Star Wars. Leia, tom 1 – recenzja mangi. Girl, You’ll be a woman soon

Już dawno przestało mnie obchodzić, co się dzieje w uniwersum Gwiezdnych Wojen.

Od kiedy Disney przejął we władanie tę kultową serię, uniwersum Star Wars rozrosło się do jeszcze większych, niewyobrażalnych rozmiarów… I zapanował bałagan? Chyba tak to należy określić, mając na uwadze wojenki, jakie toczone są pośród fanów przygód Luke’a i spółki. Jak się okazało, że Disney nie ma żadnego planu na kierunek, w jakim podążają Gwiezdne Wojny i stawiają na ilość, a nie jakość, postanowiłem olać to uniwersum. I mimo, że trafiają się niekiedy perełki, ciepło przyjęte nawet przez największych narzekaczy Star Wars od Disneya – jak Mandalorian czy Andor – niesmak po trylogii sequelów czy zajawkach z potworków typu Obi-Wan Kenobi jest nie do usunięcia. Los jednak chciał, że moje drogi z Gwiezdnymi Wojnami ponownie się przecięły, a to za sprawą firmy Egmont, która przesłała mi do recenzji pierwszy tom mangi zatytułowanej Star Wars. Leia.

Zobacz również: Najlepsze komiksy z Batmanem

Poza Dragon BallemSpy x Family i kilkoma pojedynczymi tytułami, raczej mi z mangą nie było po drodze. I naprawdę nie jestem w stanie powiedzieć czemu, bo – jak sobie uświadomiłem w trakcie czytania Leia. Trzy wyzwania księżniczki – naprawdę lubię mangę! A jej zgrabne połączenie ze światem Gwiezdnych Wojen pozwoliło mi nawet na chwilę zapomnieć o wspomnianym niesmaku.

Nie jestem pewien tej informacji, ale według mojego researchu, historia przedstawiona w mandze jest oparta na książce Leia: Princess of Alderaan autorstwa Claudii Gray. Pierwszy tom mangi ma miejsce dwa lata przed wydarzeniami znanych z Nowej Nadziei. Księżniczka Alderaan kończy 16 lat i aby odziedziczyć tron, musi przejść przez trzy próby. Musi odbyć misję humanitarną, zdobyć szczyt góry Appenzy oraz udać się na nauki do imperialnego senatu.

Zobacz również: May the 4th be with you! – planszówki z uniwersum Star Wars

Leia

Gdyby to była manga niepowiązana z Gwiezdnymi Wojnami albo nie będąca na podstawie książki, to zapewne bylibyśmy świadkami dobrych dziesięciu albo i dwudziestu tomów, których fabuła krąży wokół wykonywania wspomnianych zadań. Wszystko jednak dzieje się bardzo szybko i nie jest rozciągnięte na siłę. Historia naprawdę wciąga, a to za sprawą umiejętnego przedstawienia postaci Lei, jej rozterek i ewolucji z naiwnej księżniczki do przyszłej dowódczyni Rebelii. Leia od dawna jest jedną z nie tylko najważniejszych, ale i najlepiej napisanych postaci ze świata Star Wars. W tej mandze zagłębimy się w jej przeszłość, w jej początki w polityce, relacje z przyszywanymi rodzicami, a także poznamy jej pierwszą miłość.

Zobacz również: Kodi, tom 1 – recenzja komiksu. Przyjaźń ponad wszystko

Nie spodziewałem się, że jeden tom mangi jest w stanie rzucić tyle nowego i interesującego światła na tytułową postać. Czyta się to niezwykle przyjemnie i tak, Leia przypadła mi do gustu znacznie bardziej, niż druga manga wydana ostatnio przez Egmont. Jakość wydania, radość z czytania, idealne wyważenie akcji i rozwoju postaci – wszystko jest na zaskakująco wysokim poziomie! Ale to, co przeszkadza mi w pełnym delektowaniu się tą lekturą to fakt, że ta młoda, niezwykle charyzmatyczna i interesująca postać, w końcu wyląduje w fabule Ostatniego Jedi Skywalker. Odrodzenie… Niemniej – czekam na drugi tom!

Plusy

  • Czyta się to naprawdę dobrze
  • Bardzo zgrabne połączenie Gwiezdnych Wojen i mangi
  • Budowanie postaci Lei

Ocena

9 / 10

Minusy

  • Mam niestety z tyłu głowy fakt, że mimo iż akcja dzieje się przed Nową Nadzieją, wszystkie przygody Lei doprowadzą ją do wydarzeń w Ostatnim Jedi czy Skywalker. Odrodzenie...
Krzysztof Wdowik

Nie lubi (albo nie umie) mówić zbyt poważnie i zawile o popkulturze. Nie lubi też kierunku, w którym poszedł Hollywood i branża gamingowa. A już na pewno nie lubi pisać o sobie w trzeciej osobie. W ogóle to on mało co lubi.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze