręcić prequele

Nie jest to jedyny powód, przez który stwierdzam, jaki stosunek mieli do mnie twórcy, gdyż ciągle, ale to za każdym razem, musimy zostać zszokowani.  Ma być krwiście, trzeba odhaczyć seks, przemoc… chyba tylko LGBT zabrakło!


Żeby nie było, że tak bezlitośnie jadę…


W ostatnim słowie warto wspomnieć o zdjęciach, bo są chyba jednym z najlepszych aspektów serialu. Mamy podział na dwa ekrany, jak w grze komputerowej albo komiksie i oglądamy poczynania dwóch bohaterów z różnych miejsc. Mi się to nie podoba, nie ukrywam, ale doceniam próbę nadania charakteru tej produkcji, a przynajmniej jakichkolwiek starań ku temu.

fot. Materiał prasowy/ Pewnego razu na krajowej jedynce (2022)

Muzyka też daje radę. W chwili jak to piszę, najprawdopodobniej połowy już nie pamiętam, ale warto nadmienić, że została dobrana naprawdę strasznie. Momentami jest jak do horroru w komediowej otoczce, raz jak do komedii, gdy ma być poważnie.


Werdykt, czyli po co mi to było w ostatecznej konkluzji


Ten serial nie powstał po nic innego, niż zapchanie nowości Netflixa jakąś nieanglojęzyczną produkcją  i tyle.  Nic więcej, nic mniej. Stanowczo odradzam, nawet jeśli lubisz się irytować na polskie słabiaki. Ten twór jest nudny, po prostu, i w zasadzie nie podobna powiedzieć o nim wiele więcej. Sam się sobie dziwie, że po tylu dniach jeszcze nie wyleciał mi z głowy. Ale to i tak chyba tylko i wyłącznie na potrzeby tej recenzji. Może jedynie przydałoby się na zakończenie, jako wisienka na torcie polecić tę produkcję fanom kabaretów, a w szczególności – Konia Polskiego?

Plusy

  • Dźwięk nie szumi, a wypowiedzi aktorów są zrozumiałe
  • Czasem twórcy starają się nadać charakteru swojej produkcji... czasami...

Ocena

4 / 10

Minusy

  • Bardzo kiepskie dialogi z równie ubogą w treść fabułą
  • Irytujące postaci, z córką i panią kołcz na czele
  • Nieśmieszny humor, niepoważny tragizm - czyli misz masz... nieidealny
Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze