Biali nie potrafią skakać – recenzja filmu. Wsad do własnego kosza

Nostalgia, jakież piękne jest to słowo. Każdy z nas ma tendencje do wracania myślami do „tamtych” czasów, kiedy było lepiej i dotyczy to zarówno wydarzeń z naszego życia, jak i dzieł popkulturowych, z którymi mieliśmy styczność. Szkoda tylko, że w ostatnich latach wytwórnie wykorzystują nostalgie przeciwko nam, wyciągając z odmętów popkulturowej historii filmy, lub serie uznane za zakończone i tworzą na ich bazie sequele lub remaki. Dotknęło to również takiej niszy jak filmy o tematyce koszykarskiej, czego przykładem był tragiczny Kosmiczny Mecz 2, a w tym roku postanowiono zrobić na nowo klasyk Biali nie potrafią skakać

Wróćmy do lat 90, a konkretniej do roku 1992. W USA na prezydenta wybrano Billa Clintona, w Europie raczkowała idea Unii Europejskiej, a ZSRR przestał istnieć. Same istotne wydarzenia, z którymi konsekwencjami mierzymy się do dziś. W tym roku na ekranach kin rządziły między innymi Wściekłe Psy Tarantino, disneyowski Aladyn, czy krwawa Martwica Mózgu, a i znalazło się miejsce na film, który od momentu premiery żyje w świadomościach koszykarzy i fanów koszykówki jako jeden z najlepszych filmów w tej tematyce. Mowa rzecz jasna o Biali nie potrafią skakać. Produkcja wyróżniała się świetnym duetem głównych bohaterów granych przez Woddyego Harrelsona i Wesleya Snipesa i wylewającym się z ekranu klimatem kalifornijskiej Venice lat 90. W odbiorze filmu nie przeszkadzała nawet sztampowa fabuła i nie dziwię się, że baskeciarze chętnie wracają do tego filmu, bo sam często to robię.

Zobacz również: Mafia Mamma – przedpremierowa recenzja filmu. Godmother?

Mamy jednak rok 2023, więc pogadajmy o tym, co aktualne. W kwietniu wyskoczył trailer do remake’u koszykarskiego klasyka i świat okołobasketowy zamarł. Komentarze dosyć chłodne, wiele trąciły nadużywanym kiedyś to było, ale nie dziwota skoro 20th Century Studios (własność Disneya) postanowiło wykorzystać już uznaną markę do promowania nowej historii koszykarskiej. Dodatkowo pojawienie się w głównej roli debiutującego na ekranie rapera Jacka Harlowa, który pomimo tego, że w kosza grać umie i jest wielkim fanem, to wybór jego sprawiał wrażenie ruchu ku uciesze jego fanów. Czy jest tak źle, jak zwiastowali fani we wszelkich komentarzach ? No nie do końca.

W najnowszym Biali nie potrafią skakać poznajemy losy Jeremy’ego (Jack Harlow) i Kamala (Sinqua Walls). którym powiedzmy lekko, nie potoczyło się najlepiej w karierze koszykarskiej. Kamal, niegdyś uznawany za przyszłość NBA, skończył w slumsach i ledwo wiąże koniec z końcem, pracując jako kurier, a Jeremy, były zawodnik uniwersytetu Gonzagi, przez poważne kontuzje próbuje się wypromować jako trener osobisty dla koszykarzy. Oczywiście, jak to w takich filmach panowie stworzą nieoczekiwany duet, żeby osiągnąć cel, czyli zdobyć pieniążki, dzięki którym pobiegną aleją gwiazd. Sztampa pełną parą, więc trzeba poszukać czegoś, co uatrakcyjni nam seans.

Zobacz również: Szybcy i Wściekli 10 – recenzja filmu. Niedzielno-obiadowe kino akcji

Takową atrakcją jest wspomniany duet. Główni bohaterowie są tu zestawieni ze sobą na prostej zasadzie kontrastu, lecz nie odnosi się to tylko do ich charakterów. Fajnym smaczkiem dla fanów koszykówki, czy ogólnie sportu, są różnice w stylu gry oraz w hierarchi wartości w treningu. Jeremy przez dręczące go kontuzje opiera się głównie na dobrym koźle z dalekim rzutem bądź podaniem, a trening łączy z dietą oraz dbałością o zdrowie psychiczne. Kamal zaś pomimo wysokich umiejętności gra bardziej kontaktowo i skupia się głównie na swojej fizyczności.

