Do polskiej prapremiery musicalu SIX coraz bliżej. Jak idą przygotowania i z czym mierzą się jego twórcy i twórczynie? Opowiada o tym Ewelina Adamska-Porczyk – reżyserką i choreografką spektaklu.
Kinga Senczyk (KS): Powiedz mi, SIX to jest twój debiut reżyserski, prawda?
Ewelina Adamska-Porczyk (EAP): Poniekąd. Ja w teatrze Variete w Krakowie, z którym dużo współpracuję, zrobiłam wcześniej dwa tytuły z Wojtkiem Kościelniakiem: Pretty Woman i Chicago. Z moim przyjacielem, który często jest również moim asystentem, współpracownikiem i współtwórcą choreografii Krzysztofem Tyszko, zrobiliśmy rewię Variete’s Great Revue. I razem pracowaliśmy nad scenariuszem i tak naprawdę oboje jesteśmy odpowiedzialni za reżyserię. Więc to tak jakby nieoficjalnymi drogami stało się już w zeszłym roku. Natomiast pierwszy raz przy SIX zostałam sama z mikrofonem, ja to tak nazywam, bez reżysera nad głową.

KS: A kiedy teraz sama już jesteś sterem nadającym wszystkiemu bieg – jak się z tym czujesz? Również w tym momencie pracy, kiedy do premiery macie 2 tygodnie.
EAP: Okazało się to dosyć dużym wyzwaniem wbrew pozorom. Pomimo tego, że ja pracuję w teatrze muzycznym już osiemnaście lat i zrobiłam naprawdę sporo tytułów jako realizator. Zwłaszcza w teatrze muzycznym, takim akurat, jak proponuje Wojtek Kościelniak, bo z nim pracuję najwięcej. Nasza współpraca jest bardzo silna i ta choreografia nie spełnia funkcji tylko tańca. Jest współodpowiedzialna za cały spektakl, przeprowadzenie widza przez historię. Natomiast oczywiście okazuje się, że bycie odpowiedzialnym nie tylko za tę część, ale za wszystko, to jest duże obciążenie. Nie ukrywam, że zderzyłam się z tym, jak dużo mnie to kosztuje. Jak jednak się stresuję, przejmuję się wszystkim i oczywiście popełniam też błędy. No bo jednak zazwyczaj pracuje się w zespole – choreograf z reżyserem, po prostu fizycznie na próbach. I nagle ja jestem sama w tych dwóch rolach i nie mam do kogo odwrócić głowy, żeby się skonsultować, tylko podejmuję wszystkie decyzje.
Zobacz również: Girl power czyli „SIX” na polskiej scenie – rozmowa z Olgą Szomańską, Martą Burdynowicz i Agnieszką Rose
Ale podjęłam taką decyzję i wierzę, że ten spektakl po coś też jest. I nie bez przyczyny po prostu pojawiła się ta propozycja. Bo to nie było moje dążenie. To była propozycja, która wyszła z Teatru Syrena. Z resztą nie ukrywamy tego, a opowiadamy już jako anegdotę, że bardzo długo trwało, zanim się zgodziłam. To były chyba 3 miesiące. Ja naprawdę długo o tym myślałam. Zastanawiałam się czy jestem gotowa, czy tego przede wszystkim chcę, czy to jest mi potrzebne. Ostatecznie poczułam, że chyba jest to dobry pomysł i z jakiegoś powodu to się pojawiło. A wiadomo realnie tutaj się zderzam po prostu sama ze sobą, ze swoimi lękami, z tym, że jestem odpowiedzialna za te kobiety, one za mną idą.

Zazwyczaj w spektaklu też tak jest, że ja biorę dużą odpowiedzialność za zespół. Zawsze jestem z zespołem. Nigdy go nie opuszczam. Pracuję do ostatniej chwili. Nie robię kilku premier naraz. Po prostu taki mam styl pracy. Bardzo mi zależy, żeby obsada się czuła przeze mnie zadbana. Ale tutaj nagle jestem sama. Akurat w takim momencie mnie łapiesz, kiedy my jesteśmy dwa tygodnie przed premierą. Jesteśmy w bardzo dobrym momencie pracy. Ja mam wybitne kobiety, z którymi pracuję. Natomiast nie ukrywam, że, nawet jak teraz z tobą rozmawiam, to mam zaciśnięty żołądek. Po prostu jestem takim wrażliwcem i bardzo silnie odbieram wszystko.
Zobacz również: Czarny Szekspir – recenzja. Lekcja (z) historii
KS: To bardzo ciekawe, bo rozmawiałam z trójką aktorek – Olgą Szomańską, Agnieszką Rose i Martą Burdynowicz. I one powiedziały to samo, że też się mierzą z wieloma rzeczami. Mierzą się same ze sobą, ale czują bardzo duże wsparcie i w grupie, ale też w Tobie.
EAP: Wydaje mi się, że udało mi się wytworzyć taki szczególny sposób bycia w pracy na tych próbach. Rzeczywiście możemy sobie pozwolić na to bycie kobietą po prostu, bycie tak jak ja bym chciała się czuć. Udało nam się takie coś wytworzyć, że komfort pracy to jedno. Natomiast chodzi bardziej o to, że każda z nas może mieć zły dzień i się naprawdę gorzej czuć i nie zrobić czegoś. Rozpłakać się, powiedzieć, nie mam siły, słuchaj, nie dam rady, dobrze dam radę. Ta przestrzeń na te emocje jest. I uważam, że każda z nas przy tej premierze – mówię o tak o sobie i o dziewięciu królowych – przepracowuje jakąś swoją sprawę. I bardzo to widzimy, że to się wydarza równolegle. Więc to też jest niezwykłe obserwować to, ale one sobie przepięknie z tym radzą. Wierzę, że każda pokona swoje jakieś trudne momenty.

KS: To nie jest chyba popularny model tworzenia atmosfery w czasie produkcji…
EAP: Jakoś tak przemknęło mi ostatnio przez głowę, że SIX jest gdzieś już w okolicach setki tytułów, które zrobiłam po różnych stronach. Jako aktorka, tancerka a potem realizator różnych rzeczy. Ja po prostu razem z tą pracą, którą wykonuję za kulisami, ale też cały czas jeszcze też stojąc na scenie wiem, jak system pracy i jej atmosfera jest ważna. Czyli ja razem ze swoim doświadczeniem jako aktorka i tancerka zbierałam doświadczenie, jak ja bym chciała pracować lub jakbym nie chciała pracować z ludźmi. Więc wiedziałam, z czym chcę wejść w tą produkcję w kontekście sposobu pracy. A niezwykłe jest to, że pracuję najszybciej w swoim życiu. Nigdy nie pracowałam tak szybko jak przy tej produkcji i dziewczyny tak samo.
Strony: 1 2