Los bywa przewrotny. Pod koniec 2022 przy okazji premiery Mugen Train napisałem, że oto widowisko dziwne i ciekawe. To co w takim razie powiedzieć o Demon Slayer To the Swordsmith Village? Okazuje się, że niewiele.
Demon Slayer To the Swordsmith Village pojawił się u nas w naszym kraju w ramach Cyklu Helios Anime. W 2023 jesteśmy już pełnoprawnym rynkiem dla globalnych dystrybutorów takich filmów, i tego nawet nie ma co przypominać. A jednak, premiera omawianego tu seansu każe mi zadać pytanie. Pytanie o to, czy czasem nie lepiej jednak pewne premiery sobie odpuścić? Tak z szacunku czasu wolnego widza, jak i jego portfela.
Nowe widowisko od studia Ufotable, a wydawane globalnie przez Crunchyroll ciężko w ogóle nazwać filmem. Filmem był wspomniany Mugen Train, i to też z dużym przymrużeniem oka. Które oczywiście wynika z tego, że materiał anime który widział polski widz, już dawno treści z kinówki w sobie zawierał.
Zobacz również: Demon Slayer: Mugen Train – recenzja filmu. Mocno spóźniona zabawa dla fanów
Tu pozornie ten argument odpada, bo dostaliśmy praktycznie globalną premierę, jeszcze przed emisją Sezonu 3 Demon Slayera. Aż chce się przywołać słynny mem z Padme i Anakinem. Gdzie ta pierwsza szukała by potwierdzenia u Lorda Vadera mówiąc, że tym razem dostaniemy świeżutkie treści, prawda? Prawda?
Cóż, jeden Rabin powie tak, a inny powie nie, ale ostatecznie obaj za tą poradę parę złotych sobie przytulą. Demon Slayer To the Swordsmith Village to w praktyce dwa ostatnie odcinki Sezonu 2 anime oraz początek nadchodzącego. I ten prawie dwugodzinny seans to przewaga tego co już i tak znamy nad nowym.
Seans nic świeżego od siebie w temacie starcia z potężnymi demonami Muzana nie dodaje. Dostajemy bardzo szybkie streszczenie wcześniejszych przygód Tanjiro Kamady i jego zmienionej w demona siostry Nezuko. Po czym kilka mrugnięć oka później mamy nasz punkt startowy. Tym jest atak Uppera 6 Gyutaro wymierzony w noszącego charakterystyczną głowę dzika, wojownika Inosuke. Jeżeli nie oglądało się wcześniej anime lub nie czytało mangi, to nawet nie warto zakładać, by takie chaotyczne wprowadzenie i przejście od razu do finału pamiętnej walki, kogokolwiek do uniwersum wprowadziło.
Wszystko – łącznie z atakami, efektami i dialogami – rozgrywa się tak jak to już zapamiętaliśmy. Jest więc fatalne położenie Tanjiro, jego przyjaciół oraz nadzorującego tą misję Uzui Tengena. Następnie odbywa się rozpaczliwy kontratak, i chłopaki resztkami sił rzucają się na dwa Większe Księżyce. Co faktycznie kończy się skutecznym atakiem i efektownym ścięciem głów. Na koniec zaś zostają wyleczenie z trucizny przez siostrę głównego bohatera, a krótkie retrospekcje demonów Daki i Gyutaro wprowadza nas w ich przeszłość.
Zobacz również: W gorsecie – recenzja filmu. Mit Sisi obalony?
Ktoś teraz może napisać że “no bardzo fajnie, tak w końcu było, tylko jak sprawa ma się z nowymi rzeczami?”. Ma się tak, że ponad połowę tego seansu właśnie już opisałem. Zgadza się, wszystko co można uczciwie nazwać w Demon Slayer To the Swordsmith Village treścią, jakiej dotychczas widz anime nie znał, to spotkanie najsilniejszych demonów Muzana i sam początek wydarzeń z Wioską Płatnerzy.
Płacąc około 30zł za seans dostajemy streszczenie szybsze niż Zenitsu w swojej najszybszej formie, dwa surowo wrzucone odcinki i demo nadchodzącego arcu. Nie sposób nie porównać to do sytuacji, gdy gracz płaci więcej pieniędzy za lepsze wydanie gry tylko po to, by zagrać kilka dni wcześniej przed innymi. W dokładnie ten sam produkt, bo w końcu materiały z Demon Slayer To the Swordsmith Village i tak trafią do Sezonu 3.
Chciałbym się zatrzymać przy kwestii montażu i spasowania tego wszystkiego. Autentycznie w trakcie seansu poczułem się tak, jakby ktoś miał fanów filmów anime za najgorszy typ widza. Taki, który i tak zapłaci i zostanie w sali do końca, więc żaden wysiłek potrzebny nie będzie. Bo potem i tak wróci po więcej.
Zobacz również: Krzyk VI – recenzja filmu. O co tyle Krzyku?
Dwa wspominane odcinki Sezonu 2 zostały wrzucone tak surowo, że zachowano nawet ich endingi. Tak, w trakcie tego “filmu” mamy łącznie trzy razy napisy końcowe. Jeżeli ktoś nie zaczerpnął minimum informacji przed seansem o tym czego się spodziewać, to już widzę tą dezorientację na twarzy. Gdy 30 minut po posadzeniu się w fotelu widzisz lecące napisy z obsadą studia anime. A potem znów, i jeszcze raz na koniec.
Zachowano też wprowadzenia w formie charakterystycznej planszy z odcinkami. Konia z rzędem temu, kto nie uśmiał się, gdy siedząc w sali kinowej po ponad godzinie zobaczył napis “Odcinek 1”. Nie zadano sobie minimum trudu, by jakkolwiek to zmontować w płynny seans pod widza kinowego. Wrzucono to wszystko do kotła, doprawiono małą łyżką z Sezonu 3, niespecjalnie wymieszano i wyszedł Demon Slayer To the Swordsmith Village
Uczciwie trzeba jednak oddać, że widowisko jakim był finał Sezonu 2 Demon Slayera, na ekranie kina zyskuje jeszcze bardziej. Tak samo działało to przy okazji poprzedniej kinówki, i tu jest nie inaczej. Bardzo dobrze wypada też samo spotkanie Wyższych Księżyców z ich liderem.
Zobacz również: Filip – recenzja filmu. Zwodniczo piękny banał
Pamiętam dobrze ten rozdział z mangi, który był po prostu brzydki. Autorka mangi, Koyoharu Gotouge, niespecjalnie dba o takie rzeczy jak detale czy ładne tła za postaciami. To jest jedna z tych rzeczy, które bardzo zyskały dzięki wersji anime co wpłynęło na popularność marki. A która wywołuje potem nieprzyjemny szok u osób, które sięgną po mangę.
Spotkaniu demonów towarzyszy CGI, dynamiczne ujęcia, czy ruchy kamery na bardzo szczegółowo zrobione narzędzia chemiczne Muzana. Nawet te kilka pojedynczych ciosów jakie tam widzimy jest soczystych, i towarzyszy im przyjemny efekt regeneracji. Widać w Demon Slayer To the Swordsmith Village że studiu Ufotable się po prostu chciało zrobić tu widowiskowe wprowadzenie do kolejnego sezonu. Nawet jeżeli jest to przerost formy nad treścią, bo spotkanie samo w sobie nawet przy tych wszystkich bajerach, to dalej tylko krótkie zgrupowanie w wymiarze Muzana.
Wizyta Tanjiro w Wiosce Płatnerzy to zaś po prostu bardzo ładny poziom, do którego anime nas przyzwyczaiło. Nawet tu jednak znów mamy leniwy montaż a raczej jego brak, bo seans kończy się dokładnie tak, jak zakończy się zapewne ten sam odcinek już w serialu. Na koniec dostajemy jeszcze nowy opening. Nie uwierzę jednak, że nie dało się tu dać na koniec coś, co bardziej kończyło by się jak zachęta do sięgnięcia po kolejny sezon. A nie brutalne urwanie historii w akurat tym miejscu, bo tak wynika z epizodu który wyjdzie w kwietniu.
Zobacz również: Pokolenie Ikea – recenzja filmu. Jednorazowy seks na chybotliwej komodzie
Podsumowując, Demon Slayer To the Swordsmith Village jest jak nonszalancki złodziejaszek. Tu się uśmiechnie znajomo, tutaj pomacha przyjaźnie ręką i poklepie po pleckach, a w tym samym czasie drugą sięgnie do twojego portfela. By pomachać Ci banknotem na pożegnanie.
Niby się tego spodziewałeś, niby było OK, ale to dalej kradzież. Tym bardziej, że 9 kwietnia startuje Sezon 3. Więc długo nie trzeba będzie czekać na całą ekranizację kolejnego arcu z komiksu. Jeżeli ktoś jest bardzo niecierpliwy, to ten wgląd w nową przygodę w Demon Slayer To the Swordsmith Village dostanie. Jest tego jednak na tyle mało, a widowisko samo w sobie na tyle nie skrojone pod kinowe show, że naprawdę polecam wstrzymać się do kwietnia. A za zaoszczędzone 30zł kupić może tomik mangi. Chociażby taki, który pokrywa początek arcu z Wioską Płatnerzy.
Jaki film, co ty wgl mówisz to nigdy niemiał być film sami twórcy mówili że mają to być 2 ostatnie odcinki drugiego sezonu i jednogodzinny pierwszy odcinek trzeciego. Dla fana demon slayera możliwośc obejrzenia dwóch ostatnich odcinków entertainment district w kinie było już warte tej ceny a z pierwszym jednogodzinnym trzeciego to już było złoto, widač ze już nuemacie co pisać wuęc dajecie taki artykuł żeby się klikał i zdobyć wyświetlenia