Fot. kadr z filmu

Odejdźmy jednak od charakterów, a skupmy się na miejscu bohaterów w fabule. Pomimo tytułu Biali nie potrafią skakać to na pierwszym planie prędzej umieścimy Kamala niż Jeremy’ego. Od pierwszych scen widzimy, że więcej czasu się tu poświęca postaci granej przez Wallsa. Jego wszelkie niepowodzenia są bardziej rozbudowane, nie mówiąc już o jego pobudkach, które powiedzmy, są ambitniejsze niż jego kolegi z boiska. Ba, Kamal otwiera ten film i epilog skupia się głównie na nim.

Jedynym plusem tego nonsensu, jest fakt, że dzięki temu mamy jeden z lepszych wątków w tym filmie. Mowa tu o relacji Kamala z jego ojcem, którego gra Lance Reddick. Pierwsza scena z jego udziałem zbudziła we mnie lekką obawę, ponieważ zachowaniem przypominał mi znanego w koszykarskim świecie LaVara Balla, który promując swoich synów do NBA, więcej zepsuł, niż pomógł. Na szczęście się myliłem. Reddick daje swojej postaci niesamowitą ilość ciepła, a dialogi z jego udziałem są najlepszymi w filmie.

Zobacz również: Kochanica króla – recenzja filmu. Królewski (?) powrót Johnny’ego Deppa

Wracając jednak do głównego toku, to niestety nie podoba mi się, jak przedstawiany jest Jeremy. Kiedy przychodzi nam słuchać jego dialogów poza boiskiem, to można odczuć lekki cringe. Z postaci Jacka Harlowa zrobiono zakochanego w afroamerykanach whiteboya, który przez swój zachwyt ostatecznie staje się niesamowicie stereotypowy. Dodatkowo sypie motywacyjnymi one-linerami, które po którymś razie mogą już irytować. Na szczęście wypada to o niebo lepiej w scenach na boisku. Kiedy piłka w grze Jeremy okazuje się idealnym prowokatorem, a jego teksty kierowane do przeciwników to czyste komediowe złoto.

Idąc dalej, zwróćmy uwagę na to, czego w pierwowzorze było mnóstwo, a czego tu brakuje, czyli klimatu. Nie sądziłem, że z Venice można zrobić tak nijakie miejsce akcji. Dodatkowo twórcy odbierają nam przyjemność poznania ulicznej koszykówki, która poniekąd ma być siłą napędową fabuły, a jej miejsce zajmują ciemne, bezpłciowe hale sportowe. Jeśli nawet naszym bohaterom przyjdzie zagrać na osiedlu, to całość powstałego napięcia sprowadza się do nijakich konfliktów, a jeden z nich może wzbudzić poczucie żenady, kiedy to w ruch pójdzie ulubiona broń Ricka Daltona.

Zobacz również: Jack Harlow – Jackman – recenzja płyty

Podsumowując, Biali nie potrafią skakać na pewno nie zasłuży na miano dobrego remaku. Pomimo sztampowej do bólu fabuły i głupot w scenariuszu seans potrafi dać sporo frajdy. Pomaga w tym aktorski duet Harlow x Walls, którego świetnym dopełnieniem jest Lance Reddick. Szkoda jednak, że istota filmu, czyli koszykówka jest tu tak nijaka.

Źródło obrazka wyróżniającego: kadr z filmu Biali nie potrafią skakać (2023)

ŚLEDŹ NAS NA IG
https://instagram.com/popkulturowcy.pl

Plusy

  • Różnice pomiędzy bohaterami, które nie opierają się jedynie na charakterach
  • Fajne przedstawienie relacji ojciec-syn

Ocena

4 / 10

Minusy

  • Totalna nijakość w tle
  • Dysonans między tytułem, a bohaterem pchanym na pierwszy plan
  • Sztampowa fabuła
Krystian Błazikowski

Cichy wielbiciel popkultury. Pisanie zawsze było cichym marzeniem, które mogę zacząć spełniać. Na co dzień wielki fan Marvela, fantasy oraz horroru. Całość miłości do filmu domyka kino azjatyckie.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze