Zesłanie – recenzja spektaklu. Syberia na wesoło

Czy o polskiej historii czasu rozbiorów da się mówić inaczej niż na wzór Słowackiego i Mickiewicza? Mikołaj Grabowski po raz drugi sięga po tekst wspomnień zesłańca syberyjskiego Konstantego Wolickiego. Pierwszy raz wystawił je w 1994 roku pod tytułem Zesłanie czyli carski kabaret w Teatrze Mikołaja Grabowskiego w Krakowie. Tym razem na nowo je odczytuje w warszawskim Teatrze Ateneum w spektaklu Zesłanie czyli anty-tragedia syberyjska.

Zesłanie czyli anty-tragedia syberyjska. Dlaczego „anty-tragedia” a nie „komedia” albo „tragikomedia”? Słownik języka polskiego tłumaczy przedrostek „anty” jako „przeciwdziałający, występujący przeciw, przeciwny, przeciwległy, skierowany w przeciwną stronę”. I taki obraz został osiągnięty – Zesłanie w wersji Grabowskiego jest zaprzeczeniem tragedii. Reżyser chciał wydobyć z tekstu elementy groteski i humoru. Spektakl jest wręcz najeżony scenami komediowymi. Moim zdaniem jednak twórcy poszli o krok za daleko.

Zesłanie
Fot. Krzysztof Bieliński

Konstanty Wolicki spędził na Syberii 7 lat. Jego los wygnańca nie był typowym, kiedy myślimy o zsyłce. Urodził się w rodzinie szlacheckiej, która znana była daleko na wschód od Królestwa Polskiego. Dzięki temu mógł dosyć spokojnie przetrwać ten czas – dostał wygodną pracę kapelmistrza w Tobolsku, był zapraszamy na obiady do wysoko postawionych rodzin, dawał prywatne lekcje muzyki. Wydaje się, że jedyne co mu doskwierało to pluskwy i widok sterty śmieci za oknem. Ułaskawiony w 1840 roku wraca do Warszawy i spisuje swoje wspomnienia, które zostają wydane drukiem dopiero w roku 1876. Są to więc opowieści pisane z perspektywy czasu, która pozwala na literackie ubarwienia i wyciąganie absurdów carskich urzędników.

Zobacz również: Wzrusz moje serce – recenzja. Rozgryźć orzeszka

Grabowski w Zesłaniu rozszerza tę groteskę również na sceny, w których pierwotnie ich nie było. Przez to tracimy poczucie ciężaru wydarzeń, które oglądamy. Zsyłka wydaje się zaledwie serią komicznych wydarzeń, z których wykształconemu widzowi śmiech nie jest w stanie przejść przez gardło. Scena opisu wyglądu i podróży kolaską jest zobrazowana przez dwójkę aktorów w niedwuznacznych pozycjach, zupełnie bez związku z tekstem czy dramaturgią spektaklu. Albo spacerujący więźniowie, uśmiechający się do siebie, witający, podziwiający kajdany na nogach jakby to był ostatni krzyk mody świata galanterii metalowej.

Zesłanie
Fot. Krzysztof Bieliński

Nie mniej forma spektaklu jest bardzo ciekawa. Grabowski zmontował wybrane fragmenty wspomnień w zasadzie bez korekty. Podzielił jedynie tekst na wszystkich swoich aktorów tak, że wszyscy stają się głównym bohaterem. Działa to świetnie – dynamizuje sceny i utrzymuje w napięciu. Przynajmniej w pierwszej części spektaklu (w drugiej mamy już tego dużo mniej). Minimalizm scenografii i kostiumów, utrzymanych w czerni i bieli, pozwala skupić się na słowie i aktorach. A skoro o aktorach mowa to największe wrażenie zrobił Łukasz Lewandowski, który znakomicie odnajdywał się w coraz to nowych postaciach. Zwłaszcza w pięknej scenie dyrygowania orkiestrą.

Zesłanie
Fot. Krzysztof Bieliński

Udało mi się dotrzeć do zaledwie jednej recenzji z pierwszej, krakowskiej inscenizacji Grabowskiego. Roman Pawłowski pisał o niej w Gazecie Wyborczej całkiem niepochlebnie. Zdawkowy opis spektaklu nie pozwala na zbyt dokładne porównania, ale pojawiają się sformułowania, które pasowałyby również do warszawskiej wersji Zesłania: „ani specjalnie nie zakpił z carskiej Rosji, ani nie obalił narodowego mitu.” Czy „parodia i aktorstwo karykaturalne pasowało do tematu rozpasania czasów carskich, do zsyłki już nie, i Mikołaj Grabowski często silił się na dowcip także gdzie go nie ma.”

Zobacz również: Przedwiośnie – recenzja spekatklu. Niech będzie wiosna!

Mimo ciekawej teatralnej formy i świetnych kreacji aktorskich Zesłanie niestety nie broni się. I znów można powtórzyć za Pawłowskim: „z tej lekkości aktorskiej wysnuć można niepokojące wnioski, mianowicie, że Wolickiemu nie dzieje się na zesłaniu żadna krzywda i gdyby nie doskwierające robactwo, pewnie by został w Tobolsku na dłużej.”

Obrazek wyróżniający: fot. Krzysztof Bieliński 

Plusy

  • Minimalistyczna scenografia i kostiumy
  • Ciekawe rozwiązanie dla bohatera zbiorowego
  • Scena dyrygowania orkiestrą

Ocena

5 / 10

Minusy

  • Ogólny obraz strojenia sobie żartów z tematu
  • Scena kolaski z sugestiami seksualnymi
  • W drugiej części siada napięcie
Kinga Senczyk

Kulturoznawczyni, fanka teatru muzycznego, tańca i performansu a także muzyki i tańca tradycyjnego w formach niestylizowanych. Sama tańczy, improwizuje i performuje. Kocha filmy Bollywood, francuskie komedie i łażenie po muzeach. (ig: @kinga_senczyk)

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze