Macklemore – BEN – recenzja płyty

Macklemore x Ryan Lewis, jak ja ich nienawidzę… Rok 2014, nagrody Grammy i nagroda Best Rap Album. Nominowani Jay-Z, Kendrick Lamar, Kanye West, Drake i właśnie Macklemore do spółki z Ryanem Lewisem. Ten moment zawsze mi się będzie kojarzył z największą kradzieżą w historii Grammy, kiedy to kultowy już Good Kid M.A.A.D City Kendricka został pomięty, a wygrał macklemorowski Heist. Teraz 9 lat od tego wydarzenia Macklemore wydał swój trzeci solowy krążek BEN. Czy doszło do rozdrapania starych ran ?

Po tym wstępie na pół serio muszę sprostować, że tak naprawdę lubiłem i nadal lubię album Heist. Czy wygrał wtedy zasłużenie ? Nie. Czy byłem wtedy zły? Tak. Ale nadal uważam, że jest to bardzo dobry hip-popowy album. Nadal trzymam na playlistach takie utwory jak Thrift ShopCan’t Hold Us (które czasami można usłyszeć w radiu), czy Wing$, które towarzyszy mi przy każdej grze w kosza. Choć cenię ten album, to nie określiłbym się mianem fana. Ba, uważam, że Macklemore można poniekąd określić mianem one-album wonder. Ostatni album z Ryanem Lewisem This Unruly Mess I’ve Madeczy solowy GEMINI ciężko ocenić pozytywnie.

BEN od pierwszych zapowiedzi napawał nadzieją. Raper przedstawił nawet wizję tego, o czym będzie album. W jaką stronę poszedł ? Bolesną – spokojnie nie oceniam teraz albumu. Macklemore poprzez najnowszą płytę chciał powiedzieć o bólu jaki przeżył i nadal przeżywa i rozprawić się raz na zawsze z problemem alkoholizmu, który go męczył 15-16 lat temu. Dodajmy do tego fakt, że początki produkcji albumu miały miejsce w samym środku pandemii, co faktycznie pozwala wierzyć, że artysta miał czas rozprawić się z samym sobą.

Zobacz również: ReTo – STYXXX – recenzja płyty

Ci, którzy uwierzyli w te zapewnienia i czekali na płytę mogli się mocno zawieść. Fakt, są tu piosenki mega osobiste i ciężkie tekstowo, ale rozrzedzone momentami sielankową aurą. To jest jedyny i najpoważniejszy zarzut wobec całego albumu. Brak tekstowej i muzycznej konsekwencji. Ciężko mi jest uwierzyć w wersy o potrzebie chodzenia na terapie, kiedy w tle leci sielankowy bicik z lekką nutką gitarki czy synthu. Dodatkowo podział albumu na piosenki: czysto hip-hopowe, popowe oraz mix obydwu, równo po pięć trąci nie samobójem, a autodestrukcją. BEN w zakresie połączenia tekstu z muzyką oraz rozmieszczenia piosenek jest totalnie niekonsekwentny i sprawiający wrażenie zrobionego byle jak.

Szkoda wielka, bo to skrywa wszelkie walory, jakie posiada ten album. Mówię tu w szczególności o samej muzyce. To, co zaprezentował tu producent Budo, jest czystym złotem i prawdziwą ucztą. Od skrzypiec i soulowo-R&B aury w CHANT, przez popowe gitarowe MANIAC, aż do old-schoolowego,  rapowego HEROES. Prawdziwym zaskoczeniem jest zapodany beat w FAITHFULL z NLE Choppa, który świetnie nadał się do chill-hopu. Swoją drogą ciekawa droga rozwojowa w marcu NLE Choppa – najpierw Macklemore, potem Malik Montana. BEN zapewnia wiele doznań muzycznych, tylko gdyby nie ten tekst…

Zobacz również: Gorillaz – Cracker Island – recenzja płyty

Ostatnim, co się rzuca w oczy na liście utworów i w uszy, to spora liczba gości i to nie byle jakich. Album otwiera wspomniane wcześniej CHANT z Tones And I, usłyszymy też Morraya, Vic Daggs II, czy DJ Premiera. Każdy z gości wnosi razem z muzyką zupełnie inną energię. W konsekwencji jestem w stanie stwierdzić, że choć są mało eksploatowani, bo głównie usłyszymy ich w refrenach, to oni właśnie ratują ten album. Nie wiem, czy będzie przesadą, jeśli powiem, że może gdyby każdy z współwykonawców zabrał Macklemore’owi jedną zwrotkę dla siebie, to by wyszło albumowi na lepsze. Ale zapomniałem, przecież ten album miał być osobisty.

Macklemore swoim trzecim solowym albumem BEN zawiódł kompletnie moje oczekiwania. Obietnice o osobistym, mocnym albumie stały się tylko mglistym wspomnieniem. W zamian dostaliśmy nudny, jak polski film, tekst, który wypełnia świetna, choć momentami zbyt sielankowa względem tekstu, ścieżka dźwiękowa z pomocą zaproszonych gości.

ŚLEDŹ NAS NA IG
https://www.instagram.com/popkulturowcy.pl/

Plusy

  • Świetna linia muzyczna od Budo
  • Zaproszeni goście

Ocena

5 / 10

Minusy

  • Nijakie teksty
  • Nieodpowiednie rozmieszczenie utworów
Krystian Błazikowski

Cichy wielbiciel popkultury. Pisanie zawsze było cichym marzeniem, które mogę zacząć spełniać. Na co dzień wielki fan Marvela, fantasy oraz horroru. Całość miłości do filmu domyka kino azjatyckie.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze