Late to the party – recenzja książki. Imprezy tylko dla popularnych?

Codi Teller zupełnie inaczej wyobrażała sobie swoje siedemnastoletnie życie. A już na pewno nie na imprezach. Bo przecież imprezy są dla tych popularnych, prawda?

Codi nie jest zwykłą nastolatką. I wcale nie chodzi tutaj o to, że podobają się jej dziewczyny. Teller nie lubi imprez, miejsc, gdzie zbiera się zbyt dużo ludzi i nigdy się jeszcze nie całowała (nawet jej młodszy brat ma bardziej bujne życie romantyczne niż ona). Cały wolny czas spędza z dwójką swoich najlepszych przyjaciół – Maritzą i JaKorym, oglądając filmy w piwnicy. W końcu zaczęły się jednak wakacje przed ostatnią klasą liceum i każde z nich postanowiło w końcu coś zmienić w swoich życiu – począwszy od imprez i pierwszych pocałunków!

Zobacz również: Lucie Yi NIE jest romantyczką – recenzja książki. Lauren Ho wraca!

Nie będę ukrywać, że fanką takich książek nigdy nie byłam. Zazwyczaj bohaterowie queer przedstawiani byli jedną cechą: ich orientacją, jakby to ona definiowała cały ich charakter. Oczywiście wiele zmieniło się od tego czasu na rynku, ale zawód pozostał. Dałam jednak szansę Late to the party i zakochałam się! Kelly Quindlen oczarowała społeczność książkową powieścią She drives me crazy, a teraz powróciła z kolejną zachwycającą historią o odkrywaniu samego siebie i przyjaźni.

Książka zaczyna się bardzo spokojnie – poznajemy główną bohaterkę jako narratorkę opowieści, która wprowadza nas w swój na pozór ułożony świat. Komplikacje pojawiają się w momencie, gdy Codi nie idzie na imprezę z przyjaciółmi, którą organizuje jeden z absolwentów. Po wiadomości od pijanych Maritzy i JaKory’ego tak konkretnie. Pełna zdenerwowania, wybiera się na miejsce. Pech (lub nie) chciał, że w drodze wpada na Ricky’ego – popularnego sportowca, którego każdy zna, a zapewne każda dziewczyna na korytarzu do niego wzdycha. Chłopak wciąga Codi w letnie szaleństwo, pełne zabaw i spotkań, a także pierwszej miłości.

Zobacz również: Najlepsze książki na zimowe wieczory 

Codi poznajemy jako nieśmiałą, cichą i spokojną dziewczynę, która otwiera się jedynie przy najbliższych. I taką właśnie łatkę przypięli jej najlepsi przyjaciele: przewidywalna do bólu i niczym nie zaskakująca. Dziewczyna jest ewidentnie zmęczona swoją osobą, a przekonuje się o tym ostatecznie, gdy zaczyna częściej przebywać z Rickym i jego znajomymi. Teller pragnie pokazać światu, że może być przebojowa i nieprzewidywalna, a przy tym wszystkim odkrywa na nową samą siebie.  Wykręca się pracą i obowiązkami przed  Maritzą i JaKorym, a tak naprawdę spędza czas z nowymi kolegami. Szczerze? Wcale nie zdziwiło mnie zachowanie Codi, bo taka reakcja na toksyczność jej przyjaciółki była pierwszą rzeczą, jaka również i mnie przyszłaby do głowy. Autorka w bardzo naturalny sposób pokazuje zmianę bohaterki, za co duży plus.

Zobacz również: Wypożyczalnia Świętych Mikołajów – recenzja książki

W tym wszystkim jest też oczywiście główny powód potajemnych spotkań z nowymi przyjaciółmi: Lydia. Dziewczyna, którą Codi poznała na imprezie i przy której czuje motylki w brzuchu. Zachęcona przez Ricky’ego, Teller zaczyna otwierać się  na wszystkie nowe możliwości, a w szczególności wykorzystanie swojej szansy z Lydią.

Sama Lydia na początku nie wyróżnia się jakoś szczególnie spośród bohaterów. Milutka, uśmiechnięta, cicha, a jednak przy swoich znajomych to wulkan emocji. Najbardziej zżyta jest ze swoją najbliższą przyjaciółką. Z czasem zaczyna otwierać się również i przed Codi, tym samym pokazując, że każdy się czegoś boi na różnych etapach swojego życia. Lydia jest bardzo pozytywną postacią, od razu robi się cieplej na sercu, kiedy pojawia się w książce.

Zobacz również: Kołysanka dla czarownicy – recenzja książki. Uważaj na Wilczą Jagodę

Kłamstwa Codi oczywiście nie są rzeczą, którą powinno się akceptować, ale zachowania, przez które zostały wywołane tym bardziej. Maritza, czyli główny prowodyr zaistniałej sytuacji, jest jedną z bardziej toksycznych bohaterek w czytanych przeze mnie książkach. „Fajnie, że kogoś znalazłeś, ALE…”, „Cieszę się, ALE…”, „Jesteś super, ALE…”. Nie wspomnę już nawet o hipokryzji z jej strony. Oczywiście jednak nic nie dzieje się bez powodu – mam wrażenie, że „trzymając” w ten sposób swoich przyjaciół w znanych sobie schematach, ukrywała swoje własne uczucia: strach o życie w samotności.

JaKory. Młody poeta, który również szuka swojej miłości. Zawsze gdy mamy trójkę przyjaciół, jeden z nich robi za rozjemcę. Tym kimś jest właśnie JaKory. Zakochany w Tumblr, odcięty od rzeczywistości i żyjący w wiecznym romansie ze swoim przyszłym wybrankiem. Wrzucenie w tę historię JaKory’ego było według mnie niestety trochę „zapychaczem”. To właśnie ten bohater, którego cały charakter jest definiowany przez orientację. Przyznaje to nawet główna bohaterka, bo przecież „widać od razu”.

Zobacz również: Cuda wianki – recenzja książki. Koźlaczki nadal w formie!

Dawno nie czytałam już o dobrze wykreowanej relacji starsza siostra–młodszy brat. Grant i Codi to uosobienie rodzeństwa. Dogryzające sobie, kłócące i wyzywające się, by za chwilę jedno przyszło do pokoju i zapytało, czy drugie obejrzy z nim film. Tak, proszę państwa, tworzymy naturalne rodzeństwo. Oczywiście są różne relacje, ale nigdy nie poczułam takiej więzi jak z tą dwójką, kiedy tyle sobie dogryzali, a za chwilę spotykali się w kuchni i jedli razem ravioli. Coś świetnego!

A teraz przejdźmy do wisienki na torcie, jaką jest całe tło. Większość z nas, oglądając filmy o amerykańskich nastolatkach, pewnie choć raz pozazdrościł klimatu ich imprez, spędzania lata – a przynajmniej ja, która wychowała się na filmach lat 90. i 2000, tak miałam. I taki właśnie klimat otrzymujemy też w Late to the party – zabawy do białego rana, ogniska z piwem i spontaniczne wypady do lasu lub nad jezioro. Czar ostatniego lata przed wyjazdem na studia czy końcową klasą liceum już dawno nie był poruszany w książkach i cieszę się, że znowu zaczął pojawiać się w literaturze.

Zobacz również: Zwiadowcy. Wilki Arazan – recenzja książki. Powrót na stare śmieci

Kelly Quindlen podczas całej książki przekazuje nam jedną z ważniejszych prawd życiowych: nie wszystkie relacje będą w naszym życiu na zawsze. Niektóre ograniczą się do minimum, inne zawrzemy z zupełnie nowymi ludźmi, a część zupełnie zniknie. Autorka obrazuje, jak wiele może zniszczyć brak odpowiedniej komunikacji i niedopowiedzenia. Late to the party to nie tylko książka dla młodszych, ale również i starszych, bo takie problemy nie dotyczą tylko jednego wieku – potrafią ciągnąć się za nami nawet i w dorosłości.

Powyższa recenzja powstała dzięki współpracy z Wydawnictwem Jaguar.

Źródło grafiki: materiały prasowe – kolaż

Autor: Kelly Quindlen
Wydawca: Wydawnictwo Jaguar
Data wydania: 25 stycznia 2023
Oprawa: miękka
Liczba stron: 334
Dostępne wersje: papierowa

Plusy

  • Relacja Codi i Granta
  • Klimat
  • Świetnie przedstawione odkrywanie nowego siebie, relacji wlw

Ocena

9 / 10

Minusy

  • Irytujące zachowanie Maritzy
Luiza Czarnecka

Zakochana w twórczości J.R.R. Tolkiena od dziecka (tak, trylogia Jacksona była zapalnikiem). W wolnych chwilach czytam wszystko, co wpadnie mi w ręce, ale najbardziej cenię dobrą fantastykę z kubkiem herbaty. W międzyczasie studiuje i oglądam dobre filmy i seriale (fanka Darklinga numer 1). Zainteresowań i hobby nigdy nie mało, więc próbuję wszystkiego po trochu.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

2 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze Najpopularniejsze
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze
Monika

Chyba to nie Lauren Ho jest autorką 🙂

Patrycja Grylicka

Racja, błąd już poprawiony. Dziękujemy za czujność