Choć jestem odwiecznym wielbicielem Star Warsów w niemal każdej formie, to z komiksami z tego uniwersum nie było mi po drodze. Mimo to znajdzie się kilka wyjątkowych tomów, które darzę wielką sympatią i wciąż mam w swojej kolekcji. Co pewien czas na rynku pojawia się kolejna, ciekawa pozycja, koło której nie mogę przejść obojętnie. Właśnie takim zeszytem jest nowy komiks pt. Obi-Wan Kenobi: Droga Jedi.
Nowo wydany komiks ze świata Gwiezdnych Wojen skupia się na jednej z najulubieńszych postaci tego uniwersum. Śledzimy w zasadzie ostatnie chwile Obiego na pustynnej planecie Tatoine. Kenobi spędza czas medytując i wspominając swoje życie. Spisuje również kilka fragmentów swojej drogi Jedi. Poznajemy nieznane dotychczas przygody mistrza. Widzimy między innymi jego młodość w świątyni na Coruscant, jedną z misji z mistrzem Qui-Gonem oraz starcia z Wojen Klonów. Każda z tych historii odsłania przed nami nowy, nieznany fragment z bogatego życia Kenobiego. Są to w zasadzie takie Opowieści Jedi, tylko z jednym bohaterem i w formie komiksowej.
Zobacz również: Batman/Spawn – recenzja komiksu. Ty wroga we mnie masz
Najnowszy zbiór opowieści o mistrzu Kenobim od pierwszych stron wydawał mi się nie tyle rozszerzeniem historii postaci, co napisaniem jego solowych przygód „od nowa“. Jednocześnie śmiało pokazuje, że można je poprowadzić spokojnie, bez rzucania bohaterem całej Galaktyce i bez ciągłego stawiania go na drodze Dartha Vadera. Zadawałem sobie w myślach pytanie: „Czy właśnie w taki sposób można było nakręcić jego serialowe historie?“. Jak wiemy zeszłoroczna produkcja Disney+ (delikatnie mówiąc) nie stanęła na wysokości zadania, próbując zaserwować nieudolny fan service, pełen niezrozumiałych i na siłę wpakowanych elementów. Potencjał się zmarnował. A tymczasem taka nieduża i praktycznie pozbawiona szerszego rozgłosu komiksowa odsłona przygód mistrza Jedi udowadnia nam, że nie trzeba efekciarskich starć i bezsensownego plątania fabuły, by zaserwować przyzwoitą i ciekawą historię.

Obi-Wan Kenobi: Droga Jedi Jest spokojną opowieścią, której bazą są pamiętniki tytułowego mistrza. Nie wiedzieć czemu, w zasadzie ignoruje wydarzenia z serialu Disneya, bardziej skupiając się na wydarzeniach z Wojen Klonów. Każde z tych wspomnień jest całkiem ciekawe. Natomiast najlepiej oglądało mi się te kadry, które umiejscowione były na Tatooine. Były naprawdę bardzo ładnie rozrysowane, miały surowy klimat. Stanowiły też hołd dla pierwszego odtwórcy roli Kenobiego, a poczucie izolacji i niebezpieczeństwa spowodowane szalejącą w tle burzą było naprawdę odczuwalne.
Zobacz również: Porwany – recenzja filmu. Utrata tożsamości
Nie będę się tutaj rozwodził po raz kolejny nad tym, jak nieudany był serial aktorski o Obi-Wanie. Faktem jest jednak, że gdyby w podobny do komiksu lub książki sposób poprowadził historię mistrza, byłaby to o wiele ciekawsza produkcja. Nowy tom skupia się bowiem na mniejszych historiach. Zamiast iść w blockbusterowe motywy dopowiada nieznane historie i pokazuje teraźniejsze życie złamanego mistrza Jedi. Jedzie też trochę na sentymencie, odwołując się do Wojen Klonów i pokazując nam po raz ostatni Obiego z twarzą Aleca Guinnessa oraz ostatnią wspólną misję Obi-Wana i jego dawnego mistrza Qui-Gona.
Komiks Obi-Wan Kenobi: Droga Jedi jest naprawdę dobrą pozycją. Dzieje się tu niewiele, przez co lekturze towarzyszy duży spokój. Jednak wyjątkowy klimat oraz nowe nieznane historie sprawiają, że dla fanów uniwersum według mnie jest to pozycja obowiązkowa, a tym bardziej dla wielbicieli tytułowej postaci.