Tysiąc uderzeń serca – recenzja książki. Tak pisze się o miłości!

Dziś premierę miał nasz pierwszy patronat książkowy! Z wielką przyjemnością objęliśmy opiekę medialną nad Tysiąc uderzeń serca Kiery Cass, które ukazało się nakładem Wydawnictwa Jaguar. Powrót autorki serii Rywalki, która tym razem przeniosła nas do Kadieru, miejsca pełnego dworskich intryg, widma wojny, a w tym wszystkim dwójki ludzi, którzy nie mieli prawa zakochać się w sobie.

Miłość ma dźwięk. Brzmi jak tysiąc uderzeń serca, które rozlegają się jednocześnie. Jak szum wodospadu albo bezruch świata o świcie. Słyszysz ją w nocy, kołyszącą cię do snu, a pośród twoich najciemniejszych dni przebija się jak śmiech. Rzecz w tym, że niektórzy zostali nauczeni, by nasłuchiwać, więc kiedy się pojawia łatwo ją usłyszeć ponad hałasem. Innym jednak zagłusza ją zbyt wiele dźwięków. U nich to wszystko trwa dłużej. Ale biedy wreszcie się rozlega, to brzmi jak symfonia.

Księżniczka Annika po zaginięciu ukochanej matki i utracie wsparcia w ojcu czuła, że traci władzę nad własnym życiem. Król zmusił ją do małżeństwa bez miłości. Ten związek miał umocnić ich pozycję oraz sytuację polityczną. Dziewczyna wbrew sobie musi zostać żoną człowieka, którego praktycznie nie zna. W oddalonym o kilometry miejscu Lennox wstąpił do armii Dahrainu, aby odzyskać swoje utracone królestwo. Zrobi wszystko, żeby jego lud zajął należne mu miejsce w Kadierze, jego domu. Gdy ta dwójka stanęła sobie na drodze, jedyne uczucie, które potrafili do siebie żywić to nienawiść. Przeznaczenie miało dla nich jednak zupełnie inne zakończenie, a ich miłość zaczęła brzmieć jak dźwięk tysiąca uderzeń serca.

Zobacz również: All That’s Left in the World. To, co zostaje po końcu świata – recenzja książki

Kiera Cass dawno skradła moje serce trylogią Rywalki, która miała to coś w sobie. Na wydanie Tysiąc uderzeń serca czekałam jak na szpilkach, bo już sam opis zagwarantował mi historię iście z szekspirowskiego dramatu. Szczerze mogę powiedzieć, że jest to książka niezwykła i chwytająca za serce. Nie mogłam się od niej oderwać, a głównych bohaterów pokochałam od pierwszych stron.

Annika jest jedną z lepiej wykreowanych postaci, które miałam ostatnio przyjemność poznać na kartach książki. Zawsze brakowało mi idealnego wyważenia bohaterek, które są księżniczkami. Zazwyczaj są one albo urocze i potulne, albo mają ochotę tylko walczyć i od dworskich manier raczej stronią. Annika jest idealnym przykładem, że można być i jednym, i drugim, a w dodatku zachować w tym wszystkim pasję, zawziętość i dostojeństwo. Dziewczyna jest w stanie zrobić wszystko, by, nawet po niechcianym małżeństwie, zachować swoją iskrę i być dla swojego brata oraz poddanych ostoją. Nieraz podczas czytania Tysiąc uderzeń serca dało się wyczuć jej przywiązanie do swojego ludu, chęci dobra dla niego i jeśli zajdzie potrzeba oddania życia, by Kadier nie upadło.

Zobacz również: Proszę słonia – recenzja książki. Słoniasty powrót do dzieciństwa

Byłaś na tyle mądra, by uciec ode mnie dwa razy, więc nie bądź głupia i nie wychodź za tamtego.

Lennox jest idealnym przykładem jak budować bohatera od złoczyńcy do mężczyzny kradnącego serce każdej czytelniczki. Jego reputacja jest dość przerażająca, jeśli patrzeć na to, że uznaje się go za jednego z najlepszych morderców, znanego z wymyślnych tortur i okrucieństwa. Jedyne czego pragnie to odzyskać utracona ojczyznę, którą przodkowie Anniki odebrali jego ludowi. Jest uparty i nie cofnie się przed niczym, by dotrzeć do celu. No idealnym kandydatem na obiekt westchnień na pierwszy rzut oka to on nie jest. Jednak pod tym całym okrucieństwem kryje się mężczyzna, który pragnie zaznać spokoju, potrafi się śmiać i żartować, kochać życie. Jego przeszłość nie ułatwiała mu ścieżki, jaką obrał, więc zrobił to, co musiał. Założył maskę okrutnika i nosił ją tak długo, że zapomniał o istnieniu prawdziwego siebie.

Zobacz również: Girl in Pieces – recenzja książki. Głos nastoletniej samotności

W społeczności książkowej jednymi z ukochanych motywów książek są: enemies to lovers i slow burn. Nawet nie wyobrażacie sobie mojego uśmiechu na twarzy, kiedy śledziłam losy Anniki i Lennoxa, którzy z wrogów zmienili się w zakochanych i to jeszcze tak powoli i niepewnie. Początek mieli bardzo trudny, wręcz zapałali do siebie chęcią morderstwa jedna drugiego. Nie chcę za dużo spojlerować, ale druga scena w lesie… jakie ja miałam ciarki! Dokładnie takie same emocje odczuwali fani Cień i kość, kiedy Darkling stanął naprzeciw Kaza w ciemnej uliczce, no błagam, kto wtedy nie wstrzymał oddechu lub nie piszczał? Dokładnie tak wyglądała moje reakcja, kiedy czytałam tę scenę. Pisk i ciarki. Nikt nie potrafi tak pięknie pisać o nienawiści, która przerodziła się w miłość jak Kiera Cass.

Zobacz również: Wespertyna – przedpremierowa recenzja książki. Bojowe zakonnice

Pragnąłem jej powiedzieć, że to coś znaczy. Że skoro tylko raz się zakochała – i to we mnie, to teraz powinna się nade mną zastanowić. Chciałem ją o to błagać.

Największym plusem historii są oczywiście główni bohaterowie, ale nie tylko to pozwoliło nam pokochać Tysiąc uderzeń serca. Drugoplanowe postaci jak: Escalus, Noemi i drużyna Lennoxa to bohaterowie, do których również można zapałać sympatią od samego początku. Każdy z nich jest inny, ma swoje wartości i plany na życie. Autorka prowadzi nas przez relację wszystkich bohaterów i daje nam możliwość przywiązania się do nich wszystkich. W tle prócz głównego wątku romantycznego poznajemy jeszcze cztery inne wątki miłosne. Przeplatają się one w całej książce i w niektórych momentach miałam łzy w oczach, kiedy o nich czytałam. Wbrew pozorom wpływają one również na naszych głównych bohaterów, popychając ich ku sobie. Cała akcja również jest wartka i trzymająca w napięciu. Nie zwalniamy ani przez chwilę i tak naprawdę nie ma potrzeby, bo dzieje się  tyle, że chcemy coraz bardziej i bardziej zagłębić się w historii.

Zobacz również: Słuchacz – przedpremierowa recenzja książki. Przekręt kryzysowej Ameryki

Wmówiłam sobie, że to, co słyszę, to odgłos deszczu, czegoś rozbijającego się o skały lub walącego się drzewa. A może jednak coś innego. Ale za każdym razem, gdy Lennox się uśmiechał, dotykał mnie lub choćby patrzył w określony sposób, ja znowu to słyszałam. Dźwięk tysiąca uderzeń serca.

Kiera Cass stworzyła Tysiąc uderzeń serca, używając wszystkich znanych nam motywów i schematów. Ubrała to jednak w tak piękną historię o walce za swój kraj, ukochane osoby, determinacji i miłości tak silnej, że przezwycięży wszystko. Jesteśmy dumni i wdzięczni, że mogliśmy objąć pierwszym patronatem książkę, jaką z całego serca możemy polecić każdemu, kto lubi romanse, ale także tym dopiero przekonującym się do nich. Mam nadzieję, że również pokochacie Annikę i Lennoxa jak my.

Recenzja powstała przy współpracy patronackiej z Wydawnictwem Jaguar.
Źródło obrazka wyróżniającego: materiały prasowe kolaż.

Plusy

  • Wątek enemies to lovers i slow burn
  • Lennox i Annika
  • Postacie drugoplanowe, wartka akcja

Ocena

10 / 10

Minusy

Luiza Czarnecka

Zakochana w twórczości J.R.R. Tolkiena od dziecka (tak, trylogia Jacksona była zapalnikiem). W wolnych chwilach czytam wszystko, co wpadnie mi w ręce, ale najbardziej cenię dobrą fantastykę z kubkiem herbaty. W międzyczasie studiuje i oglądam dobre filmy i seriale (fanka Darklinga numer 1). Zainteresowań i hobby nigdy nie mało, więc próbuję wszystkiego po trochu.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze