Jessie Ware – That! Feels Good! – recenzja płyty

Zaryzykuję stwierdzeniem, że każdy z nas kilka razy w roku trafia na utwory, które tak bardzo wpadają w ucho, że słuchamy ich kilka dni (o ile nie tygodni) bez przerwy. Osobiście uwielbiam moment, kiedy odkrywam takie perełki, bo pozwala mi się to zatracić w muzyce, słowach, brzmieniu… Idealnej całości, którą nazywamy piosenką. W przypadku najnowszej płyty Jessie Ware jednak doświadczam tego uczucia na nieco większą skalę, ponieważ tutaj zamiast jednego utworu jest album.

That! Feels Good! to piąty studyjny krążek brytyjskiej Artystki, która już dawno dała się poznać jako niezwykle utalentowana wokalistka. Krążek to, jak sama Ware zdradza, efekt jej dziesięcioletniej drogi do poznania siebie jako twórczyni. Rezultaty zaś są dość zaskakujące i wyróżniają się na tle jej pozostałych tworów niemalże od pierwszych brzmień.

Album otwiera tytułowa piosenka That! Feels Good!, która zaprasza słuchaczy do imprezowego świata bluesa pełnego zmysłowych tańców i par gotowych zatracić się we wzajemnej rozkoszy. Sam początek utworu jest dość zaskakujący, lecz jak najbardziej trafny. Wymrukiwane wielokrotnie That feels good sugeruje, że płyta będzie pełna erotyzmu i cielesności. Dodatkowo efekt ten pogłębiają liczne szepty oraz pomruki, które wzmagają wrażenie intymności.

Zobacz również: Elle Goulding – Higher Than Heaven – recenzja płyty

Pierwszym jednak, co zwraca uwagę, to energia wylewająca się z niemalże każdej piosenki. Dla wielu sam ten element będzie wystarczający i sprawi dobre wrażenie bez zagłębiania się bardziej. Dodatkowo zachwycający wokal Artystki również przyciąga uwagę, szczególnie że Jessie Ware bezwstydnie, a przy tym bezbłędnie, popisuje się swoją szeroką skalą, niejednokrotnie wspinając się na wyżyny swoich umiejętności (dosłownie). Jest w tym jednak pewna naturalność, ponieważ każdy krzyk i każda góra wydają się mieć źródło w pozytywnych emocjach zawartych w albumie. Do tego dochodzi pewna wielowarstwowość, wobec której nie można przejść obojętnie. Kompozycja utworów i dbałość o najdrobniejsze szczegóły zachwyca, a niejednokrotne wyróżnienie pewnych instrumentów oraz dodanie chórków, tworzy całość idealną. Tutaj po prostu nie ma miejsca na przypadek.

Ponadto, istotnym jest fakt, że wszystkie piosenki są konsekwentnie utrzymane w tej samej stylistyce bez wpadania w monotonię. Każda pozycja jest na swój sposób wyjątkowa i przyciąga uwagę, ale i jako całość utwory rewelacyjnie ze sobą współgrają. Również samo ułożenie utworów sprawia wrażenie dokładnie przemyślanego, a szczególnie wybór pierwszej i ostatniej piosenki. Tytułowa That! Feels Good! stanowi idealny początek, zaś These lips zamyka album, żegnając muzyczną zmysłowością i zachęcając do powrotu.

Zobacz również: Sam Smith – Gloria – recenzja płyty

Warto jest również zwrócić uwagę na same teksty, gdyż wielokrotnie powtarzane frazy mogą sprawiać wrażenie banału, lecz absolutnie tak nie jest. Kompozycja pozwala tym, którzy nie przejmują się warstwą liryczną, zatracić w muzyce oraz tańcu. Zaś ci przepadający za ciekawą warstwą liryczną również nie powinni być zawiedzeni. Szczególnie jeden z promujących singli Pearls wprowadza dość ciekawą metaforę. Tytułowe perły, a właściwie ich posypanie się po parkiecie, jest swoistym odpowiednikiem określenia „tańczyć do utraty tchu”.

Moim osobistym faworytem jest utwór Lightning, którego charakteryzuje delikatność oraz sensualność. Dzięki temu wprowadza on w dość intymny nastrój, a wyróżniające się klawisze jedynie pogłębiają tę atmosferę. Ponadto same chórki, które występują również przy okazji innych pozycji, dopełniają kompozycję, a delikatny wokal dodaje tajemniczości.

Zobacz również: Taylor Swift – Midnights – recenzja płyty

Na uwagę zasługuje również Free Yourself, który jest swoistym hymnem cielesności oraz przyjemności, o czym śpiewa również sama artystka, wykrzykując słowa Why don’t you please yourself?. Co więcej wokal, a szczególnie okrzyki i góry, stanowi idealne odzwierciedlenie całego procesu wyzwolenia.

Jessie Ware swoim albumem po raz kolejny udowodniła, że jest niesamowitą twórczynią. That! Feels Good! zdecydowanie stał się jednym z moich osobistych ulubieńców tego roku. Artystka wydaje się celebrować cielesność oraz przyjemność, która często dla wielu stanowi coś zakazanego i niedostępnego. Ale może by tak jednak pozwolić sobie na wyzwolenie i wyruszyć na parkiet, choćby miał on być środkiem kuchni?

Źródło obrazka głównego: Universal Music Group // materiały prasowe

Plusy

  • Olśniewający wokal Artystki
  • Wszystkie elementy utworów są dopracowane w najdrobniejszych szczegółach, tworząc idealną całość
  • Klimat piosenek, który jest zarówno imprezowy, jak i zmysłowy

Ocena

10 / 10

Minusy

Natalia Banaś

Dumna psia mama, miłośniczka dobrej muzyki, kina oraz lisów. Dla relaksu ogląda i czyta horrory. Wiecznie z głową w chmurach i napiętym kalendarzem. Swoje popkulturowe zachwyty oraz frustracje przelewa na Worspressa i wiadomości głosowe do znajomych. Kiedy nie odpisuje, próbuje zrobić Ghostface'a na szydełku.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze